czwartek, 30 maja 2013

Rozdział 31

Heeeeeeeeeeeeeeeeeej ! Co prawda pod 30 rozdziałem nie było 10 komentarzy,ale postanowiłam,że nie będę dłużej czekać i dodam nowy rozdział.Nie wiem czemu zmalała liczba komentarzy,ale doszłam do wniosku,że to może przez koniec roku szkolnego.Same rozumiecie,poprawianie ocen itp.Mam jednak nadzieję,że tym razem dobijecie do 10 komentarzy i rozdział się Wam spodoba.Ostatnio myślałam też nad pewną ankietą,ale o szczegółach opowiem Wam później.Także tego,nie zanudzam.Do następnego kochane <3
P.S: Chciałam bardzo Wam podziękować za tak ogromną masę wyświetleń.Jesteście GENIALNE <3


Nareszcie opuściłam budynek szkoły.Kolejny dzień egzaminów,chyba każdy miałby już tego po dziurki w nosie...Zarzuciłam torbę na ramię i szybkim krokiem ruszyłam w stronę domu.Nie dość,że byłam wykończona sprawdzianami,to jeszcze ta sprawa w sądzie.Wszystko wyszło na jaw.Nie wiem jakim cudem,ale każdy doskonale wiedział o jej przebiegu,a także o wyczynach Blacka i moim uniewinnieniu.Nagle wszyscy rówieśnicy opamiętali się i teraz zamiast łypać na mnie spojrzeniem i obgadywać za plecami jak jakąś ćpunkę podchodzili do mnie,mówili jak bardzo mi współczują,posyłali mi pokrzepiający uśmiech ilekroć widzieli mnie na korytarzu.Już chyba obmawianie było lepsze.Przynajmniej mniej irytujące.Czy oni nie potrafili zrozumieć,że jedyne czego potrzebowałam to spokój.Miałam już dość tego całego szumu wokół tej cholernej sprawy.Chyba wystarczająco się nacierpiałam,tak?
Jedyne czego pragnęłam to zniknąć z powierzchni ziemi,chociażby na parę dni.
Do tego dochodziła jeszcze kłótnia z Niallem.To nawet nie była sprzeczka,tylko....Nawet nie potrafiłam tego zdefiniować.Blondyn najzwyczajniej w świecie musiał odpocząć od sprawiającej kłopoty dziewczyny-ewentualnie tak można było to określić.Nie miałam oparcia w nim,ani też w przyjaciołach.Przecież ich nie miałam.
Mick już dawno został skreślony z listy osób na których mogę liczyć.Pytanie tylko kto na niej został.Maya?Nigdy nawet jej na oczy nie widziałam,ale w pełni jej ufałam.Był tylko jeden problem,zaniedbałam ją,od dłuższego czasu w ogóle się z nią nie kontaktowałam,a jeśli już to robiłam,to tylko po to by się wyżalić.Tak chyba nie zachowują się przyjaciółki.
Cindy?Tutaj też chodziło o brak czasu.Z nią także dawno nie rozmawiałam,a przecież dawniej widywałyśmy się codziennie.CODZIENNIE.O reszcie znajomych nawet nie myślałam.Jakoś nie miałam ochoty siedzieć w parku,czy kawiarni z kumplami.Wystarczyłaby mi jedna,ale za to bliska mojemu sercu osoba.
Skoro zawiniłam,to pasowałoby to chyba jakoś naprawić.Tylko jak?
Postanowiłam na razie o tym nie myśleć,przynajmniej spróbować.Włożyłam słuchawki do uszu i nieco zwalniając tępo wsłuchiwałam się w cudowny głos mojego rudego Boga.

Settle down with me 
Cover me up
Cuddle me in
Lie down with me
And hold me in your arms

And your heart's against my chest
Your lips pressed to my neck
I'm falling for your eyes
But they don't know me yet
And with a feeling I'll forget I'm in love now

Kiss me like you wanna be loved
You wanna be loved
You wanna be loved
This feels like falling in love
Falling in love
We're falling in love

Po kilku minutach doszłam do domu.Ściągnęłam słuchawki z uszu i schowałam je do kieszeni marynarki,tak samo jak telefon.Weszłam do środka krzycząc przy tym głośne "jestem".Zsunęłam ze stóp balerinki i pognałam do kuchni nagle zdając sobie sprawę jak bardzo jestem głodna. Mama była w pracy,więc musiałam sama sobie coś przygotować.
Na lodówce obok rysunków,planów lekcji,magnesów w kształcie zwierzątek i innych dupereli samotnie wisiała żółta,samoprzylepna karteczka.
"W lodówce jest spaghetti.Dopilnuj by dziewczynki zjadły wszystko.W zamrażalniku są lody,ale to dopiero po obiedzie!.17:30 dentysta Phoebe-Matt przyjedzie o 17:10!!.Będę wieczorem.Kocham. Mama :)"
Z uśmiechem na ustach zatarłam ręce i wyciągnęłam pudełko litrowych czekoladowo-śmietankowo-truskawkowych lodów.O mało nie padłam na zawał i nie wyrzuciłam łakoci w powietrze,kiedy Fizzy zjawiła się w kuchni cicho jak myszka i zapytała.
-Co ty tutaj robisz?
-JeezusMariaChrystePanie!!!Felicite wystraszyłaś mnie,gamoniu.-wysapałam,łapiąc się za dudniące serce.
Młodsza o rok kopia chichocząc na widok mojej miny podeszła bliżej,wyciągnęła dwie łyżeczki z szuflady i dosiadła się do mnie.Obie napakowałyśmy sobie tyle lodów do buzi,że nie mogłyśmy tego przełknąć.
-Ae pychne-wybełkotała szatynka,a ja wybuchnęłam śmiechem.
Nagle zadzwonił mój telefon.Popędziłam na taras i wyciągnęłam komórkę z kieszeni z nadzieję,że to może jednak Nialler się odezwał.Chciałam w końcu usłyszeć jego głos i perlisty,donośny,specyficzny śmiech.Niestety to nie był on.
Odebrałam wzdychając.
-Cześć siostra.
-Hej Lou.
-Co słychać?Jak w szkole?
-Szczerze powiedziawszy mam dość szkoły,chcę się już od niej uwolnić i od tych wszystkich przygłupów...
-Jest aż tak źle?
-Cały czas roztrząsają tą sprawę z Blackiem,a ja po prostu chcę o tym zapomnieć.

-Rozumiem.Nie martw się,w końcu przestaną plotkować.A jak egzaminy?Dobrze ci poszły,czy raczej oblałaś?
-W miarę.
-A ogólnie jak jest?
-Jeśli chodzi o mój stan fizyczny to: siniaki już nie bolą, na szczęście schodzą pomału.Łuk brwiowy nadal  rozpierdzielony,nie chcę się goić dziadostwo.Jeśli chodzi o stan psychiczny : hm....jest w porządku.
-Na pewno?
-Ugh...Wiem,że chodzi ci o Niallera.Nie pytaj mnie nawet o to,co jest teraz pomiędzy nami,bo sama nie mam bladego pojęcia.Czuję się jak idiotka pytając cię co u niego,ale muszę wiedzieć czy wszystko okej.

-Łazi taki jakiś struty i przybity,ale ogółem wszystko jest w jak najlepszym porządku.
-To dobrze.Pozdrów chłopców.Mam nadzieję,że za bardzo was tam nie męczą.Powiedz im,że tęsknie za nimi wszystkimi i nie mogę się doczekać aż zobaczę te ich paskudne ryjki.
-Jasne.Trzymaj się Lottie.Kocham cię.
-Pa,pa Lou.Ja ciebie też.
Rozłączyłam się zatrzymując na chwilę wzrok na mojej tapecie.Wyszczerzony Irlandczyk uśmiechający się od ucha do ucha i ja,całująca jego rumiany policzek.

