wtorek, 30 kwietnia 2013

Rozdział 27



Muzyka

Środa.Tak bardzo obawiałam się tego dnia.Zadawałam sobie ostatnio pytanie,czy jest cokolwiek do czego podchodzę na luzie,czego się nie boję.Niestety nie.Wszystko mnie przerażało,począwszy od Blacka i skończywszy na Blacku,on sprawiał,że cała radość uleciała,a poczucie winy wypełniało mnie od środka.Wiedziałam,że to przeze mnie moja rodzina znalazła się w niebezpieczeństwie,że to przez moja głupie wybryki ludzie,których kocham cierpieli.Dzisiejszego dnia miało się to wszystko skończyć.Nie za sprawą prawdy,nie mogłam opowiedzieć o tym co mnie spotkało.Najzwyczajniej w świecie miałam się przyznać,usiąść i milczeć,czekając na zakończenie tego całego terroru.
-Charlotte.Nie denerwuj się tak,będzie dobrze.-Niall przysiadł się do mnie.Objął mnie ramieniem,a ja oparłam swoją głowę na jego klatce piersiowej.Wolną dłonią dotknął mojej dolnej wargi,uwalniając ją spod nacisku ostrych zębów.Przetarł kropelki krwi i delikatnie mnie pocałował.Jego usta subtelnie muskały podrażnione miejsce,a ja mruczałam z zadowolenia.Moje serce łomotało z zawrotną prędkością,a stado motylków  żwawo fruwało w dolnej części mojego brzucha.Wplotłam dłoń w jego aksamitne,miękkie,pachnące włosy,a drugą głaskałam go po ciepłym,zarumienionym policzku.On natomiast trzymał mnie w swoich ramionach z taką delikatnością,jakby bał się,że zaraz zniknę lub roztrzaskam się z hukiem jak porcelanowa filiżanka.Nie miałam takiego zamiaru.Chciałam trwać u jego boku przez wieczność,przeżywać z nim najwspanialsze momenty mojego życia,mieć gromadkę dzieci,piękny dom i psa..Wybiegałam marzeniami w daleką przyszłość.Traktowałam Nialla bardzo poważnie i mimo tego,że znaliśmy się krótko i nigdy nawet nie byliśmy na randce bardzo mi na nim zależało.
-Kocham cię-wyszeptałam,odrywając się od niego i wpatrując w jego cudowne oczy.Bardzo przypomniały mi przepiękny ocean,bezchmurne niebo albo oszlifowany diament mieniący się niebieskim kolorem.
-Ja ciebie też,Lottie-uśmiechnął się szeroko i splótł razem nasze dłonie.

****
-Możemy już jechać?-zapytała Eleanor,dotykając delikatnie mojego ramienia.Siedziałam wpatrzona w telewizor,ale myślami byłam zupełnie gdzie indziej.Zastanawiałam się jak będzie wyglądać moje życie za te kilka godzin i chyba to nie było najlepsze rozwiązanie.Wzięłam głęboki wdech i skinęłam głową.Co ma być to będzie...
Postanowiłam nie zamęczać się pytaniami:"Co by było gdybym go nie poznała....Co by było gdybym nie poszła na tą imprezę.....Co by było gdybym nie bała się go,aż tak bardzo..." Nie było to łatwe i prawdę mówiąc nie wyszło mi.Nie potrafiłam od tak wymazać wszystkiego  z mojego umysłu.Tak po prostu to siedziało w mojej głowie i za żadne skarby świata nie chciało się stamtąd usunąć.
-Wszystko będzie okej,zobaczysz.-oznajmiła Fizzy,trzymająca na kolanach jedną z bliźniaczek.
Coś ścisnęło mnie za serce,kiedy zdałam sobie sprawę,że mogę nie zobaczyć tak prędko moich ukochanych sióstr.Zarówno szatynka,jak i blondynka posłały mi szerokie uśmiechy,a mała Phoebe wtuliła się we mnie.Ściskałam ją mocno,a ona oplotła moją szyję swoimi niewielkimi dłońmi.
Tak bardzo nie chciałam jej w tym momencie puścić,moje oczy zaszły mgłą,a pojedyncza łza spłynęła po  moim policzku.Wytarłam ją szybko i na moją twarz wstąpił delikatny,sztuczny uśmiech.Oczywiście nikt się nie zorientował,że coś było ze mną nie tak,ale Charlotte Elizabeth Tomlinson była mistrzem krętactw i oszustw,więc czego mogłam się spodziewać.

Wyściskałam porządnie każdego kogo napotkałam na swojej drodze.Daisy,Rudą,babcie-która swoją drogą dzisiejszego ranka bardzo na mnie nakrzyczała.Dopiero teraz dowiedziała się co jest grane i była naprawdę wściekła,ale wszystko się uspokoiło.Na szczęście byłam ukochaną wnusią i Elizabeth nigdy nie potrafiła się na mnie długo gniewać.Po tym jak udzieliła,zarówno mi jak i mojej mamie,reprymendę przytuliła nas mocno i powiedziała,że zawsze możemy na nią liczyć. W moje objęcia wpadł każdy z moich przyjaciół,Eleanor,Harry,Zayn,Liam,mój brat,mama,a nawet Matt.Na koniec,gdy już nie potrafiłam zapanować nad emocjami zawyłam i wtuliłam się w Nialla.
 Blondyn mocno trzymał mnie w swoich ramionach,głaszcząc i całując w czubek głowy.Zaciskałam dłonie na jego koszulce i łkałam,tuląc się do jego torsu.Słuchałam najpiękniejszej melodii jaką dane mi było poznać,bicia jego serca.
-Cichutko,skarbie-szeptał do mojego ucha,muskając ustami mój policzek.Powoli zaczęłam się uspokajać.
-Prze-przepraszam.Denerwuję się.-mruknęłam,odsuwając się od niego.Zapewne z boku wyglądało to żałośnie,ale naprawdę nie potrafiłam się powstrzymać.
-Nie martw się,kochanie.-Jay podeszła do mnie,potarła moje ramiona i ucałowała w czoło,zakładając przy tym niesforne kosmyki moich jasnych włosów za ucho.Pociągnęłam nosem i chwyciłam torebkę w dłoń.
-Chodźmy.Chcę to już mieć za sobą.
****
Przywitałam się z szczupłą,wysoką kobietą.Zachowałyśmy się bardziej oficjalnie niż zazwyczaj.Jakby na to nie spojrzeć Val była w pracy,a szanowany prawnik całujący własną klientkę nie wygląda zbyt profesjonalnie.Usiadłam na marmurowej ławce i ze zwieszoną głową przyglądałam się zjawiskowo ciekawym butom.Serce dudniło mi w piersi jak oszalałe,obawiałam się,że zaraz ktoś może je usłyszeć.Dłonie zaczęły mi się pocić,a skurcze w żołądku wcale nie pomagały.Miałam ogromną ochotę by stamtąd uciec,gdzieś daleko,bardzo daleko.Ostatni raz omiotłam spojrzeniem twarze rodziny i przyjaciół.Byłam pewna,że nie prędko znów ich uściskam.Bałam się najbardziej tego,że kiedy będą już bezpieczni,a Black odejdzie w niepamięć znienawidzą mnie za wszystko co zrobiłam i słusznie.
-Val,przemów jej do rozsądku.-usłyszałam strzępki ich rozmowy-świruję,a przecież to jest już pewne,że ten gnojek skończy w kiciu.
Jak bardzo się mylili.To nie było wcale takie oczywiste,zwłaszcza teraz po tym wszystkim....
Po chwili zza jasnych,ogromnych drzwi wyszła kobieta.Wyczytała numer rozprawy i moje nazwisko,po czym  wpuściła nas do środka.Razem z Valerie usiadłam na wyznaczonym miejscu i nawet nie śmiałam popatrzeć w stronę srogiej sędziny.Ostatni raz przyjrzałam się wszystkim świadkom.Najważniejszym z nim zdecydowanie był Black,który z parszywym uśmieszkiem przyglądał się mojej przerażonej osobie.Przeszedł mnie dreszcz i szybko odwróciłam wzrok.Dalej niedaleko niego siedział Toby McGonagall,który bardzo się dla mnie naraził,dając mi te (teraz już bezużyteczne) zdjęcia.Koło fotografa siedziała moja matka i Matt,Eleanor i Louis oraz reszta zespołu.Niall posłał mi pokrzepiający uśmiech,którego niestety nie byłam w stanie odwzajemnić.Strach mnie paraliżował,przed oczami znów pojawiła się scena z przed kilku dni.Doskonale pamiętałam jego rozwścieczone rysy twarzy i władczy ton.Po raz kolejny przeszła mnie fala dreszczy,a łzy niebezpiecznie zamajaczyły pod przymrużonymi powiekami.Wzięłam głęboki wdech i powróciłam do przyglądania się obecnym na sali ludziom.Mick siedział tuż obok Felicite,a zaraz obok nich czerwonowłosa Cindy,z którą tak dawno się nie widziałam.
-Wstawaj-szturchnęła mnie moja adwokat,a ja podniosła tyłek z krzesła.
-Jak się pani nazywa?Gdzie pani mieszka?Ile ma pani lat?-sędzina zaczęła zadawać pytania,a ja z trudnością przełknęłam ślinę.
-Nazywam się Charlotte Eiabeth Timlinson. Mieszkam w Doncaster.Za kilka dni skończę 18 lat-powiedziałam na jednym tchu,głosem w ogóle nieprzypominającym mój.
-Czy przyznaję się pani do......-miałam wrażenie,że serce zaraz wyskoczy mi z piersi,czułam na sobie wzrok Blacka,musiałam zrobić to co kazał i tak cholernie się tego bałam,że najpierw wyszeptałam ciche:"tak",a dopiero później się zorientowałam,że nikt poza mną tego nie słyszał.
-Tak-oznajmiłam na tyle głośno,że z pewnością każdy mnie usłyszał. Valerie posłała mi pytające spojrzenie,a ja z trudnością odwróciłam wzrok.Byłam zbyt przerażona by spojrzeć na moją mamę,na brata i na Horana. Wlepiałam wzrok w sędzinę i czekałam,aż w końcu z jej ust padnie wyrok.
-Czy chcę pani składać zeznania.Może pani także odmówić.-stwierdziła,a ja wybrałam tą drugą opcję.Usiadłam i przymknęłam powieki.Zamiast czuć się wolna,w końcu tym jednym głupim:"tak" zniszczyłam sobie życie,ale także uratowałam kogoś ważniejszego-całą moją rodzinę.Czułam się podle.Oszukiwałam każdego z nich,a najbardziej chyba siebie.Łzy cisnęły mi się do oczu,ale wiedziałam,że nie mogę się rozkleić,nie tutaj.
-Wysoki sądzie,czy ja mogłabym prosić o chwilę przerwy dla mojej klientki-rudowłosa adwokatka wstała ze swojego miejsca,a ja razem z nią.Sędzina na moje nieszczęście zgodziła się.Nie przypuszczałam,że coś takiego może się wydarzyć i byłam kompletnie nie przygotowana na rozmowę z nią w tym momencie,bo w końcu co miałam jej powiedzieć?"Hej Val,słuchaj,przyznałam się do tego,że jestem ćpunką,możemy już wracać do domu?" Raczej nie.
______________________________________________________________
BARDZO DZIĘKUJĘ za tak ogromną liczbę wyświetleń.Nawet nie wiecie jak bardzo się cieszę z tego,że tak często tutaj zaglądacie.Co do komentarzy-dziękuję Wam za to,że pozostawiacie po sobie ślad,jestem bardzo wdzięczna,chociaż przyznam szczerze,że nie jest ich wcale dużo.Wiem,że jest wiele lepszych opowiadań,ale skoro już to czytacie,to zostawiajcie po sobie jeden,nie koniecznie długi komentarz,wystarczy zwykłe:"Fajnie" lub coś w tym stylu.Zauważyłam,że na innych blogach się to przyjęło,więc postanawiam wprowadzić taki mały  "szantaż",mianowicie chodzi mi o to,że jeśli pod tym postem pojawi się 10 komentarzy dodam kolejny rozdział.
Może to trochę nie fair z mojej strony,ale chyba mnie rozumiecie.
Chciałam szczególnie podziękować Agacie Nalborskiej za to jak bardzo mi pomaga w "zareklamowaniu" tego opowiadania.
Mam nadzieję,że Was nie zanudziłam na śmierć.Jeśli tak,to przepraszam.Wiem,że rozdział jest krótki i długo czekałyście,ale zrobiło się teraz ciepło i nie zamulam przed kompem tak często jak wcześniej.Mam nadzieję,że Wam się spoodobało!
Do następnego kochane xxx

wtorek, 23 kwietnia 2013

Rozdział 26



Moje kochane! Chciałam Wam bardzo podziękować za słowa otuchy.Mam nadzieję,że już nigdy więcej nie będę musiała przejmować się liczbą komentarzy.Nawet nie wiecie jak wiele dla mnie znaczy to,że podoba się Wam to co tutaj piszę.Oczywiście chcę żebyście komentowały,ale nie wymagam zbyt wiele,nie musi to być referat na 3 strony,wystarczy napisać,czy się podobało,co się podobało itp. Jak pewnie się domyślacie te większe komentarze sprawiają więcej radości niż te mniejsze,ale to wszystkie się liczą i każdy nawet najmniejszy komentarz bardzo mnie motywuje. Mam nadzieję,że ten rozdział spodoba się Wam, za wszelkie błędy bardzo przepraszam i jeszcze raz bardzo dziękuję za wsparcie! Love youuuu ! <3

Muzyka Nie jestem pewna czy utwór pasuję do tego rozdziału,ale w końcu to mój najwspanialszy Ed.Mam nadzieję,że Wam się spodoba.  


