Heeeeej.Jestem po terminie,a rozdział do najdłuższych nie należy.Bardzo Was przepraszam za to,że musiałyście tyle czekać,ale miałam małą awarie i problemy z netem.Na razie wszystko jest w porządku.Mam nadzieję,że rozdział się Wam spodoba i skomentujecie.Nawet nie wiecie jak się cieszę,że mój "szantaż" wypalił.WIELKIE DZIĘKUJĘ dla wszystkich Was,które pozostawiły po sobie ślad.Mam nadzieję,że liczba komentarzy pozostanie taka jaka jest,a nawet się zwiększy.
Tak jak ostatnio :10 komentarzy=następny rozdział!
Do następnegooo xxx
-Charlotte.Posłuchaj mnie-kobieta zmusiła mnie bym spojrzała na jej zmartwioną twarz.
-Zdaję sobie sprawę jakie to jest ciężkie dla ciebie,ale zrób to dla nich-wskazała na drzwi,za którymi siedziała moja rodzina i przyjaciele, no i rzecz jasna sprawca całego tego terroru.
-Wiesz jak bardzo to przeżywają-dodała.Prychnęłam,wiedziałam o tym doskonale i wcale nie było mi z tego powodu wesoło.
-Valerie robię to dla nich.Tylko i wyłącznie dla nich-warknęłam na zdenerwowaną panią adwokat.Nie miała prawa oskarżać mnie o bezinteresowność w stosunku do moich bliskich.O wszystko tylko nie o to.
-Dobrze.Ale dlaczego kłamiesz?Dlaczego nie powiedziałaś całej prawdy?-z jej ust padły pytania,na które nie znałam odpowiedzi,a raczej nie mogłam odpowiedzieć.Milczałam.King dała mi kilka sekund na zastanowienie się,ale ja nadal stałam jak wryta i wpatrywałam się w jej niewysokie,czarne,eleganckie szpilki.
-Charlotte!Chcesz skończyć jako narkomanka.Pracować społecznie,dostać zawiasy albo,co gorsza-siedzieć w więzieniu?!-tym razem podniosła głos.Mogłam szczerze przyznać,że byłam jej najgorszym klientem.Rudowłosa pomimo ogromnego doświadczenia w tej dziedzinie nie wiedziała co ma ze mną począć.Na jej miejscu chyba bym zamordowała samą siebie.
Nadal nic nie mówiłam,co tylko pogarszało sytuację,bo prawniczka była naprawdę wściekła.
-A więc będzie jak chcesz-wychrypiała i wzięła kilka głębszych wdechów.Uspokoiła się,a jej twarz znów nie wyrażała żadnych emocji.Wróciłyśmy na salę.
-Wysoki sądzie -Valerie zabrała głos- moja klientka przyznała się do popełnianego zarzutu,jednakże jest wiele dowodów,które stawiają panią Charlotte w zupełnie innym świetle.-oznajmiła,a krew zawrzała mi w żyłach.Przecież miało być tak jak chciałam.Miała poprzeć moje słowa i "targować się" o jak najmniejszy wyrok.Posłałam jej gniewne spojrzenie,a ona uciszyła mnie zanim otwarłam usta.
Na środku pomieszczenia znajdowało się specjalne miejsce-drewniane coś,gdzie ludzie składali zeznania.
Pierwszym powołanym przez Val świadkiem był Mick.Jak to zwykle bywa chłopak przedstawił się i zaczął opowiadać o imprezie.Modliłam się o to by nie poparł mojej prawniczki.On jednak przyznał jej rację.
-Kurwa mać-zaklęłam siarczyście.