****

Rozległ się dzwonek do drzwi.Krzyknęłam,zdzierając sobie gardło,by ktoś otworzył,ale młodsze siostry na samą myśl o ruszeniu tyłka z kanapy opadły ze zmęczenia.
-Świetnie.-prychnęłam i wycierając mokre dłonie ruszyłam do przedpokoju.Otworzyłam drzwi,a moim oczom ukazała się wysoka,szczupła,czerwonowłosa dziewczyna.
-Cindy!-zapiszczałam i wtuliłam się w nią jak mała dziewczynka we własną matkę.Nie spodziewałam się,że w końcu się z nią zobaczę i bardzo cieszyłam się z tego faktu.W końcu przyszedł czas na uregulowanie paru spraw.Jakaś taka wewnętrzna siła wstąpiła we mnie  i za wszelką cenę chciała bym wytłumaczyła sobie wszystko z moją,miejmy nadzieję,przyjaciółkom.
-Chaar....Nawet nie masz pojęcia jak ta bezuczuciowa Cindy Parker się za tobą stęskniła-oznajmiła z uśmiechem,a ja zachichotałam.
-Nierozgarnięta Charlotte Tomlinson chyba jeszcze bardziej-odparłam i po raz kolejny przytuliłam się do niej.Zaglądnęłam na sekundę  do salonu,powiedziałam Fizzy,że ma dopilnować dziewczynki i nie ruszać się z domu dopóki ja nie przyjdę,i nie czekając aż zacznie marudzić wyszłam cała rozpromieniona na zewnątrz.Ruszyłyśmy powolnym krokiem w kierunku miasta.Słońce przyjemnie grzało,a lekki wiaterek idealnie komponował się z wysoką temperaturom.
-Sądziłam,że będę cię na mawiać z 15 minut żebyś ruszyła tyłek,a nie siedziała tylko w tych czterech ścianach,a tu proszę,taka zmiana.-stwierdziła Parker,a ja odpłaciłam jej się za to łokciem w boku.
Może i lubiłam przesiadywać w domu przed tv ze znajomymi,ale to było dawno temu,kiedy głupiutka Charlotte nie odkryła jeszcze co to swoboda,alkohol i imprezy.Teraz było ciut inaczej,chociaż powróciłam do nawyku zalegiwania w domu z paczką ciastek pod ręką,zwłaszcza kiedy chłopcy też tam byli.
-Aż tak ze mną źle?-wyjęczałam,a ona zaniosła się głośnym śmiechem.
-Czasami...-wyszczerzyła się,a ja nie dałam rady nie odwzajemnić jej szczerego uśmiechu.
Przez resztę drogi do kawiarni gadałyśmy jak najęte praktycznie o niczym.To plotkowałyśmy o znajomych,to wspominałyśmy stare,dobre czasy.
-Ostatnio było ciężko,ale wiesz co,Lottie?-zagadnęła,gdy wchodziłyśmy do MlikShake City.
-Co?
-To chyba nauczyło cię życia.Mnie z resztą też.Już wiem,czego nie warto robić tylko dla fun'u,bo później źle to się wszystko kończy.Nie chciałabym cierpieć tak jak ty i wiem,że nie chcesz o tym gadać,ale cholerka tak mi jakoś strasznie przykro z tego powodu.Przepraszam.-powiedziała na jednym wdechu,a mi stanęły łzy w oczach.Miała rację,teraz nie popełnię już drugi raz tych samych głupich błędów.Teraz już wiem jakich problemów sobie naważyłam i ile moi najbliżsi przeze mnie przeszli.
-Nie masz za co-szepnęłam,ocierając łzy,a ona zaczęła zawzięcie mrugać by też się nie rozkleić.
Kupiłyśmy shake'i i usiadłyśmy przy jednym ze stolików.
-Uśmiechnij się Lott.Wiem,że potrafisz.Jesteś silna babka i poradzisz sobie ze wszystkimi przeciwnościami losu,już nie jeden raz to pokazałaś.-oznajmiła,a ja wysiliłam się na delikatny uśmiech.
-Tak.
Pociągnęłam nosem i upiłam łyk czekoladowego,zimnego napoju.
Zmieniłyśmy temat na bardziej przyjemny.Gawędziłyśmy o planach na 3 miesięczne wakacje.Zupełnie o nich zapomniałam,a jeszcze do niedawna byłam bardzo podekscytowana tak długim urlopem.Teraz też bardzo się cieszyłam,chociaż żadnych szczególnych atrakcji się nie spodziewałam.
-Nie gadaj,że będziesz zalegać w Doncaster.Ten twój Niall nie weźmie cię do siebie?-zapytała,a ja wzruszyłam ramionami.
-Nie wiem.-odparłam całkiem szczerze.Nie wiedziałam co zrobi Horan i jakoś zbytnio nie miałam ochoty by tłumaczyć kolejnej osobie co się stało.
-Nie jesteś z nim? Nie kochasz go?-dopytywała zdezorientowana.
-Jasne,że go tak.Jestem w nim zakochana i to na zabój,ale wszystko wyjaśni się dopiero niebawem.-oznajmiłam,a ona pokiwała głową.Chyba zrozumiała o co mi chodzi.
-Wiem,że nie chcesz o tym gadać,ale ja to w końcu ja i muszę się dowiedzieć dlaczego jest coś nie tak.-odezwała się po chwili ciszy.Westchnęłam.Zaczęłam jej wszystko wyjaśniać,a ona z dziwnym,szerokim uśmiechem stwierdziła,że to normalne i za kilka dni mu przejdzie.
-Czy ty aby przypadkiem czegoś nie kombinujesz?-uniosłam jedną brew do góry i pogroziłam jej palcem.
-Och..daj spokój.Jasne,że nie.To wasze PRYWATNE sprawy-powiedziała,a ja odetchnęłam z ulgą.Wstałam od stolika i ruszyłam do ubikacji,a czerwonowłosa Parker została na swoim miejscu.

* Z perspektywy Nialla*
*2 dni wcześniej*

-Naprawdę?-zapytałem nie dowierzając.Nie sądziłem,że może do czegoś takiego dojść.Zayn zawsze był pewny siebie,a teraz?Bał się przyznać do swoich uczuć,przecież to do niego nie podobne.Co ta kobieta z nim zrobiła?
-Nie na jaja Niall,ty idioto-warknął,a ja prychnąłem.-Zawsze podobały mi się brunetki z ciemnymi oczami,nie było mowy o tym bym zainteresował się jakąś blondyną.Jakoś w ogóle mnie nie kręciły,a teraz?Teraz jest zupełnie inaczej.Nigdy nie sądziłem,że się w niej zakocham.Jest fajna,miła,sympatyczna,ma świetne poczucie humoru,piękne,niebieskie oczy,jasne włosy,ładną figurę,cudowny charakter.Jest taka przyjazna,mógłbym rozmawiać z nią godzinami.....-wyznał wzdychając.
-No to w czym problem? Przecież nie ma chłopaka -wtrącił Harry,a Mulat posłał mu mordercze spojrzenie.
Ja sam bardzo lubiłem Perrie.Była naprawdę fajną dziewczyną,nigdy nie pomyślałbym,że ona i Malik,ale w gruncie rzeczy pasują do  siebie.
-Właśnie,skoro jest wolna to czemu się z nią nie umówisz?-poparłem Stylesa,a on schował twarz w dłonie.
-Bo się boje,że mnie odrzuci.-wyszeptał,a ja uśmiechnąłem się delikatnie.
-Oj stary,stary...-klepnąłem go po przyjacielsku w ramię.-Jesteś fajnym,uczuciowym i przystojnym facetem.Kto by cie nie chciał? Poza tym ona lubi spędzać z tobą czas,to już chyba coś znaczy,nie ?-przedstawiłem mu mój tok myślenia,a on zamilkł na sekundę.
-Raczej tak-wymruczał i zerwał się na równe nogi odprawiając jakiś taniec szczęścia.
-Yeah!-poruszał zabawnie biodrami w przód i w tył.
Wybuchnąłem śmiechem,a on rzucił się na mnie.
-Dzięki,dzięki,dzięki-wyściskał mnie i pobiegł do swojego pokoju,zapewne zatelefonować do Edwards.

*7 maj*

Wyszedłem spod prysznica owijając się wokół pasa ręcznikiem i zacząłem szukać dzwoniącego telefonu.Wreszcie znalazłem go pod stertą ubrań i aż mnie zamurowało,kiedy zobaczyłem numer wyświetlony na ekranie komórki.Moją twarz rozświetlił delikatny uśmiech,a serce zakołatało.
Odebrałem.
-Halo?Lottie?
-Cześć.Z tej strony Cindy,przyjaciółka Charlotte.Ona nie wie,że do ciebie dzwonię,więc radze ci siedzieć cicho,jasne?
-No tak,ale dlaczego akurat do mnie i to z jej telefonu?
-To nie ty jesteś tutaj od zadawania pytań.Dobra,mam mało czasu.Chcę ci jedynie powiedzieć,że masz się ogarnąć,chłopie.
-Ale,że co?Niczego nie rozumiem.
-A co tu jest do rozumienia?Zachowałeś się jak zwykły dupek,a ona przez ciebie cierpi.Mało przeżyła,że jeszcze ty dokładasz jej problemów?Powinieneś ją wspierać,a nie uciekać od niej jak zwykły tchórz.Radzę ci przemyśl to,bo ona naprawdę nie zasługuje na takie traktowanie.
Rozłączyła się.
W ogóle nie rozumiałem o co tej dziewczynie chodziło,ale zdawało się,że miała rację.Jak ja mogłem być taki głupi i jeszcze bardziej ją zdołować?Jak ja mogłem się tak zachować?
Dzięki Bogu,że ta dziwna Cindy do mnie zadzwoniła,bo jeszcze bardziej zraniłbym moją biedną Charlotte.
Nie dość,że wtedy jej nie obroniłem,to jeszcze teraz zachowywałem się tak jakby mi na niej nie zależało,a to nieprawda.Kochałem ją nad życie.
Walnąłem z pięści w ścianę,krzycząc.Byłem na siebie wściekły.Nie mogłem znieść myśli,że skrzywdziłem ją tak samo jak on,a może i jeszcze bardziej?
Tak bardzo chciałem cofnąć czas,wynagrodzić jej to wszystko.
Wybiegłem z pokoju trzaskając drzwiami,wyminąłem zdezorientowanego Liama w salonie i wydostałem się na zewnątrz.Chciałem się uspokoić,odsapnąć,przemyśleć to wszystko.
-A ty gdzie się wybierasz?-drogę zagrodził mi postawny szef ochrony.Próbowałem go przesunąć,ale był za silny.
-Paul.Daj.Mi.Spokój-warknąłem,waląc go z pięści w ramię.On równie dobrze,jeśli tylko by chciał mógłby mnie załatwić jednym ciosem,ale nie zrobił tego.
-Nie zachowuj się jak tępak.Odsuń się!-ryknąłem,a on chwycił mnie za nadgarstki.
-Ogarnij się Niall.Zaraz macie wywiad i występ.Chcesz wystawić chłopaków?Chcesz wystawić swoich fanów?-oznajmił ze stoickim spokojem.Odwróciłem głowę do tyłu i zobaczyłem jak zdziwiona czwórka stoi na ganku i przygląda się naszej dwójce.
-Nie,ale ja...ja.muszę-mruknąłem i usiadłem na chodniku,podciągając kolana pod brodę.Facet poklepał mnie po ramieniu i przywołał gestem moich przyjaciół.
-Co się stało,mały?-Louis przysiadł się do mnie i potarmosił po włosach.
-Nic-fuknąłem.-Już.....już jest okej.
-Dobra,to rusz tyłek i ubierz się-zachichotał,a ja dopiero teraz zdałem sobie sprawę,że założyłem jedynie bokserki i spodnie.Zacząłem się śmiać z własnej głupoty i wróciłem do mieszkania.