* Z perspektywy Felicite*

Czy to się kiedyś skończy?Szczerze nie mam pojęcia,kompletnie nie wiem co robić.To trudne,kiedy jest świetnie,a później wszystko się zmienia,psuję,niszczy.Musisz przyzwyczaić się do tego jak teraz jest lub spróbować to naprawić.Ale czy to się uda? Jeśli zrezygnuję z niego przestaną się czepiać,awantury odejdą w niepamięć,ale nie chce tego robić.Nie chcę go stracić. Zdaję sobie sprawę jak daleko zabrnęłam w miłości do niego,jakie to wszystko jest bez sensu,ale chce tego,każda moja komórka pragnie być przy nim przez cały czas i nie potrafię nad tym zapanować. Kiedy go widzę moje serce przyśpiesza,teraz nie muszę się już w niego bezczelnie wpatrywać,marząc o jego ciepłych wargach na moich,teraz jest ze mną!Mogę bez powodu wtulić się w jego umięśniony tors,zaciągnąć jego zapachem,pocałować,dotknąć.To wszystko sprawia,że chce mi się żyć.Mimo wszystko chce go mieć przy sobie,pragnę by trzymał mnie w swoich ramionach non stop.Wtedy nieważne już jest jak widzi go moja rodzina,nie ważne co oni sądzą,nieważne,że są na mnie wściekli,liczy się tylko on i nikt więcej.Kiedy jestem blisko niego,kiedy splatamy nasze dłonie czuję jak ciepło rozchodzi się po moim wnętrzu,jestem pewna uczuć,którymi go darzę i wiem,że dla niego także nie jestem obojętna.Nigdy nie powiedział mi tego wprost,ale widzę to w jego oczach,w sposobie jakim wymawia moje imię,wiem,że nie jestem jego kolejną zabawką.Na przekór wszystkim wierzę,że jest dobrym człowiekiem,lecz zagubionym.Znam jego przeszłość,wiem,że ma kłopoty z narkotykami,wiem co wyprawiał z innymi dziewczynami.Chce mu pomóc,zależy mi na nim.
Usłyszałam jak drzwi do mojego pokoju uchylają się delikatnie i ktoś wchodzi do środka.
-Kochanie,wstawaj-moja rodzicielka zaczęła tarmosić mnie za ramię.Otworzyłam powieki i skrzywiłam się.Ciepłe promienie słoneczne raziły mnie w oczy,a ja marzyłam by znów odsunąć się w głąb moich myśli,nie miałam siły wstawać,żyć,funkcjonować.
Zasłoniłam twarz poduszką z nadzieją,że to ukryje mnie przed całym światem,a Jay da mi święty spokój.Niestety nie udało mi się.
-Fizzy coś się stało,złotko?-usiadła na materacu,odbierając ode mnie jaśka.Mruknęłam poirytowana i odwróciłam się na drugi bok,ignorując ją.
-Nie-stwierdziłam po chwili.Kobieta pogłaskała mnie po plecach i włosach,nucąc jakąś melodię.
-Na pewno?-dopytywała,a ja odwróciłam się w jej stronę.
-Skoro mówię,że nic mi nie jest to chyba nic mi nie jest-warknęłam,a ona otworzyła szeroko oczy.Odsunęła swoją dłoń i posłała mi słaby uśmiech.
-W takim razie,nie przeszkadzam.-wstała i wyszła,patrząc na mnie urażona.-Masz być gotowa za 30 minut-dodała i trzasnęła drzwiami.Jęknęłam,opadając na łóżko,świetnie zaczął się dla mnie ten cholerny dzień.Wprost cudownie.Miałam ogromną ochotę zagrzebać się w puchowej kołdrze,ale przypomniałam sobie o czymś.
Chwyciłam telefon,który leżał na komodzie i wykręciłam dobrze znany mi numer.Odczekałam kilka sekund,aż usłyszałam jego zachrypnięty głos.
-Halo?
-Mick,idziesz dzisiaj do szkoły?
-Felii...to ty?
-Tak.
-Stęskniłem się......
-Idziesz,czy nie?
-Coś ty taka podenerwowana?
-Starck do jasnej Anielki,idziesz?
-Idę.Będę u ciebie za 30 minut.
-Jasne...Do zobaczenia.
Rozłączyłam się i zaczęłam zbierać.To Mick był moją jedyną motywacją by wstać dzisiejszego ranka i wziąć się w garść.Chciałam się z nim spotkać,przytulić do niego,porozmawiać z nim.Wstałam z łóżka i zaścieliłam je.Wyciągnęłam ubrania z szafy i modliłam się o to by nie spotkać nikogo na korytarzu.Wysunęłam głowę za drzwi i rozglądnęłam się.Na szczęście było czysto,więc na palcach ruszyłam w stronę łazienki.Weszłam do środka i odetchnęłam z ulgą,w końcu czego mogłam się spodziewać,była 7 rano i chyba jedynie ja miałam zamiar iść do szkoły.Uśmiechnęłam się delikatnie do mojego odbicia w lustrze i przymknęłam powieki.
-Dlaczego pokłóciłam się z Lou?-zapytałam,wzdychając.Odpowiedź była prosta,to przez mój związek relację z moim starszym bratem się pogorszyły.Pierwszy raz w życiu między nami wystąpiła taka wymiana zdań i czułam,że tak szybko mu nie przejdzie.Byłam tego pewna,że będzie walczył z całych sił bym rozstała się z moim chłopakiem i zrobi wszystko żebym była szczęśliwsza bez niego.
Jest także dobra strona medalu,ja i Lottie pogodziłyśmy się,dopiero od niedawna zachowujemy się jak prawdziwe siostry,możemy sobie ufać,zwierzyć się ze swoich problemów.Od zawsze widziałam w Charlotte swojego wroga,myliłam się.Bardzo się myliłam.Ona chcę dla mnie jak najlepiej,rozumie mnie,wie przez co teraz przechodzę.Cieszę się,że zrozumiałam jak głupia byłam.
Westchnęłam i opukałam twarz zimną wodą.
-Koniec z zaprzątaniem sobie głowy-mruknęłam.-Uśmiechnij się Fizzy.-dodałam i na moją twarz wstąpił delikatny uśmiech.Umyłam szybko zęby i ubrałam się.Potargane włosy rozczesałam i zostawiłam rozpuszczone.Zrobiłam delikatny makijaż i wróciłam do pokoju po książki.Spakowałam wszystko co jest mi potrzebne do torby i zeszłam na dół.
W kuchni krzątała się moja rodzicielka,a przy stole siedziała skacowana Eleanor.
-Dzień dobry-powiedziałam,a ona skrzywiła się.
-Nie tak głośno,błagam-jęknęła i zatopiła usta w kubku z gorącą kawą.Musiałam stwierdzić,że nawet mimo tego jednego wielkiego chochoła na głowie,podkrążonych oczu i zmęczonego wyrazu twarzy była piękną dziewczyną.
-Trzeba było tyle pić?-zadałam retoryczne pytanie,a ona zgromiła mnie wzrokiem.Podeszłam do wysokiej,brązowowłosej kobiety,która właśnie przygotowywała tosty i przytuliłam się do niej.
-Przepraszam mamo-wyszeptałam,a ona pogłaskała mnie po policzku.
-Wstałaś lewą nogą,rozumiem-oznajmiła i podała Calder śniadanie.Usiadłam koło szatynki i skonsumowałam spieczonego tosta,upiłam także łyk jej kawy,a ona posłała mi zabójcze spojrzenie.
-Gdzie ten cały Matt?-zapytałam rodzicielki,a ona pokręciła głową.
-Kiedy ty się w końcu do niego przekonasz,co?-mruknęła sama do siebie,a ja prychnęłam.-Pojechał do jego mamy,zostawiłam tam telefon i poprosiłam go by mi przywiózł.Po drodze zawiózł dziewczynki do szkoły.
-A propos szkoły mamuś,to idę dzisiaj na nogach-stwierdziłam,a ona przytaknęła.
-Dlaczego?
-Umówiłam się z kimś-oznajmiłam,a ona wyszczerzyła się.
-Przystojny?-zachichotała.Chciała coś jeszcze dodać,ale dzięki Bogu przerwał nam dzwonek do drzwi.
-Bardzo-mruknęłam,pożegnałam się z El i Jay i zadowolona na samą myśl,że go zobaczę podreptałam do przedpokoju.Niestety po drodze spotkałam Harry'ego.Minęliśmy się w salonie,a on przyglądał mi się z zainteresowaniem.Miał na sobie jedynie szare spodnie dresowe,a jego ozdobiona tatuażami klata robiła pewnie nie tylko na mnie dosyć duże wrażenie.Intensywność jego zielonych tęczówek przeszywała mnie na wskroś i powodowała ciarki.
-Cześć-szepnął zachrypniętym głosem i wskazał na drzwi-Ktoś dzwoni
-Wiem.
Chłopak odszedł,zaciskając pięści.Domyślał się kto po mnie przyszedł i nie był tym faktem zadowolony.Z resztą nie miał prawa się wtrącać.Fuknęłam poirytowana,a wspomnienia z tamtego wieczoru powróciły do mnie z dwojoną siłą.Moje dłonie powędrowały na usta,które doskonale pamiętały smak jego warg.Jęknęłam i ruszyłam do drzwi.Otworzyłam je i posłałam szatynowi,który właśnie kończył palić papierosa,karcące spojrzenie.
-Nie lubię,kiedy skracasz swoje życie przez to dziadostwo-mruknęłam,a on zaśmiał się.
-Jesteś kochana-chwycił mnie za dłoń i ucałował w policzek.Zapach jego ostrych perfum otulił moje nozdrza,a ja szeroko się uśmiechnęłam.

* Z perspektywy Charlotte*

Przewróciłam się z boku na bok i uchyliłam powieki.Zaczerpnęłam powietrza,a rozdzierający ból w płucach sprawił,że w moich oczach zamajaczyły łzy.Dźwignęłam się na łokciach i rozejrzałam.Budzik wskazywał godzinę 14:20.Westchnęłam i powoli wygrzebałam się spod kołdry.Jedynym powodem,dla którego wypełzłam z mojej oazy spokoju było jedzenie.Niemiłosiernie burczało mi w brzuchu i czułam,że mój żołądek świeci pustkami.Upewniłam się czy aby na pewno drzwi są zamknięte i zrzuciłam z siebie piżamę.Na sam widok fioletowo-zielonych siniaków miałam ciarki.O bólu chyba nie musiałam wspominać.Szybko założyłam dresy i sprawdziłam,czy wszystkie rany są porządnie ukryte.Związałam włosy w koński ogon i przyglądnęłam się mojej twarzy.Łuk brwiowy wyglądał naprawdę strasznie,a nos był tylko lekko opuchnięty,oprócz tego mała ranka koło ust była wręcz niewidoczna.Przymknęłam powieki,a przed oczami zamajaczył mi obraz jego wysokiej,umięśnionej sylwetki i rozwścieczonego wyrazu twarzy.Przeszedł mnie dreszcz.Przekręciłam klucz w drzwiach i wyszłam.Kiedy byłam już na schodach słyszałam głośne śmiechy i krzyki całej reszty.Delikatnie się uśmiechnęłam i zaglądnęłam do salonu,by zobaczyć co robią.

