-Wysoki sądzie.Mimo,że nie byłem wtedy z Lottie,tylko rozmawiałem ze znajomym jestem pewny,że to nie były jej dragi.Ilekroć ktoś proponował jej jakieś narkotyki na imprezie odmawiała.Nie była na tyle głupia by brać.-oznajmił,a mnie zamurowało.Nie spodziewałam się takiego wyznania i nie byłam wcale zadowolona.Wręcz przeciwnie.Byłam wściekła,nagle Starck stał się taki honorowy,nie mógł po prostu powiedzieć,że nic nie wie na ten temat i usiąść na tym parszywym tyłku? Nie,oczywiście,że nie!Do jasnej cholery teraz mu się zachciało udawać takiego szlachetnego typka!
Kątem oka spojrzałam na Blacka.Brunet tak samo jak i ja był zły.Zauważyłam,że przez jego twarz przemknął cień strachu,ale nie dał tego po sobie poznać.Tępo wpatrywał się w Micka,jakby chciał położyć go na łopatki za sprawą jednego spojrzenia.Przeszły mnie dreszcze,kiedy jego usta wykrzywiły się w złowieszczym uśmiechu.
Każda osoba,która składała zeznania była święcie przekonana,że nie mam nic wspólnego z narkotykami.Byłam śmiertelnie przerażona,przecież miałam udowodnić swoją winę,a zamiast tego byłam już praktycznie całkowicie oczyszczona z zarzutów. Przyznanie się do winy wydawało się być tak cholernie proste,a tu proszę!
Kiedy przyszła kolej na Blacka wstrzymałam oddech.Każdy jego ruch i gest budził we mnie strach.Miałam
ciarki na całym ciele,kiedy otworzył usta i zachrypniętym,dominującym głosem wypowiedział swoje imię i nazwisko.
-Tego wieczora byłem umówiony z Charlotte pod barem.Miała dostarczyć mi coś fajnego.Nie wiedziałem o co chodzi,ale zgodziłem się z nią spotkać.Przyszedłem w wyznaczone miejsce,a ona wręczyła mi biały woreczek wypełniony amfetaminą albo heroiną.Od razu gdy spostrzegłem co to jest,wrzuciłem jej to z powrotem do torebki i odszedłem,a ona oburzona warknęła coś i wyszła z klubu-mówił dobitnie patrząc prosto w oczy sędziny.Miał zacięty wyraz twarzy i był pewny swojej siły,oraz umiejętności władania ludźmi.
-Potwierdza to pani?-sroga kobieta zwróciła się do mnie.Z łatwością dostrzegłam znudzenie na jej twarzy.Ona tak samo jak i ja bardzo chciała by to wszystko się już skończyło.
Ledwo wstałam o własnych siłach.Nogi odmawiały mi posłuszeństwa,a wszystkie siniaki odezwały się na znak protestu.Serce biło mi jak szalone,a ból przeszywał mnie na wskroś.Słowa uwięzły mi w gardle,a cichy szept nie pozwalał się skupić.
Strach zawsze będzie ci towarzyszył,chyba,że teraz go pokonasz.Zniszczysz tego przez którego cierpisz.
-Nie-oznajmiłam bardzo głośno.Nie wiedziałam skąd nagle znalazłam tyle pewności siebie.Czułam jak Black świdruję mnie morderczym wzrokiem,doskonale słyszałam swój płytki oddech i szybkie bicie serca.
-Skłamałam-rzekłam,posyłając nieme przeprosiny w stronę Valerie- W niedziele 30 kwietnia siedziałam w domu i przygotowywałam się do egzaminu.Wieczorem zostałam sama,mama razem ze swoim partnerem i moimi najmłodszymi siostrami pojechała do rodziców Matta.Natomiast mój brat,jego dziewczyna,cały zespół i Felicite wyszli na imprezę.Kiedy ktoś zadzwonił do drzwi myślałam,że to któreś z nich czegoś zapomniało i otworzyłam je.To był Black,wtargnął do mieszkania.Próbowałam go wyrzucić,ale był za silny.Chwycił mnie za nadgarstki i zaprowadził do salonu,gdzie rzucił na kanapę-mówiłam,a mój głos coraz bardziej się łamał.Bałam się bardzo.Bałam się,że znów zrobi mi krzywdę i mimo moich zeznań zostanie na wolności,a wtedy zemści się.Bałam się,że rodzina mnie znienawidzi za to,że im nic nie powiedziałam.Bałam się,ale nie poddałam się.Za długo zwlekałam.Wspomnienia z tamtego wieczoru powróciły ze zdwojoną siłą,a łzy niebezpiecznie zamajaczyły w kącikach moich oczu.