niedziela, 26 maja 2013

Od Autorki

Heeej! Ta notka w sumie nie dotyczy tego bloga,ale chciałabym pomóc w pewnej akcji.Mianowicie  jeśli filmik,który jest pod spodem będzie miał pół miliona wyświetleń zwierzaki ze schroniska dostaną sporą ilość karmy.Wystarczy tylko chociaż raz go obejrzeć.To nic nie kosztuje,zajmie Wam jedynie 2 minutki,a te biedne psiaki i kociaki przynajmniej nie będą chodziły głodne.Jeśli też możecie rozsyłajcie ten filmik do znajomych,czy udostępniajcie na tt i fb.
To chyba tyle w tej sprawie.Mam nadzieję,że pomożecie!

środa, 22 maja 2013

Rozdział 30

Heeeej kochane! Miałam zaczekać jeszcze do jutra,ale korciło mnie i dodałam rozdział dzisiaj.Trochę się przeliczyłam,pod rozdziałem28 nagrodziłyście mnie aż 14-stką komentarzy,więc sądziłam,że pod 29 będzie ich taka sama liczba.Jednak nie doczekałam się.Było ich mniej niż zazwyczaj i nie mam pojęcia czy to z mojej winy ich liczba zmalała.Mam cichą nadzieję,że raczej  nie ja zawiniłam.Wiem,że ostatnio troszkę Was zaniedbuję i posty nie są zbyt długie,ale bardzo się staram. Z czasem u mnie jest kiepsko,więc same wiecie jak to jest.Dobra,nie będę Was przynudzała.Mam nadzieję,że ten rozdział jednak przypadnie Wam do gustu i wracam do starej wersji szantażu.10 komentarzy=następny rozdział.
Do następnego kochane xx
P.S Zaktualizowałam bohaterów :)

* Z perspektywy Felicite*

Kręciłam się po pokoju.Zrobić to,czy nie?To pytanie krążyło mi po głowie przez calutką noc i dzisiejszy poranek.Wreszcie odważyłam się.Chwyciłam za telefon i zadzwoniłam pod odpowiedni numer.
Gdy tylko usłyszałam sygnał chciałam się rozłączyć.Tłumaczyłam to sobie,że może nie będę mu przeszkadzać,bo jest zapracowany....ale w gruncie rzeczy po prostu się bałam.Zanim zdążyłam nacisnąć czerwoną słuchawkę odebrał.
-Halo?
Serce zadudniło mi w piersi,a głos uwiązł w gardle.
-Halo?
-Cześć Harry.-powiedziałam bardzo cicho,ale chłopak i tak mnie usłyszał.
-Hej Fizzy.Coś się stało?-zapytał.Nie wiedziałam co mu odpowiedzieć,z jednej strony nic się nie stało,ale z drugiej....
-Feli?Jesteś tam?Wszystko w porządku?-dopytywał,gdy przez dłuższą chwilkę nie uzyskał ode mnie odpowiedzi.
-Tak-westchnęłam.- Chcę cię przeprosić Hazz.Za wszystko.Za to,że ci nie wierzyłam.Za to jak głupio się zachowywałam.Za to,że cię nie słuchałam-głos zaczął mi się łamać.-Bardzo mi przykro,Harry.
-Ale co się stało,mała?Ja się nie gniewam,powiedz mi tylko,czy coś się stało?-Loczek był coraz bardziej zdenerwowany.
Rozkleiłam się,w gruncie rzeczy bardzo przeżyłam to wszystko co zrobił Mick i miałam ochotę zapaść się pod ziemie.Kochałam go tak naprawdę za nic,nie był tego wart.Sprawił,że byłam szczęśliwa,to prawda,ale teraz było gorzej,dużo gorzej.
-Wiem już wszystko.Wiem jaki on jest.Wiem co zrobił Lottie,a mimo wszystko tak bardzo chciałabym by był ze mną teraz i powiedział,że to tylko głupi koszmar.Harry,kocham go i jestem skończoną idiotką.-wyjęczałam,łkając i pociągając nosem.Łzy lały się strumieniami po mojej twarzy,a oddech przyśpieszył.Jakim cudem mogło mi na nim aż tak zależeć,pomimo tego co zrobił?Kochałam go i nienawidziłam jednocześnie,czy to było w ogóle możliwe?
-Nie martw się,Fizzy.Dobrze,że przekonałaś się do czego jest zdolny.Wiem,że teraz nie jest ci łatwo,ale nie daj mu tej satysfakcji,nie pozwól by wiedział,że za nim tęsknisz.Zerwij z nim wszelkie kontakty i ignoruj go.Nie poproszę cię byś o nim zapomniała,bo to niemożliwe,ale obiecaj mi,że odpuścisz go sobie.Poznasz kogoś innego,lepszego-oznajmił,a ja w duchu podziękowałam Bogu za to,że nie obraził się na mnie,tylko był przy mnie i wspierał.Miał rację i to od samego początku.
-Przez pewien okres czasu myślałam,że jesteś palantem,Styles,ale cholernie się myliłam.-zaczęłam,a on zachichotał.-Dziękuję ci za wszystko.
Usłyszałam głos,bodajże mojego brata i jakieś szmery.
-Lou mnie wołał,muszę spadać.Trzymaj się.Możesz dzwonić do mnie zawsze i wszędzie.Pamiętaj o tym,mała.-oznajmił,a ja z stuprocentową pewnością mogłam stwierdzić,że gdy wymawiał ostatnie słowo wyszczerzył równiutkie zęby w szerokim uśmiechu,pokazując przy tym dwa urocze dołeczki.
-Jasne,duży.-zaśmiał się i rozłączył,a ja z nieco lepszym nastrojem spędziłam następne kilka godzin w łóżku.

* Z perspektywy Nialla*

Nie wiedziałem co mam robić.Bardzo mi jej brakowało,jak jeszcze nigdy dotąd.Chciałem wynagrodzić jej te wszystkie przykrości,pragnąłem tego tak bardzo mocno,że najchętniej zlikwidowałbym całe zło istniejące na świecie by była bezpieczna,ale nie mogłem.Nie byłem w stanie.Chciałem mieć ją przy sobie,ale jakaś bariera w środku hamowała mnie przed tym.Nie byłem jej warty,niczego się nie domyśliłem,a ona cierpiała.Nie powstrzymałem go,a on ją skatował i zastraszył.Nie byłem przy niej,gdy mnie najbardziej potrzebowała.
Nie miałem prawa nazywać się mężczyznom skoro nie potrafiłem zadbać o własną kobietę.
-Niall!Ruszaj ten tłusty tyłek!Zaraz mamy próbę.-krzyknął Liam,a ja pokiwałem głową i po raz ostatni przeglądnąłem tapetę w moim telefonie.Uwielbiałem na nią patrzeć.Lottie była taka piękna,wręcz idealna.Miała przecudowne,niebieskie,olbrzymie oczy,które okalały gęste,ciemne,długie rzęsy.Malinowe usta,które pasowały do moich niczym dwójka puzzli w jednej układance.Rumiane policzki.Gęste,długie,falowane,pachnące blond włosy,którymi mógłbym bawić się godzinami.Zgrabną figurę,nie była wcale chuda jak wszystkie te modelki,tancerki,czy Bóg wie kto jeszcze,lecz szczupła,nie wystawały jej obojczyki,a spodnie nie wisiały na kościach biodrowych.Po prostu wyglądała jak kobieta z krwi i kości.
Wstałem z kanapy i otworzyłem okno na oścież.
-Zayn!Jedziemy już!-zawołałem do Mulata,który jeździł na rowerze,wyraźnie nad czymś zamyślony.
-Co?-krzyknął,podnosząc głowę do góry i szukając mnie wzrokiem.
Wywróciłem oczami i prychnąłem.Każdy z nas łaził z głową w chmurach,coś było na rzeczy,tylko dlaczego nikt nie miał odwagi wyjawić swoich problemów.Co się takiego stało?
-Jedziemy już!-oznajmiłem,a on zeskoczył z czarnego bmxa i odstawił go tuż obok drewnianej ławki.Chwycił bluzę leżącą na stole i wszyscy w piątkę pognaliśmy do auta razem z naszą eskortom.

***
Praca w studiu była dosyć męcząca,ale zadowalająca.Każdy z nas cieszył się jak głupi,w końcu mogliśmy robić to co kochamy.Nagrywać własne piosenki,pisać własne teksty,koncertować,spotykać tak wielu cudownych ludzi.Towarzyszyły nam obawy,nie wiedzieliśmy czy nowa płyta tak samo jak pierwsza spodoba się fanom,ale naprawdę bardzo się staraliśmy.Teraz byliśmy o wiele bardziej doświadczeni i pewni tego,co chcemy przekazywać ludziom,więc w gruncie rzeczy było łatwiej.Jak na razie ukazał się pierwszy singiel z albumu TMH i wszyscy go pokochali,więc miałem taką cichą nadzieję,że z resztą piosenek będzie tak samo.

