[ z perspektywy Louis'a ]
Razem z chłopakami postanowiliśmy nie marnować kolejnego,wolnego dnia na wylegiwaniu się przed tv i graniu na play-u tylko zrobić coś pożytecznego,zadzwoniliśmy do naszego menager'a i zapytaliśmy,czy żadne radio,czy też talk show w pobliżu nie składało nam propozycji wywiadu. Okazało się,że jest jedna oferta. Przedpołudniem ruszyliśmy do radia w samym centrum Doncaster ,jako,że Paul( nasz ochroniarz i dobry kumpel ) miał wolne pojechaliśmy bez eskorty,która i tak nie była potrzebna.Studio było takie jak wszystkie inne,dużo mikrofonów,kabli,przycisków,dla mnie czarna magia,ale nie to było najważniejsze,owszem bez sprzętu rozgłośnie radiowe by nie istniały,ale najistotniejszą rzeczą są ludzie,którzy tu pracują,dziennikarze,ale też ci ,których nie widać i nie słychać,operatorzy kamer,programiści,a nawet sprzątaczki. Zasiadliśmy na czarnych,skórzanych stołkach ,każdy z nas miał przed sobą mikrofon z logo stacji i parę słuchawek.Weszliśmy na antenę,nie byłem zestresowany,ale to tylko dzięki przyzwyczajeniu ,siedzący obok mnie Nialler uśmiechnął się niemrawo,trzymał zaciśnięte kciuki.
-Co jest ? -szepnąłem.
-Będą pytać o twoją siostrę ,co ja mam powiedzieć? -mruknął.
-Prawdę i wyluzuj,stary -poklepałem go po plecach ,dodając otuchy,najwyraźniej pomogło.Wywiad,jak wywiad,dużo pytań,śmiechu,zabawy.Pożegnaliśmy się z atrakcyjną blondynką,Carlą i otyłym brunetem Rayan'em pozostawiając po sobie ślad w postaci autografu na "ścianie gości " .Wychodząc na powietrze włączyłem telefon. Miałem kilkanaście nieodebranych połączeń od bliźniaczek,szybko wybrałem numer Daisy i nacisnąłem zieloną słuchawkę,było zajęte.
-Cholera ! -warknąłem.Wtem odezwała się komórka Payne'a .Odebrał
-Phoebe ...co? co się stało ? Już daje ci Lou -odezwał się do słuchawki,a mi serce podskoczyło do gardła,bijąc dwa razy szybciej niż zwykle,widząc zaniepokojenie na twarzy Liam'a jeszcze bardziej się wystraszyłem. W pośpiechu wziąłem od niego telefon .
-
Phoebe..Co się dzieję ? -zapytałem
-
Lottie....ona..
-Co z nią ?
-
Nie wiem Loui,przybiegła cała zapłakana do domu,od jakiejś godziny siedzi i ryczy,my nie wiemy co robić,mama w pracy,Eleanor z Fizzy na zakupach i u fryzjera .
-
Nie martwcie sie zaraz będziemy .
Rozłączyłem się oddając przyjacielowi komórkę
-Co się stało Tommo ? -zapytał Hazz.Westchnąłem.
-Lottie.........sam kurwa nie wiem.....coś jej się stało,muszę sprawdzić co,musimy wracać-oznajmiłem.Wsiedliśmy do czarnego,sportowego Land Rover'a,którego nabyłem nie dawno i ruszyliśmy do domu.Całą podróż myślałem,co mogło być przyczyną napadu histerii i łez,ale niczego nie wywnioskowałem. Jedyne co wiedziałem na pewno,to to ,że moja siostra stała się magnezem na problemy i winiłem za to wszystko siebie,bo kiedy ja zacząłem spełniać marzenia jej życie straciło wszelkie barwy a ona stała się kupką nieszczęść ,może był to przypadek,dziwny zbieg okoliczność ..? nie wiedziałem,chciałem jedynie, bym to nie ja był winowajcą, chyba nikomu nie spodobała się rola potwora w życiu jego ukochanej ,młodszej siostry . Zaparkowałem przed garażem i wybiegłem ze samochodu .Byłem bliski naciśnięcia miedzianej klamki ,kiedy poczułem mocny uścisk na ramieniu,przystanąłem i odwróciłem zdziwiony głowę.Irlandczyk wpatrywał się we mnie ciemnymi,niebieskimi oczami.
-Nawet jeśli to jej wina..nawet jeśli coś przeskrobała nie krzycz na nią,po prostu przy niej bądź -oznajmił. Pierwszy raz słyszałem tak "głębokie" słowa padające z jego ust.Wtuliłem się w jego wątłe,jak na mężczyzne ramiona, a on schował swój nos w zagłębienie mojego obojczyka,powodują ciarki na moim ciele .