-Nalał sobie whisky i zaczął oglądać fotografie,które wisiały na ścianie.Najbardziej zainteresowały go te,na których były moje młodsze siostry.Powiedziałam mu wtedy,że nie ma prawa się do nich zbliżać,a on wściekł się.Rzucił się na mnie z łapami i zaczął wrzeszczeć.Mówił,że mam się przyznać w sądzie,a jeśli tego nie zrobię to on skrzywdzi Daisy i Phoebe.Kiedy się nie zgodziłam uderzył mnie.Zapytał,czy nie zmieniłam zdania,a kiedy nadal przystawałam przy swoim wpadł w jakąś furię.Ja...Ja...prosiłam go by przestał,ale ona nadal mnie bił i kop-kop-kopał.Kiedy zaczęłam wy-wy-wymiotować krwią zostawił mnie w spokoju.Kiedy wy-wy-wychodził stwierdził,że to ode-ode mnie zależy,czy je-jeszcze raz oberwę i jeśli się nie-nie przyznam on-on-on zro-zro-zrobi to samo z moimi bliski-kimi.Bla-Black pow-powiedział,że ich za-zabiję-ostatnie zdania wyjąkałam,nie mogąc opanować emocji.Każda komórka mojego organizmu dygotała z przerażenia.Opadłam na krzesło,chowając twarz w dłonie.Nie byłam w stanie zdjąć ich z oczu.
Słyszałam jak rozwścieczony Black zrywa się ze swojego miejsca i pędzi w moją stronę.Byłam przygotowana na cios,ale strażnicy okazali się szybsi niż znerwicowany damski bokser.Zakuli go w kajdany i wyprowadzili z sali.
-Zemszczę się-wrzeszczał,a mną wstrząsnęły jeszcze większe dreszcze.Poczułam ciepłą dłoń Valerie na moich plecach.Prawniczka próbowała dodać mi otuchy,ja jednak nie byłam w stanie się otrząsnąć.Wstałam na chwiejnych nogach i ruszyłam w stronę sędziny.Wręczyłam jej świstek papieru ze szpitala-obdukcje i z powrotem opadłam na swoje miejsce.
Czułam się strasznie.Serce nadal próbowało wyskoczyć z unoszącej się z prędkością światła klatki piersiowej.Targały mną wstrząsy,a słone łzy swobodnie płynęły po moich policzkach.
Kobieta wyczytała coś o obrażeniach na moim ciele,ale ja nie byłam w stanie niczego usłyszeć.Pojedyncze słowa docierały do moich uszu,ale mój mózg nie miał siły by je przetworzyć.
W końcu musiałam zmusić nogi do utrzymania mojego ciężaru.Nadszedł czas na ogłoszenie wyroku.
Odważyłam się spojrzeć w stronę Nialla w obawie,że zobaczę go po raz ostatni.Sądziłam,że będzie wściekły,on jednak był strasznie smutny i przygnębiony.Coś ścisnęło mnie za serce,a nowa fala łez zaznaczyła srebrzystą ścieżkę na mojej twarzy,podbródku i szyi.
Sekundy ciągnęły się niemiłosiernie.Czekałam,aż sędzina otworzy usta i wypowie to jedno tak bardzo ważne zdanie.
Wreszcie doczekałam się.
Zostałam uniewinniona,a Black skazany na areszt.Poczułam ulgę,to było pewne,ale teraz czekało mnie chyba najgorsze co może być.Konfrontacja z rodziną.