****
-Wychodzisz gdzieś?-zapytałem Liama,wstając z kanapy i ruszając na górę prosto do sypialni.
-Tak,jadę do Danielle-mruknął i uśmiechnął się szeroko,a w jego oczach zamigotały iskierki radości.-Trzymajcie się chłopaki!Do jutra.-dodał i wyszedł.Widział się z nią pierwszy raz od kilku tygodni,więc nie dziwiłem mu się,że nie czekał do rana tylko w środku nocy pojechał do jej mieszkania.
-Zostań z nami,Niall-poprosił Harry,kiedy wspinałem się po schodach.Zatrzymałem się zdziwiony i popatrzyłem na niego,marszcząc brwi.
-No..okej,ale po co?-podrapałem się po głowie.Czyżby Harold zatęsknił za naszymi braterskimi pogaduchami?
-Tak po prostu-odparł,a Lou i Zayn pokiwali głowami.Wepchnąłem się do środka i oparłem głowę o ramię Malika.
-Piękny,mogę cię o coś zapytać?- zagadnąłem,a on zjeżył się słysząc swoje przezwisko,nie znosił go,a ja dosyć często go używałem.-Tylko mów całą prawdę-dodałem,a on dosyć niechętnie zgodził się.
Nie wiedziałem jak zacząć,więc walnąłem prosto z mostu.
-No,bo wiesz,stary.Ostatnio jakiś taki przygaszony łazisz,no a ja się martwię o ciebie,te downy z resztą pewnie też,więc....co się stało?
Od razu zostałem zdzielony przez łeb za "te downy",co jakimś zaskoczeniem nie było.Normalnie oddałbym jednemu i drugiemu,ale teraz wpatrywałem się w profil bruneta z wyczekiwaniem.Podrapał się po brodzie i zaczął
-Pamiętacie jak byliśmy parę razy w X factorze w 2011 i 2012 roku i występowaliśmy w odcinkach na żywo?
Pokiwaliśmy głowami,w ogóle nie wiedząc o co chodzi.

*Z perspektywy Liama*

Powinienem być rano wyspany i wypoczęty,ale nie mogłem się powstrzymać.Musiałem się z nią spotkać.Tak dawno nie widziałem mojej kochanej Danielle,że aż dostawałem boleści brzucha na samą myśl,że za kilka minut stanę z nią oko w oko.Podjechałem pod jej kamienice,zaparkowałem i popędziłem na górę.
Moja księżniczka nie wiedziała o tym,że się u niej zjawię,więc byłem pewny,że jeszcze bardziej się ucieszy
Zadzwoniłem dzwonkiem do drzwi i czekałem.Minutę,dwie,trzy.Zadzwoniłem drugi raz,ale nikt nie otwierał.Zakląłem i gdy już miałem wracać do samochodu drzwi otworzyły się.
-Co się dzieję?-wymruczała Dani,pocierając oczy piąstkami,a ja od razu wtuliłem się w nią.Objąłem ją mocno w talii i raz po raz całowałem w czoło,szepcząc jak bardzo ją kocham.Nareszcie mogłem ją do siebie przytulić i dotknąć.
-Liaś,co ty tu robisz?-zapytała,głaskając mnie po policzku i szeroko się uśmiechając.
-Tak bardzo tęskniłem,że nie wytrzymałbym do jutra-oznajmiłem całkiem szczerze i delikatnie ująłem jej twarz.
-Kocham cię Li-wyszeptała,kiedy złączyłem nasze usta w namiętnym pocałunku.Muskałem jej pełne wargi,a ona mruczała zadowolona.Odsunąłem ją od siebie na moment i przyjrzałem się jej.Mogłem wpatrywać się w jej czekoladowe oczy godzinami.Przeczesałem jej kręcone,długie włosy palcami i zgarnąłem niesforny kosmyk za ucho.
-Wejdźmy do środka-chwyciła mnie za rękę i wciągnęła do mieszkania.Zsunąłem trampki ze stóp i nadal nie puszczając jej dłoni dotarłem do niewielkiego salonu.Opadłem na kanapę,a dziewczyna zniknęła na chwilę w kuchni.Dopiero teraz zorientowałem się,że zbliżała się północ,a ona biedna i zmęczona po podróży na pewno spała,na co wskazywał także jej ubiór.Miała na sobie piżamę,spodnie w różową kratę i biały t-shirt
 związany na supeł na brzuchu.
-Tadam!-zmaterializowała się przede mną z butelką szampana w ręce.Wyszczerzyła się i podała mi alkohol,jak to przystało na mężczyzną otworzyłem butelkę i nalałem jej zawartość do kieliszków.
-Za nas?
-Za nas.

***
-Nawet nie wiesz jak się cieszę,że wróciłaś-wymruczałem,muskając jej ciepłą skórę na szyi,a ona przycisnęła moje usta do swoich.Nasze języki toczyły zaciętą walkę,a moje dłonie błądziły po jej talii.Chwyciłem ją jedną ręką pod kolanami,drugą otoczyłem jej plecy,a ona objęła mnie mocno za kark.Ruszyłem z nią do sypialni,unosiłem ją z łatwością,gdyż była bardzo lekka.Cały czas starałem się skupiać na drodze,ale jej usta błądzące po mojej twarzy w cale mi w tym nie pomagały.Po kilku sekundach dotarliśmy do pokoju.Dziewczyna pomogła mi otworzyć drzwi,a ja delikatnie położyłem ją na łóżku.W pomieszczeniu panował mrok,ale ja i tak doskonale widziałem jarzące się iskierki podniecenia w jej czekoladowych oczach.Łobuzerski uśmiech rozświetlił moją buzię,kiedy kusząco oblizała swoje wargi i przyciągnęła mnie bliżej siebie,ściągając moją koszulkę.
-Uwielbiam kiedy grzeczny i ułożony Liam zamienia się w bad boyaa-wymruczała,muskając moją szczękę językiem.Pomału zacząłem pozbywać się jej podkoszulka,kiedy zadzwonił telefon.
-Nie...-jęknąłem,a ona posłała mi przepraszający uśmiech,przelotnie pocałowała w policzek,zaświeciła lampkę nocną i odebrała.Opadłem na materac przysłuchując się jej rozmowie.
-Ale jak to?O czym ty mówisz?-zapytała kompletnie zdezorientowana.
-Wolniej.Nie rozumiem co bełkoczesz(....)Okej(....)Nie mogłeś poczekać z tym do jutra?(...)Jasne,nie gniewam się.Cześć-rozłączyła się i poirytowana rzuciła się na łóżko tuż obok mnie.
-Kto to był?-zapytałem,podpierając się na łokciu i przeczesując jej gęste loki.
-Tom,kumpel z zespołu.Mieli nam jutro z samego rana zrobić próbę,ale trenerka zlitowała się nad nami i dała nam wolne.A Tom jak to Tom,najpierw coś zrobi później myśli.-oznajmiła.
-A to nie ten facet,który próbował zaprosić cię na randkę,gdy stałem tuż obok?
Zmarszczyłem brwi,a ona zachichotała.
-Tak,ten sam.Jesteś zazdrosny?-nadal chichrając się pod nosem zaczęła układać moje dosyć krótkie włosy.
-Oczywiście,że jestem.-odparłem.Jak mógłbym nie być?Obcy koleś,który widuję się z moją dziewczyną częściej niż ja co po chwilę zaprasza ją do kina,na kawę,czy na kolację.W dodatku potrafi się ruszać i wygląda jakby ściągnęli go z okładki Armani'ego.
 -Och..daj spokój Li.Dobrze wiesz,że traktuje Toma tylko i wyłącznie jako kolegę.-stwierdziła i wtuliła się w moją klatkę piersiową.
-Wiem o tym,ale on widzi w tobie więcej niż tylko kumpele z pracy.
-Rozmawiałam już z nim o tym.Wszystko jest w porządku.Liam proszę idźmy już spać,jestem zmęczona.
Zgasiłem światło i ułożyłem się wygodnie na poduszkach,Danielle przytuliła się do mnie i palcami kreśliła jakieś wzorki na moim nagim torsie.
-Dobranoc kochanie.-ucałowałem ją w czółko.
-Dobranoc Liaaam.