-Bądźcie blisko..wiecie, jakby sytuacja wymknęła się spod kontroli -poprosiłem lekko zakłopotany,kolejny raz ratowali mój tyłek z opresji.
-Od tego masz nas .Swoich przyjaciół.Braci -odparł Hazz posyłając mi promienny uśmiech,który odwzajemniłem.Z zawachaniem otworzyłem drzwi i szybko wparowałem do środka. Zrzuciłem z siebie wiosenną czarną kurtkę ,a bordowe vansy kopnąłem nogą w kąt.Wpadłem do salonu , gdzie przerażone bliźniaczki siedziały zwinięte na kanapie .Podbiegłem szybko do nich ,obejmując je .
-Gdzie ona jest ? -szepnąłem tuląc je do siebie mocniej, w tej chwili bardzo żałowałem ,że nie zjawiłem się tutaj szybciej ,dziewczynki były zagubione,wystraszone,dużo przeszły przez tą krótką chwilę.
-Ta-ta-tam -Daisy wskazała palcem w stronę dębowej komody,obok niej przy ścianie z kolanami pod brodą siedziała Lottie ,twarz schowaną miała w dłoniach i cicho chlipała,nie wiem jak mogłem jej nie zauważyć.
-Zajmę się nią , a wy uciekajcie do chłopaków ,jasne ? -oznajmiłem bliźniaczką, a one pokiwały głową na znak zgody i pobiegły razem z nimi na górę ,ostatni raz rzucając zmartwione spojrzenia na blondynkę.Co mogłem zrobić ? Jedyne to ,co poradził mi Nialler.Przykucnąłem obok niej i tak jak ona oparłem plecy o ścianą ,ramionami stykałem się z nią .
-O co tym razem poszło siostra ?-objąłem ją delikatnie i zapytałem.Wybuchła głośnym płaczem .
-Zjebałam Loui,wszystko, znowu -wyszeptała .Przycisnąłem ja mocniej do siebie.
-Przepraszam Tommo ,znowu narobiłam wam kłopotów,sobie ,mamie ,tobie,dziewczynką -odparła dławiąc się własnymi łzami.
-Spokojnie-wykonywałem powolne,kuliste ruchy dłonią na jej włosach i plechach w celu uspokojenia.
-Mu-uszę się ogarnąć -powiedziała wstając na chwiejnych nogach .Ruszyła do łazienki.
-Jakbyś potrzebowała pomocy to wołaj -krzyknąłem za nią i poszedłem sprawdzić co sie dzieję na piętrze.
[ z perspektywy Charlotte ]
Opanowana ,jeszcze z trzęsącymi się dłońmi wyszłam na górę,musiałam jakoś wytłumaczyć i udobruchać młodsze siostry . W między czasie do domu wpadła w biegu Jay .Szybko przękąsiła obiad ,spakowała torbę, zostawiła nam instrukcje i oznajmiła ,że wyjeżdża na 3 dniową delegacje i wróci w czwartek.Nie muszę mówić jaka była reakcja domowników,każdy się cieszył i wiwatował . Fizzy i El wróciły z zakupów, moja młodsza siostra była obładowana torbami,miała piękną fryzurę , w końcu szła na osiemnastkę koleżanki .Jedyne czego nie rozumiałam to jak robić taką imprezę w poniedziałek,ale z resztą ja też chodziłam się zabawiać i wtedy nieważne było czy to wtorek ,piątek czy niedziela ,liczyła się tylko i wyłącznie dobra zabawa. Kilka godzin przygotowań i Felicite nie wyglądała jak Felicite , piękne,długie brązowe włosy miała rozpuszczone i lekko podkręcone,ubrana była w :
to .Mocny makijaż dodawał jej wieku , a sukienka tylko uwydatniła jej piękne ciało i ukryła lekkie wady .Wysokie szpilki wydłużyły szczupłe nogi .Wyglądała zjawiskowo . Kiedy pokazała się nam wszystkim w salonie chłopcom opadły szczęki,zwłaszcza Louis'owi który chyba nigdy nie przypuszczał ,że ona może tak wyglądać.
-Dlaczego ona jest Twoją siostrą -mruknął Harry lustrując ją z góry na dół , za c oczywiście dostał w łeb. Posypało się wiele komplementów .
-Kto będzie na tej imprezie -zapytał matczynym głosem Loui.Szatynka westchnęła .
-Kilka osób,nie znasz ich -odparła -A..i będzie Mick .