Co prawda moje serce nieco się uspokoiło,ale nadal nie mogłam uznać mojego stanu za stosowny.Jednak nie mogłam tak po prostu odejść bez słowa wyjaśnienia.Nawet jeśli mieliby mnie wygnać,wypędzić,wydziedziczyć,czy nawet zamordować pasowałoby by wiedzieli z jakich przyczyn nie będę stąpała już po tym świecie.Sala zaczęła pomału pustoszeć,a dreszcze odeszły w zapomnienie razem z gromadą ludzi.
Przytuliłam King,przeprosiłam ją i podziękowałam za cały trud,który włożyła w tą sprawę.Następnie ruszyłam do wyjścia.Valerie zauważyła jak bardzo obawiam się rozmowy z bliskimi i próbowała przemówić mi do rozumu.
-Jesteś głupia jeśli myślisz,że się pogniewają-mruknęła i posłała mi promienny uśmiech,szturchając mnie przy tym w ramię.
Kiedy znalazłyśmy się w holu przyszedł czas na konfrontację.Wszyscy stali do mnie tyłem,co uznałam za wynagrodzenie trudnych chwil od Boga.Wzięłam głęboki oddech i dotknęłam ramienia matki.Kobieta pisnęła i odwróciła się w moją stronę.Miała opuchnięte oczy i cicho pociągała nosem.
Dotknęłam jej policzka i wytarłam pojedynczą,kryształową łzę.Nie widziałam jej dawno w takim stanie.Gdy tata odszedł zdarzyło się jej przy nas rozkleić,ale to był jeden jedyny raz.
-Nie płacz,mamo.-szepnęłam i wtuliłam się w nią.Winiłam siebie za jej stan i kiedy załkała,głaszcząc mnie po plecach ja także rozpłakałam się na dobre.Nie wiem ile czasu tkwiłam w jej żelaznym uścisku,mocząc jej koszulkę,ale było mi dobrze.Czułam się bezpiecznie.
-Już jest dobrze,mamuś.-powiedziałam,kiedy oderwałam się od niej.Nie musiałam się nawet zmuszać na delikatny uśmiech.On sam pojawił się na mojej twarzy.
-Przepraszam,że dopuściłam do tego by cię skrzywdził-wyszeptała,a ja zganiłam ją za to.
-To była tylko i wyłącznie moja wina.
To była święta prawda,ja zawiniłam i ja musiałam ponieść za to karę.
Dopiero teraz zauważyłam mojego ukochanego,brata i przyjaciół.
-Niall.Przepraszam.-szepnęłam i wtuliłam się w Horana.A raczej rzuciłam się w jego ramiona jak w przepaść.Tak bardzo potrzebowałam jego dotyku,ciepła i miłości.
Szlochałam cicho w jego tors,słuchając szybkiego bicia jego serca,a on tulił mnie do siebie mocno i raz po raz całował w czubek głowy.
-Jedźmy już do domu.-poprosiłam,a on złapał mnie za dłoń.Na razie nikt nie poruszał drażliwego tematu,więc było dobrze.Czułam się trochę spięta,wiedziałam,że w końcu ktoś z nich zapyta dlaczego się im nie przyznałam,a ja nie chciałam znów przechodzić przez to samo i trząść się ze strachu opowiadając im o tym felernym wydarzeniu.Kiedy dotarliśmy do samochodu niestety musiałam to uczynić.
-Bałam się,że je skrzywdzi.Gdyby je tknął nie wybaczyłabym sobie tego.Black to świr,wiem do czego jest zdolny i nawet najgorszemu wrogowi nie życzyłabym stanąć z nim oko w oko.-mruknęłam,zapinając pas i przytulając twarz do szyby.
-Nie mogę sobie wybaczyć tego,że niczego się nie domyśliłem.-warknął Blondyn i uderzył pięścią w fotel kierowcy.Kiedy chciałam się do niego przytulić założył ręce na piersiach.