Harry uderzył kilkakrotnie Liama w ramię,ale po chwili przytulił go do siebie,dusząc przy okazji.Louis siedział pośrodku kanapy i opowiadał najbardziej żenujące i zabawne historie swoje życia,a wszyscy mieli ubaw po pachy.Tommo niekiedy naprawdę miał tak durne pomysły,że nie wiadomo było czy się śmiać,czy płakać z jego głupoty.Niall co chwilę wybuchał niepohamowanym śmiechem,nawet kiedy nie było do tego powodu.
-Ej,a pamiętacie,jak ta starsza babka po siedemdziesiątce dała Horanowi swój numer telefonu i

powiedziała,że jak chcę się zabawić to,żeby do niej zadzwonił-wtrącił Malik,a całe pomieszczenie wypełnił
ich głośny rechot.
-I co zadzwoniłeś?-zapytał mój braciszek,poruszając zabawnie brwiami w górę i w dół.Nie wytrzymałam i także wybuchłam śmiechem.Sekundę później bardzo tego pożałowałam,bo poczułam się jakby ktoś łamał mi żebra.Jęknęłam łapiąc się za brzuch i starając uspokoić.Czarne plamki zamajaczyły mi przed oczami i nogi ugięły się pode mną.Upadłam,nie tracąc przytomności.
-Lottie,co się stało?-cały czas chichocząc blondyn podszedł do mnie i pomógł wstać.Zacisnęłam wargi i powieki,pod którymi wzbierały się łzy.
-Potknęłam się-wymruczałam,a on złożył na moim policzku soczystego buziaka.Chwycił moją twarz w dłonie i zaczął przyglądać się ranom.Najbardziej zaciekawiła go ta nad brwią,mruczał coś pod nosem,bacznie ją oglądając.
-Boli,hmm?-przejechał delikatnie kciukiem po moim łuku brwiowym,a pojedyncza łza wydostała się z kącika mojego oka.Bolało mnie wszystko,zaczynając od siniaków na łydkach,poprzez uda,brzuch,ramiona,plecy i kończąc na twarzy,ale on nie miał o tym zielonego pojęcia.
Pokiwałam głową,a on otarł wierzchem dłoni wilgotne miejsce.
Postanowiłam wykorzystać to,że jest tak blisko mnie i zaczęłam mu się przyglądać.Jego ciemnoniebieskie tęczówki były czymś niebywale pięknym,jego usta zawsze smakowały jak mleczna czekolada  i co najważniejsze idealnie pasowały do moich warg.
Był taki uroczy,gdy marszczył zgrabny,mały nosek,a jego śnieżnobiały,zniewalający uśmiech powodował,że miękło mi serce.
-Ej,bez scen mi tutaj-mruknął Zayn,a ja pokazałam mu język.Musnęłam wargi Nialla i potarmosiłam jego blond aksamitne włosy.
-Malik,ty lepiej znalazłbyś sobie jakąś dziewczynę,a nie marudził-odpyskowałam,a on uśmiechnął się szeroko.
-Tak się akurat składa,kochana,że mam kogoś na oku-stwierdził,a my zrobiliśmy zbiorowe:"uuuuuuuu".Wyszczerzył zęby w triumfalnym uśmiechu i zanim zdążyliśmy zapytać kto to jest on odparł:"I tak Wam nie powiem".Mulat był uparty,więc nawet nie opłacało nam się z nim kłócić.
W końcu dotarłam do kuchni,gdzie czekała na mnie wypełniona po brzegi lodówka.

***
-Mamo,mogłabym pożyczyć samochód? -zapytałam kobiety.Dłonie mi drżały,a serce na moment stanęło.
-Tylko bądź ostrożna,skarbie-kobieta posłała mi szeroki uśmiech i wręczyła kluczyki.
Oczywiście nie obyło się bez zapewniania,że nie będę pędzić jak szalona,zapnę pasy,będę ostrożna i także  obiecałam,że podjadę po małą Daisy do jej przyjaciółki.Zazwyczaj Jay była przeciwko mojej jazdy bez prawka,którego nie zdążyłam jeszcze zrobić,a o podwożeniu młodszych sióstr nawet nie było mowy. Tym razem na szczęście było inaczej.
Założyłam buty i wybiegłam z domu,chciałam mieć to jak najszybciej za sobą.

****
Ręce i nogi trzęsły mi się jak galareta.Zaparkowałam samochód na wyznaczonym miejscu i już miałam  przekraczać wejście do ogromnego,śnieżnobiałego budynku,kiedy przerwał mi dźwięk mojego telefonu.
Nieznany
Obawiając się najgorszego odebrałam.
-Ta-a-k ?- wychrypiałam,jąkając się.
-Mam nadzieję,że pamiętasz co masz jutro zrobić-warknął,a głos uwiązł mi w gardle.Mój poziom strachu momentalnie wzrósł,wiedziałam,że zadzwoni by upewnić się,że jutro wyjdzie z tego wszystkiego cały,niewinny i wygrany.Niestety tak właśnie miało się stać.
-Pa-pamiętam.
-To dobrze.Tylko bez żadnych numerów,zrozumiano?Chyba nie chcesz kolejny raz oberwać?-Jego ton głosu przyprawił mnie o gęsią skórkę.Był tak ostry i nieobliczalny.Przesiąknięty okrucieństwem do szpiku kości. Nienawidziłam go z całego serca.
-Do-o-obrze-rozłączył się.Drżącą dłonią zablokowałam dotykowy ekran i weszłam do środka.

***
Schowałam papiery do schowka i ukryłam siniaki na nadgarstkach w rękawach długiej bluzy.Wyszłam z samochodu,zostawiając go otwartego.Ruszyłam kamienistą drużką pod drzwi mieszkania koleżanki Daisy.
Nie uśmiechało mi się pokazywać przewrażliwionej matce dziewczynki w takim stanie,ale musiałam odebrać siostrę.Zadzwoniłam dzwonkiem,a po chwili drzwi otworzyła mi wysoka,tęga,jasnowłosa kobieta.Zlustrowała mnie groźnym wzrokiem i warknęła:"Czego tutaj szukasz?"
-Nazywam się Charlotte Tomlinson.Przyjechałam po młodszą siostrę-oznajmiłam,a wyraz jej twarzy momentalnie się zmienił.
-Ach,tak.Przepraszam,nie poznałam cię,kochanie.Wejdź-zaprosiła mnie do środka,ja jednak nie miałam zbytnio na to ochoty.
-Dziękuję,ale śpieszę się.Mogłaby pani zawołać małą?-odparłam,a ona zniknęła w przedpokoju.Po chwili powróciła z blondynką.Daisy miała na sobie mundurek szkolny i okulary do czytania.Tak samo jak nasz
starszy brat posiadała niewielką wadę wzroku,która zmuszała ją do noszenia bryli w szkole i podczas odrabiania zadań.
-Cześć Lottie-wyszczerzyła zęby w szerokim uśmiechu i założyła na uszy białe słuchawki.Objęłam ją ramieniem i pożegnałam się z panią domu.Obydwie wskoczyłyśmy do samochodu,a mi przez moment wydawało się,że widziałam jak ktoś nas obserwuję.
-Poczekaj chwilę.Chyba wypadł mi telefon-krzyknęłam,a Day kiwając głową na wszystkie strony uniosła kciuka w górę.
Wyszłam z samochodu i rozglądnęłam się.Jakaś postać stała daleko za ogromnym drzewem,a mi serce podskoczyło do gardła.
Wystraszyłam się nie na żarty,z resztą od pamiętnego wieczoru strach w ogóle mnie nie opuszczał.Bałam się go,bałam się tego do jakiego stopnia się posunie,bałam się,że znowu podniesie na mnie rękę,bałam się,że jeszcze bardziej mnie skrzywdzi,a najbardziej bałam się tego,że może zemścić się na mojej rodzinie,bracie,bezbronnych siostrach,przyjaciołach,Niallu.Nie przeżyłabym,jeśli stałaby się im krzywda przeze mnie.
Kiedy postawny mężczyzna odwrócił się w moją stroną z ogromną ulgą mogłam przyznać,że to nie był Black. Wsiadłam do samochodu i odjechałam.Nie marzyłam o niczym bardziej jak o ciepłym łóżku i cholernym poczuciu bezpieczeństwa,które odleciało gdzieś w siną dal.

***
  Wybiła godzina trzecia,a ja nadal nie mogłam zasnąć.Połknęłam kolejną tabletkę przeciwbólową i nadal nie czułam ulgi.Sama myśl o tym,że za kilka godzin pisze ten cholerny sprawdzian przyprawiała mnie o zawroty głowy.Nie byłam w stanie myśleć racjonalnie,a przecież wspaniałomyślny Mick Starck także miał być w tym samym miejscu co ja.Jego także nie znosiłam,znienawidziłam go za to jak zniszczył naszą przyjaźń,za to,że dał nadzieję mojej siostrze,za to,że wskazał mu gdzie mieszkam,ba!On go nawet tam przyprowadził.
Nie wiedziałam czy będę wstanie się opanować i nie rzucić się na niego z łapami.

***
Nie spałam całą noc.Przysypiałam na kilka minut,ale ból w klatce piersiowej nie pozwalał mi odpłynąć do krainy Morfeusza na dłuższą chwilę.
Wypaliłam kilka papierosów z nadzieją,że dadzą mi ulgę i ukoją myśli,niestety nic z tego nie wyszło.Nikotyna jeszcze pogorszyła sprawę.W dodatku przez jej dużą ilość było mi strasznie niedobrze.
-Lottie,skarbie.Obudź się-poczułam ciepłe pocałunki na mojej skórze.Wplątałam palce w jego miękkie włosy i przyciągnęłam go do siebie.Wpiłam się w jego usta,rozchylając wargi i pozwalając mu na przejęcie kontroli.Nasze języki toczyły między sobą zaciętą wojnę,a oddechy przyśpieszyły.Ciągnęłam go delikatnie za blond pasma,a on masował mój kark.
-Dzień dobry-mruknęłam,kiedy oderwaliśmy się od siebie.Musnęłam jego rumiany policzek,a on wyszczerzył   zęby w szerokim uśmiechu.
-Dzień dobry
Wypełzłam spod kołdry i przeciągnęłam się.Niall z zaciekawieniem mi się przyglądał,nadal leżąc w wygodnym łóżku.
-Co ci się stało?-zapytał,wskazując na kawałeczek mojego brzucha,który wysunął się spod piżamy.Nie wiedziałam co powiedzieć,w końcu o mało nie odkrył całej prawdy.
-Mówiłam ci,że spadłam ze schodów-odparłam,unikając jego wzroku.Otwarłam szafę i zaczęłam szukać w niej stroju galowego.
-Nie wiedziałem,że aż tak bardzo się potłukłaś-stwierdził ponurym głosem.Nie chciałam żeby się zamartwiał.Nie lubiłam kiedy to robił.Doprowadzanie go do smutku powinno być czymś karalnym.On za bardzo się tym przejmował.
-Nic mi nie jest-posłałam mu szeroki uśmiech i wróciłam do szukania ubrań.W końcu znalazłam odpowiednie ciuchy.Chwyciłam je i ruszyłam do łazienki.
-Możesz się tutaj przebrać,nie mam nic przeciwko-oznajmił Blondas,kiedy opuszczałam sypialnie.Uśmiechnął się łobuzersko i przyglądał mi się z nadzieją,że przystanę na jego propozycję.
-Może kiedyś...-puściłam mu oczko i wyszłam.