Serce mi przyśpieszyło,gdzie Mick i imprezka tam narkotyki i hektolitry alkoholu .
-Wszystko w porządku Lottie ? Strasznie zbladłaś -Eleanor podeszła do mnie .
Co powinnam teraz zrobić ...zabronić jej pójść....a może pozwolić ....
-Ja-ja .. nic mi nie jest .Miłej zabawy siostra .Ja-ja muszę coś załatwić -oznajmiłam,chwyciłam kurtkę, wsunęłam trampki na nogi i wyszłam na świeże powietrze .Wybrałam
jego numer i zadzwoniłam,raz,drugi,dziesiąty. Nie odbierał .
"
Fizzy idzie na tą osiemnastkę ,jeśli dowiem się,że były tam dragi,przysięgam na własną matkę rozerwę Cię na szczępy . Lott " - wysłałam do niego wiadomość , w tym momencie liczyło się dla mnie bezpieczeństwo siostry i nikogo więcej .Wróciłam do domu .
-Co się stało ? -zapytał Tommo.
-Nic.-stwierdziłam . Na razie nic -dodałam szepcząc sama do siebie.
Usiedliśmy wszyscy przed telewizorem oglądając komedie i rzucając w siebie popcornem .
-Charlotte jutro spotkanie z prawnikiem,przypominam Ci ,bo pewnie o niczym nie wiesz - oznajmił Liaś , miażdżąc pasiastego wzrokiem.
-Dziękuję tatuśku -odparłam ze śmiechem na ustach, teraz nie bałam się tak jak przedtem,że wsadzą mnie znowu
tam,kiedy wymawiałam nazwę
tego miejsca przechodziły mnie okropne ciarki,więc wolałam tego nie robić,wracając do sedna sprawy , byłam stuprocentowo pewna,że nic mi nie udowodnią ,istnieje jakaś sprawiedliwość na tym świecie, a ten adwokat za taką sumę pieniędzy pewnie potrafi zdziałać cuda.
-Jestem głodny -mruknął Horan,na co wszyscy zaragowali śmiechem.
-Li ? -popatrzył na niego maślanymi oczkami.
-Niall robiłem ci trzywarstwową kanapkę godzinę temu -odparł .
-Dobra, ja Ci zrobię -zgłosiłam się na ochotnika,film za bardzo mnie nie interesował ,a smutny wyraz twarzy Horan'a sprawiał ,że miałam ochotę go uściskać i zabić człowieka,który wyrządził mu krzywdę .
-Jaj ! Chodź - pociągnął mnie za rękę do kuchni,jego dłoń była taka delikatna i ciepła .Kiedy jego opuszki zetknęły się z moją skórą przeszedł mnie dreszcz ,przyjemny dreszcz. Staliśmy w progu nadal ze splecionymi ze sobą dłońmi,nie przeszkadzało mi to w ogóle.
-To co mi zrobisz ? -zapytał uśmiechnięty.
-A na co masz ochotę ? -zamyślił się i przez ułamek sekundy miałam wrażenie,że wpatruję się w moje usta,ale to zapewne był wytwór mojej wyobraźni.
-Zdam się na ciebie i twój talent kucharski-oznajmił. Niechętnie puściłam jego dłoń i podeszłam do lodówki.
Zaczęłam wykładać składniki na blat,zamierzałam przygotować omlety,nic trudnego.Kilka jajek,trochę śmietany ,mleko,cukier ,rozmieszać ,wlać an rozgrzana patelnie i gotowe. Kroiłam owoce,które miały być dodatkiem do kolacji,kiedy usłyszałam jak ktoś wchodzi do domu . Nałożyłam jedzenie na talerz i podsunęłam je blondynowi ,za co zostałam wynagrodzona całusem w polik. Poszłam sprawdzić, kto mógł przyjść o tej porze.To była Fizzy ,ledwo co stałą na nogach i chichrała się jak głupia. Podbiegłam do niej i wpatrzyłam się w jej źrenice,były nienaturalnie rozszerzona,tak jak to było w wypadku mojego byłego przyjaciela .
-Kurwa Fizzy -warknęłam
-Nie krzycz na nią ,ty też często przychodziłaś pijana do domu -wstawił się za nią Lou.
-Nie widzisz,że ona coś brała -odparłam ,a jego twarz spowarzniała.
-Felicite co on ci dał ? -zapytałam
-Taakąąą tabletkęę mówił,że będzie faaajniee -powiedziała.