-Jesteś zły?
-Nie.
***
-Naprawdę muszę?-zapytałam łudząc się,że może mi odpuszczą.
-Tak.Chcę zobaczyć co ten gnojek ci zrobił-mruknął Nialler zaciskając pieści na prześcieradle.Louis i Eleanor pokiwali głowami,a ja westchnęłam.Miałam właśnie rozebrać się do bielizny i pokazać im jak wygląda moje posiniaczone ciało.Normalnie po prostu bym się nie zgodziła,ale wolałam nie denerwować bardziej Nialla,który był już naprawdę u kresu wytrzymania.
-No dobra.
Zaczęłam ściągać sweter,a kiedy odkryłam brzuch Calder jęknęła.
-O mój Boże.-wyszeptała i złapała Lou za dłoń.Szatyn zaś wpatrywał się tępo w siniaki na moich ramionach i żebrach.Na blondyna nawet nie musiałam patrzeć,wiedziałam,że jest wściekły.
-Przepraszam-powiedział bezgłośnie,złapał się za głowę i wybiegł z pokoju,trzaskając drzwiami.
Westchnęłam,opadając na materac koło szatynki.Oparłam się o jej ramie czołem,a ona pogładziła mnie po włosach.
-Przejdzie mu.Ja też bardzo żałuję,że nie mogłem cię obronić.On bardzo to przeżywa i obwinia samego siebie.Musi po prostu ochłonąć.-stwierdził Tommo i posłał mi delikatny uśmiech.
-Ale przecież niczego nie mogliście zrobić!Ani ty,ani on!Lou.-zbuntowałam się,a on wzruszył ramionami i też opuścił sypialnie.
-Mężczyźni mają swoje ego,Lottie.-mruknęła Eleanor,a ja wtuliłam się w nią.Nie chciałam,żeby to się tak skończyło.Pierwszy raz widziałam Nialla w taki stanie i nie chciałabym widywać taką stronę mojego chłopaka nigdy więcej.Był wściekły na Blacka,nie na mnie,ale i tak było mi z tym cholernie ciężko.Nie odezwał się do mnie ani słowem przez całą jazdę.Nie dotknął mnie ani razu.Nie przytulił,nie pocałował,nie był sobą.Albo po prostu uznał,że pakowanie się w związek z magnezem na problemy nie ma sensu.
-Nie płacz,proszę.-Calder mocniej oplotła mnie rękami,a ja otarłam wilgotne policzki.Jak miałam nie płakać w takiej sytuacji?
***
W domu nie było ani jednego wolnego miejsca by sobie usiąść.Chłopcy razem z Eleanor wracali do Londynu i mimo tego,że są non stop w podróży nadal nie potrafią zapanować nad bagażami.Ciuchy,kosmetyki,bielizna,zielone skarpetki przynoszące szczęście,talizman,laptop,słuchawki,paszporty i inne duperele walały się po podłodze,fotelach i kanapie.
-Za 20 minut będzie po nas Paul.-oznajmił Liam,a w salonie zrobił się jeszcze większy popłoch.
-Nialler proszę nie denerwuj się-mruknęłam,kiedy Blondyn rzucił swoją torbą o ziemie i zaczął wyklinać.
Zignorował moją prośbę i ruszył do kuchni.Postanowiłam nie odpuszczać i podążyłam jego śladami.
Stanęłam w progu i przyglądałam się temu co robi.
Stał oparty o blat i zaciskał nerwowo pięści.Oddychał głęboko,a jego klatka unosiła się i opadała miarowo.Miał zamknięte powieki i mamrotał coś pod nosem.Podeszłam do niego na palcach,na pewno mnie usłyszał,jednak nie otworzył oczu.Delikatnie przejechałam dłonią po jego rumianym policzku,a on mruknął.
-Nie mogłam ci tego powiedzieć,bałam się.-wyszeptałam,a on nadal pozostawał niewzruszony.