***
-Zjedz coś-namawiała mnie mama.Niestety nie byłam w stanie nic przełknąć.Stres wzrastał z każdą minutą,a wszystkie ich słowa otuchy stawały się jakąś niezrozumiałą paplaninom.
Po raz kolejny upewniłam się czy czarne rajstopy ukrywają wszystkie siniaki i czy aby na pewno fioletowo-zielone plamy nie prześwitują przez cienki materiał jasnej koszuli.Spakowałam czarne długopisy do torby i uściskałam każdego po kolei.
-Trzymajcie kciuki-poprosiłam,a oni obiecali,że będą przy mnie myślami.Wtuliłam się w Nialla,a on ucałował moje czoło.
-Uda ci się.Jesteś najlepsza-szepnął i musnął ustami miejsce tuż pod moim uchem.Podziękowałam całej rodzince i ruszyłam razem z Louisem do samochodu.
Całą drogę do szkoły milczałam.Obawiałam się,że trema zje mnie całkowicie,a wiedza  po postu wyparuje.Zażyłam masę leków i wysmarowałam rany maścią by nie skupiać się zbytnio na bólu.Musiałam przecież  jakoś przeżyć te kilka godzin.
Wkrótce dojechaliśmy.Bardzo,ale to bardzo chciałam wrócić do domu i położyć do mięciutkiego łóżka,zamiast tego czekał mnie istny terror.
-Trzymaj się siostra-Lou poklepał mnie po ramieniu,a ja skrzywiłam się.
-Dzięki-mruknęłam i wyskoczyłam z samochodu.Przebycie tych kilku metrów,które dzieliły mnie od wejścia do budynku mogłam spokojnie nazwać ucieczką.Wszyscy bacznie mi się przyglądali,szepcząc za plecami.Niektórzy nawet nie raczyli ściszyć głosu,kiedy snuli domysły o tym kto pokiereszował twarz narkomance,czyt.mi.No cóż...czego mogłam się spodziewać.Wszyscy nadal sądzili,że to ja jestem ćpunką,a nie ofiarą.Z reguły nie interesowało mnie to co sądzą o mnie inni,ale to było naprawdę nie do zniesienia.Szybkim tempem zmierzałam do budynku,ale odległość zdawała się w ogóle nie maleć.
Po chwili znalazłam się już w środku,odszukałam odpowiednią salę i czekałam.Niedługo po mnie zaczęli schodzić się inni uczniowie.Poczułam jak ktoś dotyka mojego przedramienia.Zlękłam się i odskoczyłam.
-Czego chcesz-warknęłam,kiedy okazało się,że to Starck mnie zaczepił.
-Nie wiedziałem,że cię pobiję-wyznał,szczerze,czy nie,to już mnie nie obchodziło.Wątpiłam w to,że żałuję i nie miałam ochoty jeszcze bardziej się denerwować.
-Radzę ci się zamknąć,Mick.-powiedziałam wściekła,jedyne czego pragnęłam w tym momencie to rozkwasić tą jego zakłamaną mordę-zejdź mi z oczu-krzyknęłam,chyba odrobinę za głośno,bo wiele par oczu skierowało swój wzrok w naszą stronę.Szatyn machnął ręką i poszedł w stroną toalet,a ja w duchu podziękowałam Bogu za dźwięk dzwonka.




wtorek, 16 kwietnia 2013

Rozdział 25

Moje kochane.Notka informacyjna tym razem znajduję się na samym początku.Nad poprzednim rozdziałem(24) bardzo się napracowałam,z resztą jak nad każdym.Wkładam dużo czasu,energii,siły i serca w to opowiadanie,a kiedy poczułam,że na serio dosyć fajnie mi to wychodzi liczba komentarzy zmalała.Nie wiem co jest nie tak.Mam świadomość,że mistrzem to ja nie jestem,ale myślałam,że w miarę mi to wychodzi.No cóż,widocznie się myliłam.Nie chcę żebyście myślały,że jestem na Was zła.Wszystkim,którzy komentują bardzo dziękuję,ale szczerze mówiąc jest mi trochę przykro.No cóż....mam nadzieję,że jednak ten rozdział się Wam spodoba! Za jakiekolwiek błędy przepraszam !
Do następnego xx

*Z perspektywy Nialla*

-Co ty pierdzielisz?Od kiedy niby możesz się z nim spotykać,co?-warknął zirytowany Lou.Na jego miejscu też bym się wkurzył.Gdyby moja młodsza siostra chodziła z ćpunem to nie wiem co bym zrobił,chyba zabiłbym gnoja....ale z resztą to co ja sądziłem na ten temat nie było istotne .Nie powinienem się wtrącać;w końcu przywołanie Felicite do porządku to zadanie Louisa,a ja jako dobry przyjaciel mogłem mu jedynie pomóc jeśli zaszłaby taka potrzeba.
-A ty od kiedy masz prawo decydować o moim życiu,co?-krzyknęła,a ja wzdrygnąłem się-Nie było cię tyle czasu,nie obchodziło cię to co robię,jak się czuję,więc teraz nie rób z siebie takiego zatroskanego braciszka.Zrozum to,że jestem prawie pełnoletnia i będę z kim mi się żywnie podoba,a wam wszystkim nic do tego.-warknęła wbijając w szatyna rozwścieczony wzrok.Nie powinna tak mówić.Byłem pewny,że  bardzo go to zabolało.On kochał swoją rodzinę jak wariat i zrobiłby dla niej wszystko,a to był cios poniżej pasa.
-Teraz będziesz mi wypominać to,że spełniam swoje marzenia,tak?Może mam to wszystko rzucić i wrócić tutaj by patrzyć jak ten szmaciarz zabawia się z tobą,hmm?-trochę ją zamurowało,ale po chwili wzięła głęboki oddech i zaczęła tłumaczyć-Ile razy mam każdemu powtarzać,że on mnie nie skrzywdzi?!
Chłopak wybuchnął śmiechem.
-Nie?Nie?! A kto nafaszerował cię dragami,?A kto próbował zaciągnąć twoją siostrę do łóżka,no kto?
Zacisnąłem pięści na wzmiance o Lottie.Na samą myśl,że mógł ją skrzywdzić zrobiło mi się słabo.

-Feli,my chcemy tylko żebyś była bezpieczna i z przykrością muszę stwierdzić,że Tommo ma rację-wtrącił Styles,a on posłała mu spojrzenie godne seryjnego mordercy.
-Kolejny bohater się znalazł.Niall? Może ty też się do nich przyłączysz?Mój braciszek zdziera sobie niepotrzebnie struny głosowe,ale Harold miał inne sposoby by mi wyperswadować jakim to Mick jest strasznym facetem,może zapytaj się go jakimi metodami dysponuje,co?Może ci doradzi?-stwierdziła z wymalowaną satysfakcją na twarzy.Harry zmieszał się i posmutniał. O co tutaj do jasnej cholery chodziło?
-Dokończymy to sobie  w domu!-krzyknął Louis,budząc przy tym leżącą na jego ramieniu Eleanor.Ma kobieta mocny sen,doprawdy.
Jedyne komu w tym momencie współczułem to taksówkarzowi,który musiał wysłuchiwać całej tej awantury,a jedyne o czym marzyłem to ciepłe łóżko,a w nim Charlotte.

***
Obydwie taksówki dojechały w tym samym czasie pod dom.Oprócz nas także dotarł tam Matthew razem z Jay i dziewczynkami.Było już późno,więc małe smacznie chrapały w dziecięcych fotelikach.
-Pomogę pani-zaoferowałem się,a kobieta posłała mi szeroki uśmiech.Wziąłem jedną z blondynek na ręce i wszyscy ruszyliśmy do domu O dziwo był otwarty,a wszystkie światła pozapalane.Przeszedł mnie dreszcz.Coś było nie tak.
Popatrzyłem na Liama wystraszonym wzrokiem i kopnąłem uchylone drzwi.
Zsunąłem buty ze stóp i wkroczyłem do salonu.Pierwsze co zauważyłem to krew,dużo krwi i szkło.
-O mój Boże-szepnąłem,a tuż za uchem usłyszałem wystraszony głos matki mojej dziewczyny.
-Charlotte!Gdzie jesteś!?
Wszyscy z przerażeniem wypisanym na twarzy i rozbieganym wzorkiem przyglądaliśmy się kałuży czerwonej cieczy,analizując co mogło się wydarzyć.Staliśmy jak słupy,nie wiedząc co zrobić.Moje serce próbowało wydostać się z unoszącej z prędkością światła klatki piersiowej.Nigdy w życiu się tak nie bałem.Nigdy.Myśl,że mogłoby się coś jej stać paraliżowała mnie.Wiedziałem,że to moja wina i gdybym został z nią,byłaby cała i zdrowa.
-Zanieście dziewczynki do łóżka-szepnęła Eleanor,a ja razem z Mattem pobiegłem na górę i zostawiłem śpiące blondynki w ich sypialni.Ręce trzęsły mi się jak staremu alkoholikowi,góra w gardle rosła,a łzy pojawiły się w oczach.Pragnąłem zobaczyć ją...uśmiechniętą i zadowoloną z tego jak nas nabrała,a później wtulić się w nią i ochrzanić za to jak bezmyślnie postąpiła.
Zbiegliśmy na dół.
-Lottie gdzie jesteś?-krzyknąłem,mój głos odbił się echem po pustym pomieszczeniu,które wypełniały tylko  nasze szalejące oddechy.Kamień spadł mi z serca,gdy wkroczyła niepewnym,zachwianym krokiem do salonu.Żyła,chodziła,oddychała,to było najważniejsze.
Podniosła spuszczoną głowę i zauważyłem ślady krwi w okolicach jej ust,nosa i prawego oka.Natomiast jej łuk brwiowy był rozwalony i cały czas sączyła się z niego świeża,czerwona ciecz.
-Dziecko-zawyła Jay i wtuliła się w nią.Wziąłem głęboki wdech i poczułem ulgę,ogromną ulgę.Pomimo tego,że była poturbowana cieszyłem się,że nic większego jej się nie stało.
-Kto ci to zrobił?-zapytałem,kiedy już wszyscy ją wyściskali i sprawdzili czy to na pewno ona.Zapadła grobowa cisza.Zamknąłem ją w szczelnym uścisku.Czułem jej szybko bijące serce i ciepły oddech na mojej szyi.Delikatnie głaskałem ją po plecach,dodając otuchy.Jej palce zacisnęły się na mojej koszulce.
-Nikt.-odparła drżącym głosem.Schowałem nos w zagłębieniu jej obojczyka,byłem taki szczęśliwy,że miałem ją przy sobie.Musnąłem ustami jej ciepłą skórę,a ona cicho jęknęła.
-Puściła mi się krew z nosa i chciałam zetrzeć ślady,wzięłam mop i jakoś nim wywinęłam tak,że zdjęcia się porozbijały i jedna ramka spadła mi na łeb i rozwaliła brew.-oznajmiła pewnym głosem,odsuwają się ode mnie i rozglądając się po pomieszczeniu-Mamo,przepraszam.Posprzątam wszystko,tylko nie płacz,proszę-zwróciła się do łkającej cicho rodzicielki.
-Najważniejsze,że nic ci nie jest-mruknęła kobieta i wytarła zaczerwienione oczy.To wszystko tak strasznie wyglądało,a ja bałem się,że to jakiś złodziej,rabuś,czy inny bandyta ją pobił,a tu proszę,zwykły krwotok z nosa przyprawił nas o tyle strachu.
-Po takim dniu pełnym wrażeń jedyne czego chcę to ciepły,krótki prysznic i łóżko-stwierdził Lou,a ja musiałem się z nim zgodzić.Ten dzień,a zwłaszcza jego końcówka to było....coś.
-Ja rezerwuję łazienkę numer 1-krzyknęła Eleanor,zrywając się z miejsca.Wielki uśmiech wstąpił na jej zmęczoną twarz.Zauważyłem,że cały alkohol w przeciągu kilku minut jakimś cudem z niej wyparował albo to szok tak na nią zadziałał.
-Ja dwójkę-rzucił szybko Zayn i wyszczerzył zęby zadowolony.
-A ja trójkę-powiedzieliśmy chórem razem z Tommo,Loczkiem i Lott .Popatrzyliśmy na siebie z byka,nikt nie miał siły na awanturę o głupią kąpiel,ale także nikt nie miał zamiaru odpuścić.
-Dobra oszczędzamy czas,wodę i energię.Ty komp się z Lottie,a ja z Louisim-wtrącił Styles,ale został obdarowany zabójczym spojrzeniem pani domu.Chyba nie uśmiechało jej się to,że ja z Charlotte w jednej łazience i w jednej wannie.Trudno się jej dziwić,chociaż dla mnie była to całkiem kusząca propozycja.
-Ża-Zartowałem-mruknął,a my wybuchnęliśmy śmiechem.Jay poklepała go po ramieniu,a on wypuścił z ulgą powietrze i uśmiechnął się delikatnie.