środa, 15 maja 2013

Rozdział 29


Muzyka
* Z perspektywy Eleanor*

Zalegałam na kanapie w domu.Mój akademicki rok szkolny skończył się w dzień  mojego wyjazdu do Doncaster,więc miałam wolne.Pomimo tego,że wczoraj wróciłam do Londynu już tęskniłam za tamtym miejscem,a przede wszystkim za jego mieszkańcami.Ilekroć wychodziliśmy gdzieś z Lou rozmawialiśmy z jego starymi znajomymi,czy też nawet z zupełnie obcymi ludźmi,ale to nie miało znaczenia-wszyscy byli bardzo mili i przyjaźni.Każdy z nich szanował mnie i Louisa.Nikt nie łypał na nas srogim spojrzeniem,obeszło się bez wyzwisk,przekleństw,poszarpanych nerwów.Przynajmniej jeśli chodzi o nasz związek.
Ten urlop raczej nie można było zaliczyć do spokojnych,sprawy troszeczkę się skomplikowały.Rodzina mojego chłopaka wiele przeszła,a zwłaszcza on i Lottie.Dziewczyna wpakowała się w naprawdę poważne tarapaty,ale wykaraskała się z nich.Podziwiałam ją za to,że dała sobie z tym wszystkim radę.
-Coś się stało?-mama usiadła obok mnie i opatuliła mnie ramieniem.
Westchnęłam,brakowało mi moich przyjaciół.Przyzwyczaiłam się do myśli,że znów dzielimy przez te kilka dni razem dom,że znów nie ma gdzie usiąść z powodu nadmiaru osób,że znów trzeba się kłócić o pilota,łazienkę,miejsce przy stole i inne mniej lub bardziej ważne szczegóły.
-Tak po porostu siedzę i myślę-odparłam i uśmiechnęłam się.Nie było sensu smucić się i rozczulać nad samym sobą.Spędziłam z nimi dosyć dużo czasu i wkrótce znów mieliśmy się zobaczyć.Na czas wolny od szkoły z powrotem przeniosłam się do domu moich rodziców,dzięki czemu byłam jeszcze bliżej Louisa,Nialla,Zayna,Liama i Harry'ego.
-Dziewczyny!-tata wparował do salonu z aparatem w dłoni.Miał hopla na punkcie robienia zdjęć i uwieczniał praktycznie każdą chwilę jego drogim,nieskazitelnie czystym sprzętem.
-Moja żona i córka to dwie najpiękniejsze kobiety na świecie-sfotografował nas i wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu,pokazując nam efekty.Brązowowłosa,niska,szczupła kobieta przewróciła oczami i ruszyła do kuchni.
-Margaret od niepamiętnych czasów była nieświadoma piękna nowoczesnej sztuki-westchnął ojciec i opadł na sofę obok mnie.

* Z perspektywy Lottie*

Nie miałam siły,by zwlec się z łóżka.Znów się bałam i tym razem,o dziwo nie Blacka.
Nie obawiałam się tego,że nie będę mogła się ruszać z powodu licznych siniaków,a raczej czegoś gorszego-złamanego serca.Nie wiedziałam co tak naprawdę czuję w tym momencie Niall i czy jest w stanie poukładać sobie to wszystko tak,by znów było jak dawniej.Chciałam jedynie poczuć się tak cudownie jak wtedy,gdy słuchałam bicia jego serce,kiedy oplatał mnie mocno sowimi ramionami i szeptał czułe słówka do ucha,drażniąc je swoim ciepłym oddechem i językiem.Chciałam by po prostu nie był na mnie zły.
Głośny dźwięk nachalnego budzika nie pozwolił mi dłużej rozmyślać nad całą tą sprawą.Musiałam wstać,zebrać się i ruszyć na kolejne egzaminy.Chyba nie muszę pisać,że wolałabym zostać w łóżku.
Z utęsknieniem wpatrywałam się w mięciutką kołdrę  i zaczęłam ją składać.Następnie obrzuciłam posępnym spojrzeniem całą zagraconą sypialnie i wyszłam,zabierając ze sobą rzeczy.
Wzięłam szybki prysznic i wysuszyłam włosy.Kiedy zaczęłam się ubierać  z ulgą mogłam stwierdzić,że siniaki robiły się coraz mniejsze.Oczywiście nadal dawały o sobie znać,ale było już znacznie lepiej.Jeśli chodzi o mój łuk brwiowy-z nim nadal było kiepsko.Bolał,szczypał,piekł i w dodatku strasznie rzucał się w oczy. Kiedy próbowałam go zamaskować makijażem było jeszcze gorzej.Rana robiła się jeszcze większa i bardziej widoczna.
-Looooootie!Niall dzwoni-usłyszałam krzyk młodszej siostry i zaszczebiotałam z radości.Szybko wyszłam z łazienki i wzięłam telefon od niskiej blondynki,posyłając jej przy tym szeroki uśmiech i odpędzając,aby przypadkiem niczego nie podsłuchała.Kiedy znalazła się dostatecznie daleko ode mnie przyłożyłam swoją komórkę do ucha.
-Halo?-mruknęłam niepewnie.
-Cześć.Chciałem ci życzyć powodzenia.
-Dziękuję,na pewno się przyda.
-Znając życie przesadzasz.....
Nastała chwila napiętej ciszy.Nie wiedziałam co mam powiedzieć,a tym bardziej czego się spodziewać.Postanowiłam jednak przełamać lody i coś zaproponować.
-Niall?Mogę cię o coś zapytać?
-Hmm?
-Moglibyśmy dzisiaj porozmawiać,tak na spokojnie,przez skype albo jeśli wolisz-mogę do ciebie zadzwonić.-oznajmiłam i wstrzymałam oddech,czekając na odpowiedź.
-O której?
-17?
-Zadzwonię.
 Rozłączył się.
Westchnęłam.Cieszyłam się,że chociaż usłyszałam jego głos,ale z drugiej strony byłam zawiedziona.
Był oziębły,nie zapytał jak się czuję i nie powiedział niczego sensownego.Przynajmniej zgodził się na tą całą rozmowę.Chciałam szczerze z nim pogadać,wiedzieć na czym stoję.
Zeszłam na dół,gdzie czwórka kobiet wesoło gawędziła przy stole.Podkradłam kanapkę z talerza i wsadziłam ją sobie w całości do buzi.
-Nialler dzwonił?-zapytała mama,a ja o mało co nie udusiłam się nieszczęsnym,niepogryzionym do reszty chlebem.Posłałam Daisy karcące spojrzenie-zabójcę i przełknęłam na spokojnie resztki śniadania.
-Tak,a co?-bąknęłam i zaczęłam przygotowywać sobie kawę.Czy wszyscy musieli być tacy wścibscy?
-Nico,chciałam wiedzieć co słychać u mojego przyszłego zięcia-stwierdziła zadowolona,a ja wzruszyłam ramionami.
-Twój przyszły zięć boczy się na mnie,więc nie mogę udzielić ci takich informacji-stwierdziłam,wywracając oczami.Ciche rozmowy przy stole umilkły i cała czwórka wlepiła we mnie zdziwiony wzrok.
-Nie może przeboleć tego,że nie był w stanie mi pomóc.-powiedziałam zanim Jay otworzyła usta.Pokiwała głową i poklepała mnie po ramieniu.
-Rozumiem go.Ja też nie mogę sobie wybaczyć,że dopuściłam do tego,by ten łajdak cię skrzywdził.On jest facetem.Twoim facetem,jemu jest jeszcze trudniej-szepnęła,tak bym tylko ja ją usłyszała.Zapewne miała rację,Niall czuł się z okropnie,ale gdzie w tym wszystkim byłam ja,najbardziej poszkodowana osoba?Co z moimi uczuciami?Co z moim poczuciem winy?Co z moim bezpieczeństwem?Co z moim wiecznie kołatającym sercem?Co do jasnej cholery ze mną całą?

-Podwieźć cię?-zaproponowała,kiedy zdenerwowana opadłam na krzesło,tuż obok Felicite.
-Nie,muszę się przewietrzyć-odparłam,wypiłam kawę i wyszłam z domu,żegnając się z rodziną.
Potrzebowałam chwili na uspokojenie zaciętej wojny,która toczyła się w mojej głowie,nie dając mi cienia szansy na skupienie się na czymkolwiek.

***
Nie ubłagalnie zbliżała się godzina 17.Całe południe układałam sobie w głowie scenariusze,byłam pewna tego,co chce mu powiedzieć i czego oczekuję w zamian,a teraz miałam jedną,wielką pustkę w głowie.Nerwy zżerały mnie od środka,a dłonie trzęsły się jak galareta.Horan zadzwonił (niestety)punktualnie i kiedy wybiła godzina 17 usłyszałam jego piękny głos.
-O czym chciałaś rozmawiać?-zapytał,choć byłam pewna,że wie o co mi chodzi.
-Chciałabym...Ja....ugh...Niall.Chcę wiedzieć,czy będziesz zachowywał się normalnie w stosunku do mnie.Chcę wiedzieć,kiedy w końcu zakończy się ten terror.Tęsknie za tobą,a ty...ty..ugh..Niall...ja....ja mam wrażenie,że ty nie tęsknisz za mną.-wystękałam i z sercem w gardle czekałam na jego odpowiedź.
-Wiem,że to wszystko dla ciebie to jakiś cholerny koszmar,ale ja..ja po prostu potrzebuje czasu.Tęsknie za tobą.Nie przestałem cię kochać,to...po prostu mnie także bardzo mocno zabolało.
-oznajmił roztrzęsionym głosem.Wiedziałam ile trudu włożył w wyznanie mi swoich lęków i w środku skakałam z radości,która spowodowana była jego wyznaniem.Łzy zamigotały w moich oczach.Pociągnęłam cicho nosem i wzięłam głęboki oddech.
-Mam przez to rozumieć,że chcesz chwilę odpocząć.Mam nie dzwonić,nie pisać,nie rozmawiać z tobą?
-Przynajmniej przez jakiś czas....
Jego odpowiedź wstrząsnęła mną i to bardzo,miałam nie zamienić z nim słowa przez nie wiadomo jak długi okres czasu?Nie,to było nierealne.
-Dobrze.
-Lottie....-nie chciałam go słuchać,skoro mieliśmy się do siebie nie odzywać,to chyba powinniśmy zacząć to robić właśnie w tym momencie.Przecież tak miało być łatwiej....Nie wiem dla kogo,bo dla mnie na pewno nie.

imageGdy walnęłam telefonem o ścianę,krzycząc przy okazji do pokoju wparowała Fizzy.Jak gdyby nigdy nic usiadła na materacu i poklepała miejsce obok siebie.Usiadłam tam i nadal roztrzęsiona oparłam głowę o jej ramie.Pojedyncze łzy płynęły po mojej wilgotnej twarzy,a ja raz po raz ocierałam policzki,by je usnąć.Bezskutecznie,niestety.
-Czasami musi dziać się źle,by później było lepiej-oznajmiła,posyłając mi pokrzepiający,delikatny uśmiech.Ucałowała mnie w czubek głowy i wstała,zbierając się do wyjścia.Podziękowałam jej,a kiedy chwyciła za klamkę odwróciła się napięcie jakby nagle przypomniała sobie coś ważnego.
-On tam był,prawda?
-Kto do jasnej cholerki?-mruknęłam.
-Mick.Był wtedy z Thomasem.On przyprowadził go do naszego domu-bardziej stwierdziła niż zapytała.Nie wiedziałam co powiedzieć.W sądzie nie byłam na siłach,by obarczać Starcka winą,a jakaś malutka cząsteczka mojego serducha nadal bardzo go kochała,więc po prostu przemilczałam tą kwestie.Teraz nie wiedziałam czy mówić prawdę,czy kłamać.Nie chciałam zranić Feli,ale ona zasługiwała na to by znać prawdziwą wersję tego felernego wydarzenia.
-Tak.-wyszeptałam,spuszczając wzrok.Szatynka trzasnęła drzwiami i już jej nie było.