-Nadal zamierzasz udawać,że nie istnieje-warknęłam i odsunęłam się od niego.Kiedy miałam zamiar wyjść z kuchni złapał mnie za dłoń i przysunął do siebie.Nie powiedział nic,tylko delikatnie musnął moje usta.
***
Gdy przyszedł czas na pożegnanie świeczki stanęły mi w oczach,a głos uwiązł w gardle.Wtuliłam się w brata i mocno go uściskałam.
-Kocham cię,Lou.
-Ja ciebie też,mała.
Z sekundy na sekundę było mi coraz ciężej z pohamowaniem łez.Wyściskałam każdego z nich i poprosiłam by zadzwonili,gdy już będą na miejscu.
-Proszę nie zostawiaj mnie-szepnęłam w akcie desperacji do blondyna.On przygarnął mnie pod swoje skrzydła i mocno przytulił.Bałam się,że jeśli teraz wyjedzie już nigdy się nie pogodzimy.Nadal się do mnie nie odzywał,chyba,że było to konieczne.
-Muszę-odparł,ucałował moje czoło i odgarnął kosmyk włosów za ucho.Przejechał kciukiem po mojej wardze i zatrzymał się na drobnej,ledwo widocznej rance.Delikatnie musnął ją wargami i wyszedł z domu razem z pozostałymi.
* Z perspektywy Louisa*
Martwiłem się o Charlotte,a z kolei ona martwiłam się o Nialla.Bała się,że ją zostawi,ale ja wiedziałem swoje.On ją kochał i to bardzo,był po prostu wkurzony.Jednak wolałem się upewnić,czy aby na pewno mam rację.Zatrzymałem Irlandczyka na chwilę,a reszcie kazałem pakować się do wozu.
-Chyba jej teraz nie rzucisz,co?-walnąłem prosto z mostu,a on otworzył szeroko oczy ze zdumienia.
-Jasne,że nie-oznajmił,a ja odetchnąłem z ulgą.Nie zamierzałem prawić mu morałów,sam nie wiedziałem jakbym się zachował gdyby ktoś aż tak bardzo skrzywdził Eleanor.Ona była dla mnie całym światem i nie wyobrażałem sobie przechodzić przez to co Niall.Oczywiście martwiłem się o Lott.Miałem ochotę zabić tego gnojka,przecież on pobił moją małą siostrzyczkę,ale to nie było to samo.W serduchu Horana coś pękło i rana musiała się zagoić.Za pewne za kilka godzin już mu przejdzie i będzie marudził o tym jak bardzo tęskni za Charlotte,ale póki co musiał to wszystko sobie poukładać.
Przyjrzałem się mojej dziewczynie,kiedy pakowała do busa swoją,a później moją walizkę.Uśmiechnąłem się szeroko,gdy swoimi smukłymi dłońmi przeczesała idealnie ułożone ciemne włosy.Mój wzrok zawisnął na jej długich,szczupłych nogach i okrągłych pośladkach.
-Kochanie chodź już!-usłyszałem jak krzyczy i macha do mnie.Wykonałem jej rozkazy i po kilku sekundach znalazłem się tuż u jej boku.Objąłem ją w talii i ucałowałem w rozgrzany kark.Chwyciłem ją za dłoń i razem wsiedliśmy do autokaru.
Oh tak! Oh tak!
OdpowiedzUsuńPrzyznała się!
Taniec szczęścia!
Oh yea!Oh yea!
Przez Ciebie moja mama uważa mnie za wariatkę.
Jeszcze trochę i nie będę mogła czytać twojego bloga z powodu problemów psychicznych.
A!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!AAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Oh tak!
Oh tak!
Przyznała się!
Ou yea!
I co pierdolony Black'u?
Oh yea! Oh yea!
No co ja mam tu komentować!?
Oprócz tego,że jestem pierwsza?!