* Z perspektywy Charlotte*

Byłam zadowolona,jeśli mogłam w ogóle powiedzieć tak w zaistniałej sytuacji.Uwierzyli mi,a teraz musiałam jedynie być ostrożna w zakrywaniu resztek mojego ciała.Podczas kąpieli dokładnie przyjrzałam się siniakom na udach,ramionach i brzuchu.Wszystko niemiłosiernie bolało kiedy moje mięśnie poruszały się przy najmniejszym kroku.Nie zapomnę jego rozwścieczonej twarzy kiedy zadawał mi kolejne ciosy.Błagałam by przestał,a on tylko szyderczo się śmiał.Tak jak wtedy po moich policzkach popłynęły słone łzy.Nienawidziłam go z całej siły i nie mogłam pozwolić by przez moje błędy ktoś kogo kocham wpadł w jego łapska.Nadal byłam śmiertelnie przerażona,ale wiedziałam,że wykonywanie jego rozkazów było jedynym słusznym wyjściem.Mogłam nawet skończyć w tym okropnym więzieniu byleby moja rodzina była bezpieczna.Przymknęłam powieki i otarłam wilgotne oczy,gdy usłyszałam kroki zmierzające w stronę mojego pokoju.Drzwi uchyliły się i ktoś wszedł do środka.Poczułam jak materac ugina się pod jego ciężarem,a on wślizguję się pod kołdrę.Moje nozdrza otulił jego czekoladowy zapach.
-Śpisz?-szepnął i pogłaskał mnie po policzku,położyłam moją małą dłoń na jego i pogładziłam go po szorstkich kostkach.
-Nie-wychrypiałam.Nawet nabranie powietrza w płuca sprawiało mi ból.Przybliżył się do mnie,wplątał swoje nogi między moje,a ja jęknęłam.
-Co jest?-zgarnął niesforny kosmyk moich włosów za ucho.Był tak blisko mnie.Widziałam zmartwienie wypisane na jego pięknej twarzy.Ciemny granat jego oczu przenikał mnie na wylot.Nie chciałam go okłamywać,ale musiałam.
-Biegłam zatamować krew i spadłam ze schodów-mruknęłam, nie patrząc na niego.Zachichotał cicho,chwycił w dwa palce mój podbródek i uniósł go do góry.
-Moja..-złożył delikatny pocałunek na moich ustach-biedna...-potarł swoim nosem o mój,a ja uśmiechnęłam się szeroko-niezdara..-ucałował po kolei moje czoło,nos,dwa policzki i spragnione jego warg usta.Przyciągnęłam go za kark bliżej siebie i zachłannie pocałowałam.Jego język błądził po zakamarkach mojego podniebienia,a ja mruczałam  zadowolona.Wplątałam palce w jego aksamitne,blond włosy i ciągnęłam za nie delikatnie.Jego dłonie zjechały wzdłuż mojej talii i chwyciły brzeg mojej koszulki.
Odchylił ją delikatnie i ciepłymi rękami dotknął mojego zmarzniętego brzucha.Zacisnęłam mocno wargi by nie pisnąć.
-Nie.Niall przestań-mruknęłam,ale on chyba uznał to za żart,bo nadal masował mój obolały brzuch sunąc coraz wyżej i nic sobie z tego nie robił.Chwyciłam go za nadgarstki i wytargałam je spod kołdry.
-Mówiłam ci żebyś przestał-warknęłam,a on wpatrywał się we mnie zaskoczony,nie wiedząc co powiedzieć.Odsunęłam się od niego,a łzy zebrały się w moich oczach,cholerny Black,to przez niego czułam tyle bólu.Nie zauważyłam nawet jak po moim policzku spłynęła pojedyncza,kryształowa łza.
-Przepraszam-szepnął i ucałował wilgotne miejsce.Mruknęłam cicho,kochałam go,ale nie chciałam by mnie teraz dotykał,ani on ani ktokolwiek inny.
-Cholera.Char jesteś taka zimna,na pewno dobrze się czujesz?-jęknął dotykając wrzącą dłonią mojego czoła. Co miałam mu powiedzieć,że czuję się okropnie i jedyne czego pragnę to by mocne tabletki przeciwbólowe,które zażyłam zaczęły działać i przyniosły mi ukojenie?Raczej nie....
-Jestem przemęczona.Potrzebuję jedynie odpoczynku i snu-wymamrotałam i odwróciłam się do niego tyłem,zaciskając rozedrgane usta i powieki.Błagałam by to wszystko się już skończyło i zmorzył mnie sen.
Moczyłam poduszkę moimi łzami,nad którymi nie potrafiłam zapanować.Tryskały z moich oczu jak z fontanny,a cichy szloch towarzyszył im co chwilę.Blondyn na szczęście szybko zasnął i nie musiałam tak bardzo się starać z hamowaniem dźwięków wydobywających się z mojego gardła.
Co chwilę przesuwałam się na skraj łóżka,bo Nialler nawet w głębokim śnie pragnął mieć mnie blisko siebie.Było to bardzo,ale to bardzo urocze i normalnie już leżałabym wtulona w jego tors,słuchając melodii jego bijącego serca,ale teraz nic nie było wstanie ukoić mojego bólu zarówno tego psychicznego jak i fizycznego,nawet mój kochany Niall był bezradny.

* Z perspektywy Harry'ego*

Leżałem wtulony w jakiegoś jaśka i okryty szczelnie kocem.Z słuchawek w uszach wydobywał się głos jednego z moich dobrych kumpli i cudownego wokalisty-Eda Sheerana.Normalnie nie potrzebowałem niczego by zasnąć,padałem do łóżka i po kilku minutach chrapałem w najlepsze,ale tym razem było inaczej.Nie mogłem osunąć się w ten błogi stan zapomnienia i śnić,tylko cały czas myślałem o Felicite i jej rozgrzanych pocałunkach,które składała na jego szyi,wijąc się wokół niego jak dzika kotka.Ilekroć przymykałem powieki widziałem jak odnajduję ją w tłumie i tuli jej plecy do swojego torsu,obejmując jej talię.Wiedziałem,że to nic dla niego nie znaczyło,ale ona była w nim zakochana i to na zabój.Zatrzepotała rzęsami kiedy wymruczał jej coś do ucha i wpiła się w jego wargi,a on trzymał swoje oślizgłe łapska bezczelnie blisko jej pośladków.To był normalny gest,ale ja nie potrafiłem sobie wyobrazić jak taka niewinna i delikatna osoba może znieść dotyk kogoś tak chamskiego i nachalnego.Fizzy ostatnio się pogubiła,dostrzegłem to,ale pomimo wszystko wiedziałem,że nie jest wcale buntowniczką o wybuchowym temperamencie,nadal była tą kruchą,słodką,może i nieco naiwną Fel.
Zacząłem się zastanawiać czy nie przemawia przeze mnie zazdrość,ale odgoniłem od siebie tą myśl.Zależało mi na bezpieczeństwie kolejnej młodszej siostry,którą zyskałem,tylko i wyłącznie na tym.Usłyszałem jak schody zaskrzypiały i ktoś przeraźliwie głośno ziewnął.Po chwili rozbłysło rażące moje oczy światło,a ja jęcząc ukryłem się pod poduszką.
-Kurwa mać,zgaś to-zanim zdążyłem ugryźć się w język z moich ust wymsknęło się siarczyste przekleństwo.
-Hazz....od kiedy z ciebie taki brutal-cały pokój wypełnił jego szczery,głośny śmiech.Poczułem jak siada w nogach mojego posłania i wpatruję się we mnie.
-Lou,zgaś to cholerstwo..-warknąłem,a on po raz kolejny zaniósł się śmiechem.Poklepał mnie po udach i wykonał moją prośbę,zostawiając włączoną jedynie małą lampkę nocną.Wtedy spokojnie mogłem odkryć "maskę" z twarzy i przyglądnąć się jego osobie.
Był strapiony tak samo jak i ja.Było mi bardzo przykro z tego powodu,że cierpiał.Posłał mi przepełnione bólem spojrzenie i odwrócił wzrok,kiedy w kącikach jego oczu zamigotały pierwsze łzy.
-Przytul się-szepnąłem,rozkładając szeroko ramiona,a on desperacko się w nie wtulił.Mimo tego,że był starszy bez problemu zamknąłem całe jego ciało w gorącym uścisku.Stracił panowanie nad emocjami i zawył w mój nagi tors,lodowate łzy spływały ciurkiem po mojej klatce piersiowej,powodując gęsią skórkę.
Głaskałem jego plecy i cicho nuciłem jakąś melodię,byleby tylko się uspokoił.
-Louis.Pamiętaj,że co by się nie działo masz mnie,Eleanor i chłopaków.Kochamy cię i zawsze ci pomożemy-mruknąłem,a on pokiwał głową.
-Dziękuję-wyszeptał.Nic nie mówił,po prostu tulił się do mnie.Potrzebował mojego wsparcia i bliskości,a ja zawsze byłem chętny ofiarować mu swoją braterską miłość.
-Też się o nią martwię,Boo- wyznałem,a on westchnął.Odsunął się nieco i przeczesał ciemne włosy długimi palcami.
-Oszaleje z nimi....najpierw Charlotte,teraz Felicite.Stary powiedz mi,czy ja coś źle robię?Daje im zły przykład?Co jest ze mną nie tak?-ostatnie zdanie wykrzyczał,patrząc mi prosto w oczy.Był wściekły i obwiniał się o wszystko,tak naprawdę bezpodstawnie.W jego niebiesko-zielonych tęczówkach znów zamajaczyły iskierki,zwiastujące łzy.
-Tommo,dobrze wiesz,że jesteś najlepszym starszym bratem,a dziewczyny..no cóż nieco się pogubiły.Wiem,że to trudne,ale nie możesz się na nie złościć ani tym bardziej na siebie!-oznajmiłem,posyłając mu pokrzepiający uśmiech,który na szczęście odwzajemnił Podniósł się z kanapy i ruszył w stroną komody.Było ciemno,więc nie widziałem dokładnie co robi,wytężyłem wzrok,ale dostrzegłem tylko jak jego ramiona i łopatki poruszają się delikatnie.Po chwili wrócił na swoje miejsce,a w dłoniach trzymał popękaną ramkę i zakrwawioną fotografie.Przetarł ją kciukiem i z uśmiechem przypatrywał
się małej blondynce i starszemu o kilka lat chłopcu,którzy odwiedzili jakiś park rozrywki i odbywali przejażdżkę na karuzeli w kształcie czerwonego samolotu.
-Wtedy wszystko było takie łatwe i kolorowe-mruknął,a ja uśmiechnąłem się na myśl beztroskiego dzieciństwa.Miał rację,teraz było o wiele ciężej,ale nasze życie było wspaniałe i nie mogliśmy narzekać.
Czasami jest trudniej niż zwykle,człowiek wysiada psychiczne ze zmęczenia i bezradności,ale nie możemy się poddawać.Życie to zbyt cenny dar by o niego nie walczyć.
-Boo....Teraz spotykasz na swojej drodze różne trudności,ale nie zapominaj ile masz szczęścia.Ogromna kochająca rodzina,przyjaciele,dziewczyna,mnóstwo fanek.Możliwość spełniania swoich marzeń.To wszystko jest cudowne,doceń to-stwierdziłem,oplatając go swoim ramieniem.Oburzył się nieco.
-Doceniam to-warknął,odpychając mnie od siebie.Westchnąłem.
Można było powiedzieć,że Tomlinson przechodził mały kryzys i nie mogłem się na niego boczyć o takie rzeczy. Pogłaskałem go po włosach i nadal pomimo jego zakazów tuliłem go do siebie.W końcu odpuścił,jego ramiona nie napierały już na moje z dużą siłą,a mimika twarzy nie była wykrzywiona w takim gniewie.Opuścił ręce wzdłuż tułowia i wymamrotał coś.
-Co mówiłeś,Loui ? -zapytałem,a on po raz kolejny wyjęczał coś szybko i nieskładnie.
-Lou!Nie rozumiem-warknąłem,a on zachichotał.Na jego usta wkradł się niewinny uśmiech.
-Mówiłem,że jestem idiotą,Harreh i....-przełknął ślinę i spuścił wzrok.-....że ty masz rację,kretynie-lekko uderzył pięścią w mój nagi tors,a ja wybuchnąłem śmiechem.Tak trudno było mu przyznać,że się mylił.
Nasze chichoty wypełniły puste pomieszczenie,odbijając się echem od ścian.Pogodny Tommo wrócił,może nie całkowicie,ale chociaż troszeczkę.Duma rozpierała mnie od środka;w końcu to była moja zasługa,mój malutki sukces.
- Lou...wszystko pięknie ładnie,ale spadaj już-mruknąłem i zacząłem go zrzucać z kanapy.Po naszej rozmowie poczułem się lepiej i w momencie zachciało mi się spać.
Szatyn wybuchnął śmiechem i zaczął się ze mną drażnić.Nawet moje umięśnione nogi nie pomogły w pozbyciu się tego natręta z mojego tymczasowego łóżka.
-Louuuu proszęęęęę chcęęęę spaaaaaaaać-wyjęczałem,wpatrując się w jego uśmiechniętą twarz.
-Dobranoc-wstał i poczochrał moją czuprynę.Zgasił lampkę i po cichu ruszył do swojej sypialni.
Przymknąłem powieki,otulając się kocem.W natychmiastowym tempie zasnąłem.