* Z perspektywy Felicite*

Był tam.To on doprowadził do tego wszystkiego.To przez niego Lottie cierpiała,przez niego każdy z nas tyle przeszedł.Ostrzegali mnie przed nim,Harry,Louis,Charlotte.Każdy z nich doskonale wiedział jakim jest człowiekiem,a ja za cholerę nie mogłam tego pojąć.Do teraz.Od tego momentu można powiedzieć,że wiedziałam co mam zrobić.
-Wychodzę-oznajmiłam i wybiegłam,zakładając ciemne trampki na nogi.Kilkadziesiąt metrów,które dzieliły mnie od jego domu przebiegłam szybkim truchtem.Zmachana stanęłam przed drzwiami i trzykrotnie zadzwoniłam dzwonkiem,modląc się by był w środku.
-Cześć-wysapałam,kiedy otworzył mi elegancko ubrany Mick.Miał na sobie ciemną marynarkę,jasno niebieską koszulę zapiętą pod samą szyję,ciemne spodnie i brązowe,wiązane buty.
-Cześć-wymruczał,owinął swoją dłoń wokół mojej talii i wciągnął mnie do holu.
-Wybierasz się gdzieś?-zapytałam,gdy w ciszy prowadził mnie do salonu.Usiadłam na kanapie i dokładnie lustrowałam jego ciało,piękną twarz i postawione do góry włosy.Zaczesał je palcami i posłał mi promienny uśmiech.
-Tak.Na imieniny do cioci-odparł,niezbyt zadowolony tym faktem.-Mam mało czasu....-zaczął,ale nie pozwoliłam mu skończyć.
-Chciałam tylko zapytać,czy masz mi coś do powiedzenia...-stwierdziłam i z triumfem wypisanym na twarzy przyglądałam się jego głupiej minie.Zmieszał się i podrapał po karku.
Otworzył usta by coś powiedzieć,ale przerwał nam głośny krzyk jego mamy.
-Wróciliśmy-pani Starck wkroczyła żwawym krokiem  do pokoju dziennego i nawet mnie nie zauważyła.
-Zbieraj się Micki.Nie możemy się spóźnić-mówiła,w popłochu poprawiając starannie ułożone włosy.
Kiedy się odwróciła dopiero spostrzegła,że jej syn nie jest sam.Zawsze była bardzo zabiegana i zapracowana,więc rzadko kiedy dostrzegała takie drobne szczegóły.
-Och witaj,skarbie-uśmiechnęła się promiennie,chwyciła torbę i po raz kolejny pośpieszyła szatyna.
 Chłopak posłał mi przepraszający uśmiech i chwycił za rękę.Zakluczył drzwi i pocałował mnie w policzek.Byłam święcie przekonana,że jest zadowolony z tego,że nie musiał mi się teraz tłumaczyć.
-Dokończymy tą rozmowę później-mruknęłam i pożegnałam się z jego rodzicami.Miałam ochotę nawrzeszczeć na niego,ale postanowiłam trochę się z nim "pobawić".Chciałam by sam przyznał się do tego co zrobił i by żałował.Bardzo żałował.
_____________________________________________________________
Witaaaaaaaaaaaaajcie kochane! <3
Rozdział jest krótki,jak zwykle dodany dopiero po tygodniu,ale to już chyba weszło mi w nawyk i raczej nie będę potrafiła tego zmienić.Jednak mam nadzieję,że te 7 dni szybko Wam zleciały i nie jesteście złe,że musicie tyle czekać.
Chciałam Wam BARDZO PODZIĘKOWAĆ za komentowanie.Nawet nie wiecie ile to dla mnie znaczy.Pod poprzednim rozdziałem było aż 14 komentarzy,więc naprawdę bardzo się cieszę.Jestem bardzo,ale to bardzo zadowolona z tego,że mój mały szantaż wypalił i mam nadzieję,że pod tym postem także ukarze się taka spora sumka waszych opinii.
Dzisiaj podbijam stawkę i jeśli pojawi się 14 komentarzy będzie następny rozdział!
Do następnego,kochane! <3 xx
P.S:Wkrótce możecie spodziewać się małej ankiety......:)
P.P.S: JESTEŚCIE WSPANIAŁE!NA BLOGU JEST PONAD 10.000. WYŚWIETLEŃ.NIGDY NIE PRZYPUSZCZAŁAM,ŻE AŻ TYLE RAZY KTOKOLWIEK TUTAJ ZAGLĄDNIE!A TU PROSZĘ!NAPRAWDĘ JESTEM POD WRAŻENIEM I JESZCZE RAZ BARDZO WAM DZIĘKUJĘ. 

środa, 8 maja 2013

Rozdział 28

Heeeeej.Jestem po terminie,a rozdział do najdłuższych nie należy.Bardzo Was przepraszam za to,że musiałyście tyle czekać,ale miałam małą awarie i problemy z netem.Na razie wszystko jest w porządku.Mam nadzieję,że rozdział się Wam spodoba i skomentujecie.Nawet nie wiecie jak się cieszę,że mój "szantaż" wypalił.WIELKIE DZIĘKUJĘ dla wszystkich Was,które pozostawiły po sobie ślad.Mam nadzieję,że liczba komentarzy pozostanie taka jaka jest,a nawet się zwiększy.
Tak jak ostatnio :10 komentarzy=następny rozdział!
Do następnegooo xxx