Kocham cię<33333333333333333333333333333333333333333
Mam nadzieję,że Niall jak najszybciej wroci.
Po prostu fenomenalnie!
AAAAAAAAAAA!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
<33333333333333333
youaremydefinitionofhappinesss.blogspot.com
Omomomomomom jakie to jest zajebiste! ♥
OdpowiedzUsuńMick coraz bardziej mnie zadziwia. Strasznie szkoda mi Nialla, wyobrażam sobie co czuł kiedy słyszał to wszystko na sali. A potem jeszcze to oglądanie ran.. Grr! Pewnie jest mu cholernie przykro, że nie obronił kogoś, kogo tak mocno kocha. Mam nadzieję, że albo on wróci do Doncaster, albo ona i Felicite oczywka przyjadą do Londynu. Właaaaśnie, jedyne czego mi zabrakło do perspektywy Fell, i jej relacji z loczkiem. Ale rozumiem, problemy z netem. :)
Do następnego! :D
iamhorangirl.blogspot.com
recenzje-wielokierunkowe.blogspot.com
Zgadzam się z Agatą!! Rozdział świetny, tylko trochę żal Niallera. Czekam na nn
OdpowiedzUsuńMargaret-imagine.blogspot.com
Fenomen!
OdpowiedzUsuńNo, muszę powiedzieć, że bardzo, ale to BARDZO mi się podoba! To, że Nialler nie dotyka Lottie kojarzy mi się z Edwardem i Bellą (Zmierzch, Przed Świtem), gdy po ich PIERWSZYM RAZIE ona miała multum siniaków na ciele, a on bał się zrobić jej kolejną krzywdę przez sam dotyk. Wydaje mi się, że Nialler też w ten sposób nie chce jej sprawiać jakiegokolwiek bólu. Mam rację? :D
OdpowiedzUsuńChyba wzięłaś sobie moją ostatnią radę do serca, bo w tym rozdziale widzę tylko jeden malutki błędzik ("Nadal zamierzasz udawać,że nie istniejĘ(!) - warknęłam [...]"). Pomijając to - brawo! Nic innego nie rzuciło mi się w oczy :*
Do następnego rozdziału!!
świeetny, czekam na nastepny ; )
OdpowiedzUsuńWczoraj wreszcie zabrałam się za Twojego bloga! Jest to jedna z najlepszych decyzji! Cały blog jest świetny i podoba mi się absolutnie wszyyyyyyystko!!!! Co do rozdziału to idealny, szkoda mi troszeczkę Nialla ;/ Dobra następnym razem się rozpiszę czekaaam na kolejny !! <3
OdpowiedzUsuńWzruszyłam się przy tym rozdziale <3 Ten rozdział jest wspaniały *.* KOCHAM CIĘ <3 Co teraz będzie z Lott i Horankiem? : c Chcę kolejny!
OdpowiedzUsuńuwielbiam tego bloga <3
OdpowiedzUsuńWow! Świetne opowiadania! Masz talet! Na prawdę. Pozdroo ;** PS.Zapraszam na mojego bloga ;D http://alexandra-ola.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńNie no brak mi słów ! :*
OdpowiedzUsuńpo raz pierwszy od dawna...nie mam pojęcia co napisać.wybaczysz mi? jest po prostu...cudowny.
OdpowiedzUsuńŚliczny rozdział, taki hmmm... kurde nie potrafię znaleźć dobrego słowa.
OdpowiedzUsuńJednak bardzo mi się podoba! To jedna z moich ulubionych historii ♥ Taka inna od reszty ♥
http://ghost-gift-and-only-she.blogspot.com/ nowy rozdział, zapraszam ;)
kobieto kochać Cię to za mało! te twoje komentarze...http://25.media.tumblr.com/9b8624f4618a3eb7732c41ba4c7c94cd/tumblr_mmstk32tVF1s9c4n0o1_500.gif
OdpowiedzUsuń