środa, 10 kwietnia 2013

Rozdział 24




Muzyka  Nareszcie doczekałyście się muzyki do rozdziału!Mam nadzieję,że się spodoba!

* Z perspektywy Felicite*


=
Po raz kolejny moje palce dotknęły spierzchniętych,malinowych,wąskich ust.Jeszcze przed chwilą stykały się one z delikatnymi,słodkimi,wydatnymi  wargami Harry'ego,który ni stąd ni zowąd postanowił zrobić mi jakieś kompletne pranie mózgu i zawirować moim światem.Pocałował mnie,tego nawet nie można było określić mianem pocałunku,on po prostu musnął moje usta i wydawał się zaskoczony.Albo tak świetnie grał.Im dłużej o tym myślałam dochodziłam do wniosku,że moja wspaniałomyślna siostra kazała mu odciągnąć mnie od Starcka za wszelką cenę,a jeśli prośby i błagania nie pomogą to niech mnie wykorzysta.To było chore,jeden głupi buziak stworzył jakąś cholerną mieszankę uczuć,które zawładnęły mną  w przeciągu kilku sekund.Nie wiedziałam co czułam,jedyne czego byłam pewna to,to,że niemiłosiernie skręcający się żołądek wcale nie był objawem grypy.Wyrzuty sumienia mnie zżerały.Wszyscy zarzekali się,że to Mick mnie skrzywdzi,zdradzi,a to ja zbliżyłam się do innego chłopaka i pozwoliłam mu się pocałować,a co gorsza,kiedy to tego wszystkiego doszło poczułam się inaczej,dziwacznie inaczej.Między mną,a moim "chłopakiem"(nie wiedziałam czy mogłam tak go nazywać) zawsze było jakieś pożądanie.Kiedy dochodziło między nami do zbliżania władała nami namiętność,ale o bliskości,poczuciu bezpieczeństwa i innych takich "pierdołach" nie było mowy.Przy Stylesie poczułam się,w sumie sama nie wiedziałam jak,ale było mi dobrze i to było najgorsze.Przecież wzdychałam do Micka od tylu lat,a tu nagle wystarczył ułamek sekundy by sławny,seksowny Harry Styles  zrobił z mojego mózgu jakąś kaszanę.

-Fuck you  Harold-warknęłam i ukryłam twarz pod poduszką.Jedynym moim pragnieniem w tym momencie
 było przestać myśleć o tym wszystkim,wyłączyć się,zasnąć,cokolwiek,po prostu nie czuć niczego,kompletnie niczego.


* Z perspektywy Louisa*
-Nie uważasz,że wszystko działa tak dobrze,aż za dobrze?-zapytałem,a moja dziewczyna oderwała wzrok od ekranu i przyjrzała mi się z uśmiechem.
-Co masz na myśli?-zapytała,słodko marszcząc nos i brwi.
-No wiesz,Lottie i Nialler są razem szczęśliwi,młoda się ustatkowała,sprawa w sądzie to praktycznie zamknięty rozdział.Z Fizzy nie ma żadnych,ale to żadnych problemów,dziewczynki trochę rozrabiają,ale to tyle co nic.W końcu są jeszcze małe.Ja mam ciebie,kochanie.Mama znalazła sobie odpowiedniego faceta.Sama rozumiesz....
-Lou,skarbie.To wspaniale,że wszystko się tak ułożyło,trzeba się tym cieszyć,a nie zamartwiać na zapas-oznajmiła i pokręciła głową z dezaprobatą,uśmiech nie schodził jej z twarzy.Zawsze była taka pogodna i radosna.-Masz przestać szukać dziury w całym,jeśli nie ma problemów,to nie znajduj ich na siłę,jasne?-złapała mnie za policzki i zaczęła nimi tarmosić.Pokiwałem głową na znak zgody,a ona skończyła torturować moją biedną twarzyczkę.Miała rację,jeśli było dobrze,to musiałem starać się by było tak już zawsze,a nie zadręczać.
Do salonu wkroczyła mama,trzymając za rękę Matta.Cała promieniała odkąd go poznała.Zaczęła bardziej o siebie dbać i teraz nie wyglądała już jak moja matka,a raczej jak starsza siostra.Miała dobry humor,nie była już typową rodzicielką z zasadami,odmłodniała,zrobiła się bardziej spontaniczna,ale nadal była tą opiekuńczą,kochaną Jay.Troszczyła się o nas tak samo jak dawniej,a może nawet bardziej.
-Dziewczynki idziemy!-krzyknęła,a po chwili dwie małe,wystrojone blondyneczki zjawiły się na dole w towarzystwie czwórki ochroniarzy.
-Idziemy do mamy Mattiego-stwierdziły uśmiechnięte.Jedna z nich złapała za rękę bruneta,a druga mamę.Pomachały nam i wyszły na zewnątrz.
-Nie ma rodziców w domu,będzie balanga ! -krzyknął Zayn i rzucił się na kanapę,gniotąc mi żebra.Walnąłem go w ramię,a on posłał mi całusa w powietrzu.Ciołek.
-W sumie to nie taki zły pomysł,moglibyśmy się gdzieś przejść,nie?-wtrąciła Eleanor.
-A co z Lott?Nie zostawię jej samej-mruknął Niall,a mina mu zrzedła.Był taki uroczy,kochał moją siostrę,a ja przez ten cały czas miałem co do tego takie wątpliwości.Byłem cholernie głupi,ale na szczęście opamiętałem się.
-Ja tam bym się wybrał gdzieś-stwierdził Liam-Przecież to nasze ostatnie dni wolnego.
I rzeczywiście tak było. W środę musieliśmy wracać do Londynu,nie mogliśmy zaniedbywać naszej pracy,a przede wszystkim naszych fanów.Oni byli jak rodzina,najważniejsi.
-No dobra-wyszczerzył się blondyn.Najwidoczniej tym argumentem Payne przekonał go do wyjścia,nawet bez Charlotte.Czekała nas niezła harówka w wytwórni,więc musieliśmy wykorzystać ten czas odpoczynku  najlepiej jak potrafiliśmy.Wszyscy zgodziliśmy się na wieczorne wyjście.Prawie wszyscy.
-Harry,a ty idziesz z nami?-zapytałem,a chłopak wpatrywał się we mnie zdziwiony.
-Ale,że gdzie?-mruknął,a ja westchnąłem.-Do jakiegoś klubu.
-No w sumie, nie wiem-jęknął-nie mam siły.
Popatrzyłem na niego zaskoczony.Harry Styles odmawia pójścia na imprezkę,toż to niedorzeczne.Wpatrywałem się w niego tak przez dłuższą chwilę.Spuścił wzrok,zaczął bawić się swoimi palcami,miał zbolały wyraz twarzy.Najzwyczajniej w świecie był smutny i przygnębiony.Reszta chyba też to zauważyła.
-Hazz,coś się stało?-zapytaliśmy chórkiem,a on uśmiechnął się delikatnie.
-Nie,po prostu zamyśliłem się-powiedział i ruszył do kuchni-Jestem głodny-dodał.Wydawało mi się,że mija się z prawdą,kłamie,ba!Byłem wręcz pewny,ale Elka utwierdziła mnie w przekonaniu,że sam wynajduję  jakieś problemy,które tak naprawdę nie istnieją i postanowiłem raz na zawsze z tym skończyć.Skoro Harold twierdził,że wszystko jest w porządku to tak było.A jeśli miałby jakąś sprawę to powiedziałby mi to,w końcu byliśmy przyjaciółmi.

***
-El!Ile można się pindrzyć?-warknąłem i walnąłem pięścią w drzwi łazienki.
-Zaraz,no-krzyknęła,a ja przewracając oczami zszedłem na dół.
-Długo jeszcze?-zapytała Fizzy-mogłam się nie zgadzać-mruknęła,chyba sama do siebie i opadła na fotel. Nie wyglądała tak jak zwykle.Oczywiście od zawsze uważam,że wszystkie kobiety w mojej rodzinie są piękne(bo są!),ale Felicite przeszła dzisiaj samą siebie.Ubrana była w czarne,obcisłe,krótkie szorty,jasną koszulę i wysokie,również czarne szpilki.Miała naprawdę zgrabne,długie nogi.Zrobiła sobie makijaż,a długie,ciemne włosy pokręciła.Cudownie się prezentowała.Od jakiegoś czasu zauważyłem,że naprawdę zaczęła dbać o siebie.Kto wie,może ma kogoś na oku..?
Jedynie jej ponury wygląd twarzy nie pasował do całości,czy ja mam jakieś cholerne zwidy i wydaję mi się,że każdy jest przygnębiony?
-WOW,siostra,super wyglądasz-do salonu wkroczyła uśmiechnięta od ucha do ucha Charlotte.Długie,blond całkowicie skołtunione włosy układały się falami na jej ramionach.Miała podkrążone oczy i brudny od czekolady dres na sobie.
-Ty za to jak siódme nieszczęście-odparłem,a ona zaśmiała się i uderzyła mnie z całej siły w ramię.Nie powiem zabolało.Rzuciłem się na nią  i rżąc jak dzikie konie(śmiechem nie można było tego nazwać) "biliśmy się".Oberwałem parę razy mocniej,ale jak wiadomo było to niechcący.Wbijałem jej palce w żebra,gdyż wiedziałem jak bardzo ją to drażni.Zacząłem ją gilgotać.Krzyczała na cały dom i wierzgała się jak nienormalna.
-Co tu się dzieję?-pomiędzy nas wkroczył Horan z dziwaczną miną.Próbował zachować powagę,ale uśmiech sam cisnął mu się na usta.W końcu wybuchnął niepohamowanym śmiechem.
-Dzięki Niall-blondynka wtuliła się w Niallera,a ja odszedłem kawałek dalej.
-Uroczy są-stwierdziłem,a Liam i Zayn przytaknęli i uśmiechnęli się na widok migdalącej się pary blond dzieciaków.Kątem oka spojrzałem na Harry'ego i zauważyłem,że przygląda się naburmuszonej Felicite.
Nagle rozległ się gwizd.
-Ulalal,co za piękność-Malik ukłonił się przed schodzącą po schodach Eleanor,a mnie zatkało .Moja dziewczyna była najśliczniejszą kobietą na ziemi,zdecydowanie.W zwykłej czarnej kiecce przed kolano i wysokich butach wyglądała jak miss świata,moja miss świata.
Razem z Fizzy po raz kolejny otrzymały masę komplementów i w końcu wyszliśmy.Zanim jednak to zrobiliśmy,Niall musiał upewnić się piętnaście razy czy aby na pewno Lottie nie zmieniła zdania i czy nie chcę,aby został z nią w domu.
-Opłacało się tyle na ciebie czekać-szepnąłem na ucho szatynce i złapałem ją za dłoń.Posłała mi szeroki uśmiech i pocałowała w policzek.
-Lou,ty też wyglądasz niczego sobie-odparła i wpiła się w moje usta.Objąłem ją w pasie i przyciągnąłem bliżej siebie.
-Ej,nie przy ludziach-krzyknął mulat i zaczął udawać,że wymiotuję.Czasami zastanawiałem się,czy ma mózg i w tym momencie doszedłem do wniosku,że raczej nie,a jeśli jednak go ma to z pewnością nie używa.Ale to norma,kiedy mieszka się z czwórką chorych na umyśle facetów jest się do tego przyzwyczajonym.
Wsiedliśmy do taxi,które czekały po domem i ruszyliśmy do pobliskiego klubu.