-Charlotte.Posłuchaj mnie-kobieta zmusiła mnie bym spojrzała na jej zmartwioną twarz.
-Zdaję sobie sprawę jakie to jest ciężkie dla ciebie,ale zrób to dla nich-wskazała na drzwi,za którymi siedziała moja rodzina i przyjaciele, no i rzecz jasna sprawca całego tego terroru.
-Wiesz jak bardzo to przeżywają-dodała.Prychnęłam,wiedziałam o tym doskonale i wcale nie było mi z tego powodu wesoło.
-Valerie robię to dla nich.Tylko i wyłącznie dla nich-warknęłam na zdenerwowaną panią adwokat.Nie miała prawa oskarżać mnie o bezinteresowność w stosunku do moich bliskich.O wszystko tylko nie o to.
-Dobrze.Ale dlaczego kłamiesz?Dlaczego nie powiedziałaś całej prawdy?-z jej ust padły pytania,na które nie znałam odpowiedzi,a raczej nie mogłam odpowiedzieć.Milczałam.King dała mi kilka sekund na zastanowienie się,ale ja nadal stałam jak wryta i wpatrywałam się w jej niewysokie,czarne,eleganckie szpilki.
-Charlotte!Chcesz skończyć jako narkomanka.Pracować społecznie,dostać zawiasy albo,co gorsza-siedzieć w więzieniu?!-tym razem podniosła głos.Mogłam szczerze przyznać,że byłam jej najgorszym klientem.Rudowłosa pomimo ogromnego doświadczenia w tej dziedzinie nie wiedziała co ma ze mną począć.Na jej miejscu chyba bym zamordowała samą siebie.
Nadal nic nie mówiłam,co tylko pogarszało sytuację,bo prawniczka była naprawdę wściekła.
-A więc będzie jak chcesz-wychrypiała i wzięła kilka głębszych wdechów.Uspokoiła się,a jej twarz znów nie wyrażała żadnych emocji.Wróciłyśmy na salę.
-Wysoki sądzie -Valerie  zabrała głos- moja klientka przyznała się do popełnianego zarzutu,jednakże jest wiele dowodów,które stawiają panią Charlotte w zupełnie innym świetle.-oznajmiła,a krew zawrzała mi w żyłach.Przecież miało być tak jak chciałam.Miała poprzeć moje słowa i "targować się" o jak najmniejszy wyrok.Posłałam jej gniewne spojrzenie,a ona uciszyła mnie zanim otwarłam usta.
Na środku pomieszczenia znajdowało się specjalne miejsce-drewniane coś,gdzie ludzie składali zeznania.
 zdjęciePierwszym powołanym przez Val świadkiem był Mick.Jak to zwykle bywa chłopak przedstawił się i zaczął opowiadać o imprezie.Modliłam się o to by nie poparł mojej prawniczki.On jednak przyznał jej rację.
-Kurwa mać-zaklęłam siarczyście.
-Wysoki sądzie.Mimo,że nie byłem wtedy z Lottie,tylko rozmawiałem ze znajomym jestem pewny,że to nie były jej dragi.Ilekroć ktoś proponował jej jakieś narkotyki na imprezie odmawiała.Nie była na tyle głupia by brać.-oznajmił,a mnie zamurowało.Nie spodziewałam się takiego wyznania i nie byłam wcale zadowolona.Wręcz przeciwnie.Byłam wściekła,nagle Starck stał się taki honorowy,nie mógł po prostu powiedzieć,że nic nie wie na ten temat i usiąść na tym parszywym tyłku? Nie,oczywiście,że nie!Do jasnej cholery teraz mu się zachciało udawać takiego szlachetnego typka!
Kątem oka spojrzałam na Blacka.Brunet tak samo jak i ja był zły.Zauważyłam,że przez jego twarz przemknął cień strachu,ale nie dał tego po sobie poznać.Tępo wpatrywał się w Micka,jakby chciał położyć go na łopatki za sprawą jednego spojrzenia.Przeszły mnie dreszcze,kiedy jego usta wykrzywiły się w złowieszczym uśmiechu.
Każda osoba,która składała zeznania była święcie przekonana,że nie mam nic wspólnego z narkotykami.Byłam śmiertelnie przerażona,przecież miałam udowodnić swoją winę,a zamiast tego byłam już praktycznie całkowicie oczyszczona z zarzutów. Przyznanie się do winy wydawało się być tak cholernie proste,a tu proszę!
Kiedy przyszła kolej na Blacka wstrzymałam oddech.Każdy jego ruch i gest budził we mnie strach.Miałam
ciarki na całym ciele,kiedy otworzył usta i zachrypniętym,dominującym głosem wypowiedział swoje imię i nazwisko.
-Tego wieczora byłem umówiony z Charlotte pod barem.Miała dostarczyć mi coś fajnego.Nie wiedziałem o co chodzi,ale zgodziłem się z nią spotkać.Przyszedłem w wyznaczone miejsce,a ona wręczyła mi biały woreczek wypełniony amfetaminą albo heroiną.Od razu gdy spostrzegłem co to jest,wrzuciłem jej to  z powrotem do torebki i odszedłem,a ona oburzona warknęła coś i wyszła z klubu-mówił dobitnie patrząc prosto w oczy sędziny.Miał zacięty wyraz twarzy i był pewny swojej siły,oraz umiejętności władania ludźmi.
-Potwierdza to pani?-sroga kobieta zwróciła się do mnie.Z łatwością dostrzegłam znudzenie na jej twarzy.Ona tak samo jak i ja bardzo chciała by to wszystko się już skończyło.
Ledwo wstałam o własnych siłach.Nogi odmawiały mi posłuszeństwa,a wszystkie siniaki odezwały się na znak protestu.Serce biło mi jak szalone,a ból przeszywał mnie na wskroś.Słowa uwięzły mi w gardle,a cichy szept nie pozwalał się skupić.
Strach zawsze będzie ci towarzyszył,chyba,że teraz go pokonasz.Zniszczysz tego przez którego cierpisz.
-Nie-oznajmiłam bardzo głośno.Nie wiedziałam skąd nagle znalazłam tyle pewności siebie.Czułam jak Black świdruję mnie morderczym wzrokiem,doskonale słyszałam swój płytki oddech i szybkie bicie serca.
-Skłamałam-rzekłam,posyłając nieme przeprosiny w stronę Valerie- W niedziele 30 kwietnia siedziałam w domu i przygotowywałam się do egzaminu.Wieczorem zostałam sama,mama razem ze swoim partnerem i moimi najmłodszymi siostrami pojechała do rodziców Matta.Natomiast mój brat,jego dziewczyna,cały zespół i Felicite wyszli na imprezę.Kiedy ktoś zadzwonił do drzwi myślałam,że to któreś z nich czegoś zapomniało i otworzyłam je.To był Black,wtargnął do mieszkania.Próbowałam go wyrzucić,ale był za silny.Chwycił mnie za nadgarstki i zaprowadził do salonu,gdzie rzucił na kanapę-mówiłam,a mój głos coraz bardziej się łamał.Bałam się bardzo.Bałam się,że znów zrobi mi krzywdę i mimo moich zeznań zostanie na wolności,a wtedy zemści się.Bałam się,że rodzina mnie znienawidzi za to,że im nic nie powiedziałam.Bałam się,ale nie poddałam się.Za długo zwlekałam.Wspomnienia z tamtego wieczoru powróciły ze zdwojoną siłą,a łzy niebezpiecznie zamajaczyły w kącikach moich oczu.
-Nalał sobie whisky i zaczął oglądać fotografie,które wisiały na ścianie.Najbardziej zainteresowały go te,na których były moje młodsze siostry.Powiedziałam mu wtedy,że nie ma prawa się do nich zbliżać,a on wściekł się.Rzucił się na mnie z łapami i zaczął wrzeszczeć.Mówił,że mam się przyznać w sądzie,a jeśli tego nie zrobię to on skrzywdzi Daisy i Phoebe.Kiedy się nie zgodziłam uderzył mnie.Zapytał,czy nie zmieniłam zdania,a kiedy nadal przystawałam przy swoim wpadł w jakąś furię.Ja...Ja...prosiłam go by przestał,ale ona nadal mnie bił i kop-kop-kopał.Kiedy zaczęłam wy-wy-wymiotować krwią zostawił mnie w spokoju.Kiedy wy-wy-wychodził stwierdził,że to ode-ode  mnie zależy,czy je-jeszcze raz oberwę i jeśli się nie-nie przyznam on-on-on zro-zro-zrobi to samo z moimi bliski-kimi.Bla-Black pow-powiedział,że ich za-zabiję-ostatnie zdania wyjąkałam,nie mogąc opanować emocji.Każda komórka mojego organizmu dygotała z przerażenia.Opadłam na krzesło,chowając twarz w dłonie.Nie byłam w stanie zdjąć ich z oczu.
Słyszałam jak rozwścieczony Black zrywa się ze swojego miejsca i pędzi w moją stronę.Byłam przygotowana na cios,ale strażnicy okazali się szybsi niż znerwicowany damski bokser.Zakuli go w kajdany i wyprowadzili z sali.
-Zemszczę się-wrzeszczał,a mną wstrząsnęły jeszcze większe dreszcze.Poczułam ciepłą dłoń Valerie na moich plecach.Prawniczka próbowała dodać mi otuchy,ja jednak nie byłam w stanie się otrząsnąć.Wstałam na chwiejnych nogach i ruszyłam w stronę sędziny.Wręczyłam jej świstek papieru ze szpitala-obdukcje i z powrotem opadłam na swoje miejsce.
Czułam się strasznie.Serce nadal próbowało wyskoczyć z unoszącej się z prędkością światła klatki piersiowej.Targały mną wstrząsy,a słone łzy swobodnie płynęły po moich policzkach.
Kobieta wyczytała coś o obrażeniach na moim ciele,ale ja nie byłam w stanie niczego usłyszeć.Pojedyncze słowa docierały do moich uszu,ale mój mózg nie miał siły by je przetworzyć.
W końcu musiałam zmusić nogi do utrzymania mojego ciężaru.Nadszedł czas na ogłoszenie wyroku.
Odważyłam się spojrzeć w stronę Nialla w obawie,że zobaczę go po raz ostatni.Sądziłam,że będzie wściekły,on jednak był strasznie smutny i przygnębiony.Coś ścisnęło mnie za serce,a nowa fala łez zaznaczyła srebrzystą ścieżkę na mojej twarzy,podbródku i szyi.
Sekundy ciągnęły się niemiłosiernie.Czekałam,aż sędzina otworzy usta i wypowie to jedno tak bardzo ważne zdanie.
Wreszcie doczekałam się.
Zostałam uniewinniona,a Black skazany na areszt.Poczułam ulgę,to było pewne,ale teraz czekało mnie chyba najgorsze co może być.Konfrontacja z rodziną.
Co prawda moje serce nieco się uspokoiło,ale nadal nie mogłam uznać mojego stanu za stosowny.Jednak nie mogłam tak po prostu odejść bez słowa wyjaśnienia.Nawet jeśli mieliby mnie wygnać,wypędzić,wydziedziczyć,czy nawet zamordować pasowałoby by wiedzieli z jakich przyczyn nie będę stąpała już po tym świecie.Sala zaczęła pomału pustoszeć,a dreszcze odeszły w zapomnienie razem z gromadą ludzi.
Przytuliłam King,przeprosiłam ją i podziękowałam za cały trud,który włożyła w tą sprawę.Następnie ruszyłam do wyjścia.Valerie zauważyła jak bardzo obawiam się rozmowy z bliskimi i próbowała przemówić mi do rozumu.
-Jesteś głupia jeśli myślisz,że się pogniewają-mruknęła i posłała mi promienny uśmiech,szturchając mnie przy tym w ramię.
Kiedy znalazłyśmy się w holu przyszedł czas na konfrontację.Wszyscy stali do mnie tyłem,co uznałam za wynagrodzenie trudnych chwil od Boga.Wzięłam głęboki oddech i dotknęłam ramienia matki.Kobieta pisnęła i odwróciła się w moją stronę.Miała opuchnięte oczy i cicho pociągała nosem.
Dotknęłam jej policzka i wytarłam pojedynczą,kryształową łzę.Nie widziałam jej dawno w takim stanie.Gdy tata odszedł zdarzyło się jej przy nas rozkleić,ale to był jeden jedyny raz.
-Nie płacz,mamo.-szepnęłam i wtuliłam się w nią.Winiłam siebie za jej stan i kiedy załkała,głaszcząc mnie po plecach ja także rozpłakałam się na dobre.Nie wiem ile czasu tkwiłam w jej żelaznym uścisku,mocząc jej koszulkę,ale było mi dobrze.Czułam się bezpiecznie.
-Już jest dobrze,mamuś.-powiedziałam,kiedy oderwałam się od niej.Nie musiałam się nawet zmuszać na delikatny uśmiech.On sam pojawił się na mojej twarzy.
-Przepraszam,że dopuściłam do tego by cię skrzywdził-wyszeptała,a ja zganiłam ją za to.
-To była tylko i wyłącznie moja wina.
To była święta prawda,ja zawiniłam i ja musiałam ponieść za to karę.
Dopiero teraz zauważyłam mojego ukochanego,brata i przyjaciół.
-Niall.Przepraszam.-szepnęłam i wtuliłam się w Horana.A raczej rzuciłam się w jego ramiona jak w przepaść.Tak bardzo potrzebowałam jego dotyku,ciepła i miłości.
Szlochałam cicho w jego tors,słuchając szybkiego bicia jego serca,a on tulił mnie do siebie mocno i raz po raz całował w czubek głowy.
-Jedźmy już do domu.-poprosiłam,a on złapał mnie za dłoń.Na razie nikt nie poruszał drażliwego tematu,więc było dobrze.Czułam się trochę spięta,wiedziałam,że w końcu ktoś z nich zapyta dlaczego się im nie przyznałam,a ja nie chciałam znów przechodzić przez to samo i trząść się ze strachu opowiadając im o tym felernym wydarzeniu.Kiedy dotarliśmy do samochodu niestety musiałam to uczynić.
-Bałam się,że je skrzywdzi.Gdyby je tknął nie wybaczyłabym sobie tego.Black to świr,wiem do czego jest zdolny i nawet najgorszemu wrogowi nie życzyłabym stanąć z nim oko w oko.-mruknęłam,zapinając pas i przytulając twarz do szyby.
-Nie mogę sobie wybaczyć tego,że niczego się nie domyśliłem.-warknął Blondyn i uderzył pięścią w fotel kierowcy.Kiedy chciałam się do niego przytulić założył ręce na piersiach.
-Jesteś zły?
-Nie.
***
-Naprawdę muszę?-zapytałam łudząc się,że może mi odpuszczą.
-Tak.Chcę zobaczyć co ten gnojek ci zrobił-mruknął Nialler zaciskając pieści na prześcieradle.Louis i Eleanor pokiwali głowami,a ja westchnęłam.Miałam właśnie rozebrać się do bielizny i pokazać im jak wygląda moje posiniaczone ciało.Normalnie po prostu bym się nie zgodziła,ale wolałam nie denerwować bardziej Nialla,który był już naprawdę u kresu wytrzymania.
-No dobra.
Zaczęłam ściągać sweter,a kiedy odkryłam brzuch Calder jęknęła.
-O mój Boże.-wyszeptała i złapała Lou za dłoń.Szatyn zaś wpatrywał się tępo w siniaki na moich ramionach i żebrach.Na blondyna nawet nie musiałam patrzeć,wiedziałam,że jest wściekły.
-Przepraszam-powiedział bezgłośnie,złapał się za głowę i wybiegł z pokoju,trzaskając drzwiami.
Westchnęłam,opadając na materac koło szatynki.Oparłam się o jej ramie czołem,a ona pogładziła mnie po włosach.
-Przejdzie mu.Ja też bardzo żałuję,że nie mogłem cię obronić.On bardzo to przeżywa i obwinia samego siebie.Musi po prostu ochłonąć.-stwierdził Tommo i posłał mi delikatny uśmiech.
-Ale przecież niczego nie mogliście zrobić!Ani ty,ani on!Lou.-zbuntowałam się,a on wzruszył ramionami i też opuścił sypialnie.
-Mężczyźni mają swoje ego,Lottie.-mruknęła Eleanor,a ja wtuliłam się w nią.Nie chciałam,żeby to się tak skończyło.Pierwszy raz widziałam Nialla w taki stanie i nie chciałabym widywać taką stronę mojego chłopaka nigdy więcej.Był wściekły na Blacka,nie na mnie,ale i tak było mi z tym cholernie ciężko.Nie odezwał się do mnie ani słowem przez całą jazdę.Nie dotknął mnie ani razu.Nie przytulił,nie pocałował,nie był sobą.Albo po prostu uznał,że pakowanie się w związek z magnezem na problemy nie ma sensu.
-Nie płacz,proszę.-Calder mocniej oplotła mnie rękami,a ja otarłam wilgotne policzki.Jak miałam nie płakać w takiej sytuacji?
***
W domu nie było ani jednego wolnego miejsca by sobie usiąść.Chłopcy razem z Eleanor wracali do Londynu i mimo tego,że są non stop w podróży nadal nie potrafią zapanować nad bagażami.Ciuchy,kosmetyki,bielizna,zielone skarpetki przynoszące szczęście,talizman,laptop,słuchawki,paszporty i inne duperele walały się po podłodze,fotelach i kanapie.
-Za 20 minut będzie po nas Paul.-oznajmił Liam,a w salonie zrobił się jeszcze większy popłoch.
-Nialler proszę nie denerwuj się-mruknęłam,kiedy Blondyn rzucił swoją torbą o ziemie i zaczął wyklinać.
Zignorował moją prośbę i ruszył do kuchni.Postanowiłam nie odpuszczać i podążyłam jego śladami.
Stanęłam w progu i przyglądałam się temu co robi.
Stał oparty o blat i zaciskał nerwowo pięści.Oddychał głęboko,a jego klatka unosiła się i opadała miarowo.Miał zamknięte powieki i mamrotał coś pod nosem.Podeszłam do niego na palcach,na pewno mnie usłyszał,jednak nie otworzył oczu.Delikatnie przejechałam dłonią po jego rumianym policzku,a on mruknął.
-Nie mogłam ci tego powiedzieć,bałam się.-wyszeptałam,a on nadal pozostawał niewzruszony.
-Nadal zamierzasz udawać,że nie istnieje-warknęłam i odsunęłam się od niego.Kiedy miałam zamiar wyjść z kuchni złapał mnie za dłoń i przysunął do siebie.Nie powiedział nic,tylko delikatnie musnął moje usta.
***
Gdy przyszedł czas na pożegnanie świeczki stanęły mi w oczach,a głos uwiązł w gardle.Wtuliłam się w brata i mocno go uściskałam.
-Kocham cię,Lou.
-Ja ciebie też,mała.
Z sekundy na sekundę było mi coraz ciężej z pohamowaniem łez.Wyściskałam każdego z nich i poprosiłam by zadzwonili,gdy już będą na miejscu.
-Proszę nie zostawiaj mnie-szepnęłam w akcie desperacji do blondyna.On przygarnął mnie pod swoje skrzydła i mocno przytulił.Bałam się,że jeśli teraz wyjedzie już nigdy się nie pogodzimy.Nadal się do mnie nie odzywał,chyba,że było to konieczne.
-Muszę-odparł,ucałował moje czoło i odgarnął kosmyk włosów za ucho.Przejechał kciukiem po mojej wardze i zatrzymał się na drobnej,ledwo widocznej rance.Delikatnie musnął ją wargami i wyszedł z domu razem z pozostałymi.