-Zajebie skurwysyna - mruknęłam i wybiegłam z domu prosto do domu Lily,gdzie odbywała się osiemnastka. Wparowałam tam szukając Mick'a ,wiedziałam ,że to on był za wszystko odpowiedzialny .Przepychałam sie między kompletnie pijanymi nastolatkami ,wszędzie walały się butelki po wódce i piwie. Wybiegłam na piętro ,usłyszałam cichą rozmowę.
-Dałeś to jej siostrze ?-zapytał jakiś chłopak.
-Yhy. Nieźle kopie-odparł Starcks.
-Ale czemu ?
-Żeby miała nauczkę - nie wytrzymałam,rzuciłam się na niego z łapami ,uderzając pięściami w jego klatę i twarz .
-Jesteś chorym ,pojebanym narkomanem -krzyczałam do niego, a on sie tylko śmiał,co te narkotyki z niego zrobiły,to już nie był mój "brat" ,to był zupełnie inny człowiek .Zrzucił mnie z siebie,uderzyłam głową o kant stoliczka nocnego,poczułam ostry ból.
-To wszystko twoja wina -wysyczał i odszedł dalej chichocząc. Zebrałam się z podłogi,przyciskając mocno ręką ranę ,z której sączyła się krew.Wyszłam stamtąd jak najszybciej,mój telefon torturował moją kieszeń wibracją,ale nie odbierałam .W kilka minut dotarłam do domu,chciałam od razu dostać się do łazienki,ale drogę zastawili mi chłopcy i Elka.
-Gdzieś ty była ?! ...O Jezus Lottie co się stało? -Eleanor podeszła do mnie i ściągnęła moją zakrwawioną dłoń z czubka głowy ,pisnęła i pobiegła po lód
-Po co tam szłaś ,kto ci to zrobił?!-warknął Louis.
-Jak to po co Tommo on dał jej narkotyki i zrobił to tylko dlatego ,żeby mi dopiec -odparłam.
-Kto do jasnej cholery.-krzyknął.
-Mick -oznajmiłam.
-Mick ,czyś ty oszalała, znacie się do 17 lat,od zawsze byliście jak rodzeństwo ,a ty go osądzasz - wstawił się za nim ,ta cholerna męska solidarność .
-Lou długo cię tutaj nie było ,to już nie jest on ,dragi go zniszczyły i uwierz mi rodzeństwo też potrafi się krzywdzić -stwierdziłam,odebrałam od brunetki worek lodu i przyłożyłam go sobie do rany sycząc z bólu,poszłam do kuchni,wygrzebałam z apteczki olbrzymich rozmiarów plaster i gazę i zakleiłam krwawiące miejsce.
-Powinniśmy pojechać z tobą do szpitala -oznajmił Harry ,kiedy przechodziłam przez salon.
-Nic mi nie jest , co z Felicite ?
-Śpi -powiedzieli chórkiem .Postanowiłam sprawdzić co u niej,wdrapałam się wolno po schodach, uchyliłam drzwi od jej pokoju,cichutko pochrapywała ,wszystko było w porządku na szczęście . Zeszłam z powrotem do salonu, kiedy patrzyłam w dół miałam dziwne mroczki przed oczami a, ból w czaszce się nasilał. O mało, co nie spadłam ze stopni,ale udało mi się ,zażyłam silne leki przeciwbólowe i położyłam się na już wolnej kanapie . Nie mogłam spać spokojnie,przez to całe wydarzenie,okazało się,że na naprawę mojej wieloletniej przyjaźni jest już za późno,nękało mnie tylko jedno pytanie,dlaczego nie zabroniłam mu brać tego świństwa na samym początku ? Ukryłam twarz w poduszce płacząc ,dlaczego jestem taka beznadziejna ?
-Charlotte,wszystko okej ? -usłyszałam głos Malika .Obróciłam się w jego stronę, było ciemno,jedyne co dostrzegałam to jego piwne oczy ,w których odbijał się blask księżyca.
-Nic nie jest okej Zayn -oznajmiłam przecierając załzawione oczy.
-Nie martw się ,Lou dzisiaj na wrzeszczał na ciebie ,bo się o was martwi .Jedna siostra przychodzi z imprezy naćpana,druga wybiega i wraca z pękniętą czaszką ,jakbyś ty zaragowała ?
-W sumie masz rację, muszę go przeprosić -stwierdziłam.
-Dobry pomysł ,śpij dobrze - powiedział .
-Dobranoc i dziękuję - obróciłam się na bok i zasnęłam z myślą ,że moje problemy w końcu się rozwiążą. Muszą .
_____________________________________________________________
Krótki .tak wiem ,przepraszam ,ale mam sporo nauki i tyle tylko udało mi się nocą naskrobać .Mam nadzieję ,że się podoba .Przepraszam za wszystkie błędy
Write soon