* Z perspektywy Charlotte*

Usłyszałam pukanie do drzwi.Z kanapką w ustach ruszyłam otworzyć tym przygłupom,którzy zapewne czegoś zapomnieli.
-Co znowu?-mruknęłam,otwierając drzwi.Zamiast siódemki przyjaciół ujrzałam kogoś innego,zupełnie innego. Próbowałam zamknąć im przed nosem drzwi,ale nie udało mi się,byli za szybcy i za silni.Wtargnęli do środka jak gdyby nigdy nic.
-Mick,jak-jak mogłeś go tu przyprowadzić?-wyszeptałam,ale ta dwójka doskonale mnie usłyszała.
-Mała,przecież my się już znamy i to bardzo dobrze.-odparł brunet i zbliżył się do mnie.Nogi trzęsły mi się jakbym zamiast kości  miała żelatynę.Słyszałam jedynie swój szybki oddech i zawrotne bicie serca.Bałam się.Chłopak,zarówno jeden jak i drugi uśmiechnął się szyderczo.Black odłożył skórzaną,czarną kurtkę na wieszak i chwycił mnie za dłoń,a tak właściwie owinął swoje palce wokół mojego nadgarstka,mocno je zaciskając.Próbowałam się wyrwać,ale bez skutecznie.Modliłam się by mama i Matthew wrócili do domu,by ktoś mi pomógł.
-Bądź grzeczna-warknął,widziałam złość wymalowaną na jego twarzy,chwała Bogu,że nie mogłam dostrzec jego oczu,ponieważ miał na nosie okulary.To właśnie one są  zwierciadłem duszy,a ja w jego przesiąkniętą do szpiku kości wszystkim co najgorsze duszę nie miałam zamiaru spoglądać.Pociągnął mnie do salonu i pchnął na kanapę.
-Po-po co tu przyszliście?-zapytałam,a on prychnął.
-Jak to po co,Charlotte?Po wolność-odparł i dosiadł się do mnie.Był tak blisko.Tak cholernie blisko.
-Boisz się mnie?-wyszeptał,jego oddech muskał moją twarz,pogłaskał mnie po policzku.
-Odpowiedz-warknął.Pokiwałam głową na "tak".Uśmiechnął się.
-I słusznie-odparł i cofnął się delikatnie.Dopiero wtedy zorientowałam się,że wstrzymałam oddech.Wzięłam głęboki wdech i posłałam Starckowi pełne żalu spojrzenie.Jak on mógł?Wiedziałam,że mnie nienawidził,ale że aż do takiego stopnia?
-Jesteś już wolny,leć do tej swojej dziuni-stwierdził Black,a szatyn wykonał jego polecenie i się zmył.Teraz czułam się jeszcze gorzej,ba!Byłam śmiertelnie przerażona.Chłopak wstał,ruszył do barku,otworzył jedną z szafek i wyciągnął z niej alkohol.Nalał sobie do szklanki przeznaczonej na drinki whiskey i pociągnął zdrowy łyk.
-Przyszedłem tutaj-zaczął i zamilkł,wpatrując się w zdjęcia powieszone na ścianie-masz dwie malutkie siostrzyczki,ciekawe...
-Nie waż się do nich zbliżać-warknęłam,sama dziwiąc się,że potrafiłam podnieść na niego głos.
-Zamknij się-krzyknął i jednym zwinnym ruchem zrzucił fotografię na ziemie,które roztrzaskały się z impetem.
-Jeśli nie chcesz by twoja rodzinka ucierpiała,idiotko,to masz wycofać zeznania,przyznać się do wszystkiego.Zrozumiałaś?-cały czas krzyczał,za pomocą dwóch kroków znalazł się znów przy mnie.Przyparł mnie do oparcia kanapy.
-Zrozumiałaś?
-Nie zrobię tego,nie pójdę siedzieć przez jakiegoś jebanego ćpuna.Jesteś nikim Black,nikim!Teraz pytam czy ty zrozumiałeś,jebany śmieciu!?-warknęłam,a on zaczął się śmiać.
-Sama tego chciałaś-oznajmił i zamachnął się.Uderzył mnie z całej siły w twarz.Poczułam zawroty głowy,ciepła krew płynęła ciurkiem po moim podbródku.
-Nadal nie zmieniłaś zdania?-warknął.Mimo bólu jaki odczuwałam nie ugięłam się,nie mogłam pozwolić na to by znowu uszło mu wszystko na sucho.Nie tym razem.
-Wspaniale-szepnął.

* Z perspektywy Felicite*

Przyglądałam się nieco podpitym przyjaciołom,tak naprawdę nikt oprócz Eleanor aż tak bardzo nie zatracił się  w alkoholu.Sączyłam powoli mojego drinka i przyglądałam się stojącemu w oddali chłopakowi.Rozmawiał z grupką mężczyzn,oczywiście nie brakowało kobiet,które uganiały się za nim tego wieczoru,ale tym razem udało mu się wydostać z łapsk napalonych blondynek.Co chwilę poprawiał opadającą na czoło grzywkę i wybuchał śmiechem.Przez moment nasze spojrzenia się spotkały,a ja spanikowana odwróciłam wzrok.Zmierzał w kierunku stolika przy,którym siedziałam.Na szczęście pozostała piątka miała takie same plany co on i także się dosiadła.
-Dzięki-posłałam starszemu bratu szeroki uśmiech i odebrałam od niego kolejnego drinka.Odstawiłam go na bok i raczej nie liczyłam się z tym,że go wypiję.Co za dużo to nie zdrowo,a poza tym była niedziela,co oznaczało,że kolejny poranek zwiastuje jakże straszny poniedziałek.
-No sztywniaki,ruszajcie tyłki!Na parkiet,wio!-Eleanor była w swoim żywiole,cały czas poruszała się w rytm szybkiej muzyki.Opróżniła za jednym zamachem całą szklankę i z powrotem zaczęła nas namawiać na opuszczenie miejsc siedzących.Podziwiałam tą dziewczynę,przetańczyła dobre 3 godziny w tak wysokich butach,w dodatku za trzeźwa nie była.
-Louuuiii skarbie.Oni nie chcą ze mną iść-wydęła dolną wargę niczym pięcioletnia dziewczynka i zaczęła się przymilać do szatyna,który zbyt odporny na jej wdzięki i błagania nie był.
-Dla ciebie wszystko-chłopak złapał ją za dłoń i zniknęli w tłumie balujących,niekoniecznie pełnoletnich nastolatków.Nagle wydawało mi się,że znajoma postać śmignęła mi przed oczami.Zaczęłam się za nią oglądać,ale niestety nie udało mi się jej odnaleźć.Wszyscy poszli w ślady Calder i Tomlinsona i podreptali na parkiet.A ja żeby nie pozostać sama z Harrym popędziłam za nimi.

***
Poczułam jak ktoś mnie obejmuję.Wiedziałam doskonale kto to był.Ten zapach rozpoznałabym wszędzie.
-Wiedziałam,że to ty-nie zważając na to,że ktoś mógł nas zauważyć,wpiłam się w jego wargi.Jedną dłonią trzymałam go za kark,drugą wplątałam w jego gęste włosy.Nasze języki idealnie ze sobą współgrały.Obejmował mnie w talii,jego ręce  zaczęły zmieniać położenie i po chwili znalazły się na mojej pupie.Nie przeszkadzało mi to,teraz nic się nie liczyło.Byłam tylko ja i on....i czyjś natrętny wzrok.Czułam jak ktoś bada każdy nasz najmniejszy ruch.Oderwałam się od niego i zauważyłam burzę loków i zielone,smutne tęczówki.On udaje,Fel!Udaje.Coś cicho szeptało w mojej głowie.....To kolejny podpunkt tego ich całego zasranego planu.Tak dokładnie tak.Nie wiedziałam co to było,ale miało rację!Pokaż mu,że Mick jest ważny,nie ON. 
Zaczęłam wić się wkoło szatyna,ukradkiem spoglądając w stronę Stylesa,nadal stał tam jak słup i wpatrywał się we mnie.Nie mogłam pozwolić na to by myślał,że przez jeden pocałunek wszystko się zmieniło.Chciałam się dobrze zabawić i przy okazji może trochę zemścić.Dałam się ponieść muzyce i najwidoczniej dobrze mi to szło,bo mój towarzysz patrzył na mnie z uznaniem.
-Jesteś cudowna-szepnął i po raz kolejny tego wieczoru miałam tą przyjemność,by posmakować jego warg


_________________________________________
Heeeeeeeeeeeeeeeeeeej :* Jestem z rozdziałem (i to 24,jak ten czas leci) trochę wcześniej,wyrobiłam się! Yeaaaaaaaah.Mam nadzieję,że się Wam spodoba i liczba komentarzy wzrośnie.
Bardzo Wam dziękuję,że wchodzicie tutaj,czytacie i komentujecie.To dla mnie naprawdę ważne.Zdaję sobie sprawę,że nie zawsze jest na czym oko zawiesić,bo niekiedy wszystko piszę na szybko,byleby tylko dodać coś w terminie.Niekiedy Was zawodzę,za co przepraszam,ale chcę żebyście wiedziały,że się staram i naprawdę wkładam dużo czasu,wysiłku,nerwów i przede wszystkim serca w to opowiadanie.Wiąże z nim szeroko idące palny i mam nadzieję,że uda mi się je zrealizować,a Wam to wszystko będzie się podobało,bo to w końcu chodzi o Was,moje kochane.
Tak,czy siak mam nadzieję,że ten rozdział przypadł Wam do gustu i liczę na szczere opinię.(Za jakiekolwiek błędy przepraszam)Love you all ♥
Do następnego xx
http://24.media.tumblr.com/783abe44fdc5082ed06930facf46969f/tumblr_mk6ktzBaZs1rw7n5ko1_250.gif
Mój szekszi Nialler dla Was <3

piątek, 5 kwietnia 2013

Rozdział 23


* Z perspektywy Harry'ego*
Słyszałem wszystko,dosłownie wszystko i nie chciałem w to wierzyć.To było dla mnie niemożliwe,Felicite nie była w stanie zrobić czegoś takiego.Próbowałem sobie wmówić, że to był sen,zwykły,głupi sen po,którym każdy z nas budzi się rano i jest szczęśliwy,że to wszystko nie wydarzyło się naprawdę. Ona była za mądra i za porządna by wpakować się w takie gówno.Jedynym wyjściem by dowiedzieć się prawdy była szczera rozmowa z nią albo Charlotte.Wiedziałem,że to było jak stanie nad krawędzią i skakanie na jednej nodze jednocześnie,ale musiałem wiedzieć.Nie mogłem pozwolić by siostra mojego najlepszego przyjaciela utrzymywała takie "znajomości" z jakimiś ćpunem.