* Z perspektywy Louisa*

Martwiłem się o Charlotte,a z kolei ona martwiłam się o Nialla.Bała się,że ją zostawi,ale ja wiedziałem swoje.On ją kochał i to bardzo,był po prostu wkurzony.Jednak wolałem się upewnić,czy aby na pewno mam rację.Zatrzymałem Irlandczyka na chwilę,a reszcie kazałem pakować się do wozu.
-Chyba jej teraz nie rzucisz,co?-walnąłem prosto z mostu,a on otworzył szeroko oczy ze zdumienia.
-Jasne,że nie-oznajmił,a ja odetchnąłem z ulgą.Nie zamierzałem prawić mu morałów,sam nie wiedziałem jakbym się zachował gdyby ktoś aż tak bardzo skrzywdził Eleanor.Ona była dla mnie całym światem i nie wyobrażałem sobie przechodzić przez to co Niall.Oczywiście martwiłem się o Lott.Miałem ochotę zabić tego gnojka,przecież on pobił moją małą siostrzyczkę,ale to nie było to samo.W serduchu Horana coś pękło i rana musiała się zagoić.Za pewne za kilka godzin już mu przejdzie i będzie marudził o tym jak bardzo tęskni za Charlotte,ale póki co musiał to wszystko sobie poukładać.
imagePrzyjrzałem się mojej dziewczynie,kiedy pakowała do busa swoją,a później moją walizkę.Uśmiechnąłem się szeroko,gdy swoimi smukłymi dłońmi przeczesała idealnie ułożone ciemne włosy.Mój wzrok zawisnął na jej długich,szczupłych nogach i okrągłych pośladkach.
-Kochanie chodź już!-usłyszałem jak krzyczy i macha do mnie.Wykonałem jej rozkazy i po kilku sekundach znalazłem się tuż u jej boku.Objąłem ją w talii i ucałowałem w rozgrzany kark.Chwyciłem ją za dłoń i razem wsiedliśmy do autokaru.