* Z perspektywy Charlotte*

Obudziłam się z wyjątkowo ponurym nastrojem.Od razu powróciły do mnie wydarzenia z wczorajszego wieczoru,a myśl,że niedzielę spędzę na nauce od świtu do nocy wcale nie sprawiała,że poczułam się lepiej.Nie mogłam narzekać na szkołę,prawie w ogóle do niej nie uczęszczałam,a przyswajanie wiedzy przychodziło mi nawet z łatwością,ale świadomość tego,że od wyników egzaminu zależało tak naprawdę całe moje życie dobijała mnie.Jeśli poszłoby mi źle(a mam nadzieję,że tak się nie stanie) to o dobrej i opłacalnej pracy mogłam zapomnieć,co wiązało się także z moimi możliwościami finansowymi.To było chyba wiadome,że życie nie jest wcale takie tanie,a ja chciałam naprawdę dobrze je prowadzić.Chciałam by nie brakowało mi nigdy na czynsz,czy opłaty za energię,a o jakimś wypadzie na miasto,czy do centrum, handlowego nie wspomnę.Od zawsze marzyłam o przytulnym domku na obrzeżach miasta,a przy posadzie kasjerki w Tesco utrzymanie własnego mieszkanie w bloku to wyzwanie.Podobno wszystko jest stanem umysłu i jeśli nastawię się na zły wynik na pewno nie zdam,ale jeśli w końcu uwierzę w swoje możliwości,które w tym momencie wydawały mi się dosyć marne,wyjdę na tym naprawdę bardzo dobrze.Sęk w tym,że moja wiedza nagle ot tak uleciała ze mnie,miałam jednak nadzieję,że powtarzając cały materiał z tylu lat edukacji wszystko z powrotem będzie w normie.

 Zwlekłam się z łóżka.Tym razem zrobiłam wyjątek od reguły i wstałam bardzo wcześnie.Przynajmniej jako pierwsza z lokatorów mojego pokoju. Harry spał w dosyć przyzwoitej pozycji,nie licząc jego ręki wygiętej w dziwną stronę,która przy okazji gniotła twarz mojego ukochanego.Jemu najwyraźniej to nie przeszkadzało,bo cichutko pochrapywał,mrucząc przy tym zawzięcie.Był taki uroczy z rozmarzoną buzią i dłonią spoczywającą na rumianym policzku.Nie mogłam się powstrzymać i z uśmiechem wypisanym na twarzy podeszłam bliżej.Złożyłam delikatny pocałunek na jego ciepłych wargach i w o wiele lepszym nastroju opuściłam pokój.To zadziwiające jak Niall na mnie działał,wystarczył mi zwykły całus i jego widok by zły humor odszedł przynajmniej na jakiś czas.Przeciągając się i ziewając zeszłam na dół,gdzie zastałam miziającą się mamę z Matttem. Trochę mnie to zaskoczyło i jak pewnie większość "dzieci" uważam,że całujący się rodzice to coś obrzydliwego,ale w sumie słodko razem wyglądali i najważniejsze,że byli ze sobą szczęśliwi.Uśmiechając się jeszcze szerzej poczłapałam do kuchni,zostawiając ich w spokoju.Mój brzucho domagał się czegoś smacznego,a ja nie mogłam się nad nim znęcać i jak najprędzej chciałam dostarczyć mu coś pożywnego,by nie wydawał z siebie takich ponurych odgłosów.
-Widzieliście to?-zapytałam mojego braciszka i jego dziewczynę,wskazując palcem salon.Wspólnie coś pichcili i stali do mnie tyłem.Nagle odwrócili się,krzycząc przeraźliwie i wskazując na swoje koszulki.
-No czad,macie takie same piżamki,uroczo-mruknęłam,przewracając oczami i śmiejąc się z ich zawiedzionych min-Nie no są spoko-dodałam,a oni rozweselili się momentalnie.Czasami zastanawiałam się czy aby na pewno mają ponad 20 lat,bo naprawdę niekiedy zachowywali się jak dwójka zakochanych po uszy w sobie pięciolatków.Ja sama kiedyś przeżyłam swoją pierwszą miłość i to właśnie był okres przedszkolny,wtedy mniej więcej zachowywałam się jak panna Calder i Tommo.
-Pytałam o coś-zaglądnęłam do lodówki w poszukiwaniu czegoś do jedzenia.Byłam leniuszkiem i jak wiadomo z rana tym bardziej nic mi się nie chciało,więc wyciągnęłam z dwumetrowego Boga wypełnionego po brzegi pysznym żarełkiem karton mleka.Oczywiście postawiłam go nieudolnie na blacie,przez co spadł na ziemie.Na szczęście nic się nie stało,zalałam nim czekoladowe kuleczki i z pełną miską usiadłam do stołu.
-Odpowiecie mi w końcu?-warknęłam z pełną buzią,a oni popatrzyli na mnie jak na idiotkę.
-Widzieliście Matta i Jay,którzy obściskują się na kanapie-luknęłam na zegar i aż sama się zdziwiłam- o 8:30 rano.-stwierdziłam,a oni zaskoczeni popatrzyli na siebie i pędem ruszyli do pokoju dziennego.
-Jak dzieci....
***
Miałam już dość,zakuwałam historię od trzech godzin i mój mózg przegrzewał się od nadmiaru dat,literki rozmazywały mi się przed oczami,a powieki przymykały.Nagle ktoś zapukał do mojego pokoju.
-Mogę przeszkodzić?-zapytał Harry,delikatnie się uśmiechając,a ja z chęcią oderwałam się od książek.
-Jasne,usiądź sobie-poleciłam i zabrałam notatki z łóżka,tak by miał gdzie wcisnąć swoje szlachetne cztery litery.
-Wiem,że to w sumie nie moja sprawa Lott,ale muszę się ciebie o coś zapytać-mruknął,a ja zmarszczyłam brwi.
-Ale o co?-zapytałam kompletnie zdezorientowana,przecież nie miałam żadnych spraw,którymi mógłby sobie zaprzątać tą lokowaną głowę.
-Bo widzisz,chodzi o to,że...-zaczął,ale do pokoju wpadła Felicite.Chłopak nieco się wystraszył i wpatrywał się w nią oszołomionym wzrokiem.Czyżby miało to coś z nią wspólnego?
-Przepraszam,przerwałam wam-wycofała się,ale Styles zatrzymał ją.
-W zasadzie to chciałem pogadać z tobą mała,przepraszam,że ci przeszkodziłem Lottie-wyszczerzył równiutkie zęby,chwycił Fizzy za rękę i wyprowadził ją z mojej oazy spokoju.

* Z perspektywy Harry'ego*

Ściskałem jej delikatną dłoń i w tym momencie już wiedziałem,że musiałem działać.Poczułem się za nią odpowiedzialny i w sumie odpowiadało mi to.Wtargnąłem do jej sypialni i zamknąłem za nami drzwi.
Usiadła na fotelu,a ja na przeciwko niej na łóżku.
-Co się dzieję,Hazz? Masz jakiś problem?-zapytała,a ja prychnąłem.
-Ja?Nie, w przeciwieństwie do ciebie-odparłem może trochę za szorstko.Wpatrywała się we mnie z szeroko otwartymi oczami i rozdziawionymi ustami.
-Nie wiem o czym ty mówisz-mruknęła,uśmiechając się sztucznie.Widziałem strach w jej oczach,kłamała,to było wiadome.Zaciskała nerwowo palce i przeczesywała nimi długie,ciemne włosy.
-Nie oszukuj mnie. Ja nie jestem tutaj by prawić ci morały,chcę pomóc.Możesz mi zaufać-oznajmiłem,a ona wpatrywała się we mnie wzorkiem mordercy.
-Powiedziała ci o Micku,tak?-warknęła.
-Nie,podsłuchałem jak zwierzała się Niallowi.-wtrąciłem szybko,żeby nie myślała,że Charlotte specjalnie ją wydała.-Ona bardzo to przeżywa,martwi się o ciebie.
-Ale to naprawdę nie jest powód do zamartwiania się-stwierdziła,rozglądając się po pomieszczeniu.Unikała kontaktu wzrokowego.
http://media.tumblr.com/tumblr_memto11oT71r1okqy.gif-On cię wykorzystuje,nie chcemy żebyś cierpiała przez tego skurwysyna-powiedziałem i kucnąłem przed nią,dotykając jej kolan.Westchnęła,przymykając powieki i przeczesując włosy ze zdenerwowania.
-Wiem co wy wszyscy o nim sądzicie,ale ja naprawdę go kocham.Może nie jest jakimś nie wiadomo jak troskliwym mężczyzną,ale wiem,że nie zrobi mi krzywdy.Wiem to Harry.Gdyby się coś działo,nie byłabym z nim,nie czekałabym na niego tyle czasu,nie kochałabym go od podstawówki,nie oddałabym mu się gdyby na to nie zasługiwał-oznajmiła,tym razem patrząc mi w oczy.Po jej policzku popłynęła pojedyncza,samotna,słona łza,którą starłem kciukiem-Pozwólcie mi kochać i być kochaną.
-Dobrze-wziąłem ją w ramiona i mocno przytuliłem.-Zawsze,ale to zawsze,o każdej porze dnia i nocy,nawet jak będę w trasie możesz zwrócić się do mnie z prośbą o pomoc,rozumiesz?Ja zawsze będę przy tobie,a jeśli się dowiem,że on cię do czegoś zmusił,uderzył,skrzywdził,cokolwiek,policzę się z nim.
-Dziękuję-pocałowała mnie w policzek i uśmiechnęła się szeroko-Jesteś wspaniałym przyjacielem Hazz.
-Ty-Ty-zająknąłem się,bo jej twarz znajdowała się bardzo blisko mojej.Niemal stykaliśmy się nosami.Popatrzyłem jej głęboko w piękne zielono-niebieskie oczy i wyszczerzyłem zęby w delikatnym uśmiechu.Musnąłem jej usta,ale po chwili zorientowałem się co robię.Ona miała tego całego Micka,a ja nie byłem,aż takim dupkiem by jeszcze bardziej komplikować jej życie.
__________________________________________________
Heeej kochane moje <3 Wiem,że szału nie ma,rozdział krótki,nic ciekawego się nie dzieję,ale jak wiecie nadal mam wiele do nadrabiania w szkole.Cały dzień siedziałam nad tym rozdziałem i znakomitych efektów nie ma,ale mam nadzieję,że jednak Wam się spodoba.Nie dodałam muzyki po raz kolejny,przepraszam,ale pisząc ten rozdział słuchałam swojej playlisty na youtube i wpadłam na pomysł,że może dodam muzykę na bloga i tam będą leciały utwory,które mnie zazwyczaj inspirują.Nie wiem jak to się fachowo nazywa,ale pewnie domyślacie się o co chodzi. Tak czy siak planuję zrobić coś z tą muzyką,bo (przynajmniej mi) lepiej czyta się rozdział,gdy w tle leci jakaś odpowiednia nuta.Chcę także dodać kilka nowych blogów,a usunąć NIEKTÓRE stare w zakładce "czytam"(oczywiście nie wszystkie) .Przede wszystkim będą tam te blogi,których jestem stałą czytelniczką,ale jeśli wy czytacie coś fajnego albo chcecie rozsławić swoje opowiadanie to podawajcie mi linki w komentarzach.JESTEM OTWARTA NA NOWE PROPOZYCJE.
Pewnie nie przeczytałyście tego co tu nabazgroliłam,bo ja czasami też przyłapuję się na tym,że opuszczam  część informacyjną w notce i to zupełnie nieświadomie.Jeśli jednak przeczytałyście ją całą jestem bardzo wdzięczna.Jak zawsze chcę Wam podziękować za komentarze i ponad 5000 wyświetleń.JESTEŚCIE CUDOWNE.DZIĘKUJĘ ;*** 

(Słuchałyście nową piosenkę Little Mix How ya Doin'?Uwielbiam je,są cudowne,a piosenka ,bardzo mi się podoba! A Wam?)
Do następnego xx <3