*Z perspektywy Felicite*
Poczułam jakby tysiące mrówek wlazło pod moją skórę i swobodnie dreptało po każdym zakamarku moich mięśni na karku,szyi i nogach.Zanim zaczęłam normalnie kontaktować moje dłonie powędrowały w te zaatakowane miejsca i wykonywały coś na kształt masażu.
-Co do cholery?-mruknęłam uchylając delikatnie powieki.Podniosłam się na łokciach i rozglądnęłam.Leżałam w jakiejś dziwacznej pozycji,między nogami Charlotte,która swoją drogą nieźle mnie skopała tymi kikutami.Zwlekłam się z łóżka,oczywiście nieudolnie,bo spadłam na moje szlachetne cztery litery.Jeśli chodzi o zwinność Tomlinsonów z rana to naprawdę szału nie ma.Moje palce nadal próbowały się pozbyć tych cholernych skurczy,ale jakiś mega rezultatów nie było.
-Która godzina?-zapytałam siebie szeptem i zerknęłam na zegarek. 9.00.Sobota,spałam niecałe 4 i pół godziny,bolały mnie plecy,a mój największy problem polegał na tym,że choć nie wiadomo jak bardzo bym chciała drugi raz już nie zasnę.Obrzucam wzrokiem pełnym pogardy chlew,który niegdyś był pokojem.Regał po prawej stronie,gdzie zawsze starannie i tematycznie były poukładane książki teraz praktycznie świecił pustkami,bo dziwnym trafem wszystkim lekturą i podręcznikom nagle zachciało się biwakować na brudnej podłodze,która swoją drogą dawno nie widziała się z panem odkurzaczem.Łóżko jak łóżko prześcieradło zwinięte w kłębek,poduszki porozwalane+kołdra cała w czekoladowych lodach.Malutki dywan,niegdyś milutki w dotyku,w tym momencie jakoś nie miałam ochoty postawić na nim bosej stopy.Biurko zawalone zeszytami i brudnymi skarpetami,gdzieś pomiędzy tym wszystkim jeszcze wczorajszego wieczoru czaił się laptop,ale teraz nie miałam pojęcia,czy coś z niego zostało.Ceglana ściana,która wydawać się może materiałem niezniszczalnym została sowicie nagrodzona olbrzymią porcją soku z czarnej porzeczki. Fotel przy oknie,na którym zawsze siadałam,czytając jakąś ciekawą powieść robił za przenośną garderobę,która właśnie przeszła kataklizm powodziowy ewentualnie jakiś huragan. Trudno było mi zrozumieć jakim cudem doprowadziłam do czegoś takiego,jeszcze tydzień temu to coś przypominało sypialnię,wręcz emanowało stąd czystością,no ale cóż takie są uroki zdania sobie sprawy z tego,że chłopak, w którym kochasz się od podstawówki przeleciał cię,żeby zrobić nazłość twojej siostrze.Na myśl o nim miałam ochotę wybuchnąć płaczem i schować się gdzieś pod ziemie,bylebym tylko nie musiała oglądać jego nieziemskiej facjaty,która swoją drogą nie chciała wymazać się z mojej pamięci.Chciałam o nim zapomnieć i to jak najprędzej,ale mój mózg działał na odwrót i zamiast dostać natychmiastowej amnezji coraz bardziej rozpamiętywałam każdą chwilę z nim spędzoną.
Słońce już zachodziło,było lato,ale tamtego dnia termometry wskazywały jedynie 20 stopni.Pomału plac zabaw zaczął pustoszeć,została tam jedynie trójka dzieci: niewysoka,lekko przy kości złotowłosa dziewczynka,która miała może 11lat,obok niej na trawie leżała rozłożona plackiem jej młodsza o rok kopia.Na huśtawce bujał się rówieśnik blondyny,był nieco od niej wyższy i szczuplejszy,miał ciemne,potargane przez wiatr włosy i tatuaż przedstawiający smoka na ramieniu.
- Co robimy?-zapytała szatynka przyglądając się pomarańczowej kuli,która znikała za horyzontem.
Siostra nie odpowiedziała nic tylko popędziła w stronę ulicy,gdzie akurat przechodziły jej dwie koleżanki z klasy.Chłopak położył się obok młodszej przyjaciółki,która uśmiechnęła się na samą myśl,że może przez moment być tak blisko niego.
-Kochasz ją?-zagadnęła,wskazując palcem w stronę trzech plotkujących dziewczyn.
-Tak.-odparł-Ciebie też-przysunął się do niej i poczochrał jej starannie ułożoną fryzurę.Dziewczynka spłonęła rumieńcem i popędziła na karuzelę,żeby Mick przypadkiem nie zauważył jej przypominającej buraka twarzy.
-Nie! Nie ! Nie! Nie mogę...-warknęłam poirytowana i zabierając ze sobą bieliznę ruszyła do łazienki,nic nie działało tak kojąco na jej nerwy jak zimny prysznic.
* Z perspektywy Charlotte*
-Proszę,nie-mruknęłam,kiedy ktoś zaczął mnie szturchać.Chyba coś w rodzaju pustaka albo cegły zwaliło mi się na głowę,bo miałam wrażenie,że właśnie pękła.
-Lottie musisz wstać-warknęła mama..?tak to chyba była ona.
-Nie,nie chcę-wyjęczałam ukrywając twarz pod poduszką.Miałam przeczucie jakby zaraz miało stać się coś złego.Było mi duszno,łeb mnie bolał,a natrętna Jay nie dawała za wygraną.
-Zostaw mnie w spokoju....
-Za 2 godziny macie spotkanie z prawniczką i tym całym fotografem.Wszyscy są już na nogach-stwierdziła, a ja chcąc nie chcąc musiałam się ogarnąć.
-No dobra..-usidłam na materacu,przeciągnęłam się głośno ziewając i postawiłam stopy na ziemi z zamiarem wstania.Kiedy to zrobiłam w momencie nogi się pode mną ugięły,a przed oczami zamajaczyły jakieś czarne gwiazdki,po chwili leżałam już na panelach obserwując sufit.
-Boże dziecko,co ci jest-kobieta od razu znalazła się przy mnie.
-Źle się czujesz?-zapytała i nawet nie czekała na odpowiedź-jasne,że tak.Nie ruszaj się przyniosę ci wodę.
Nie zdążyłam nawet podnieść wzroku,a jej już nie było.Dźwignęłam się na rękach i oparłam o ramę łóżka.
Po chwili do sypialni wpadła mama i jak można się było spodziewać za nią przyleciała cała reszta.
-O mój bo-boże Lott co się stało?-jęknęła Eleanor-wyglądasz strasznie.
-Dzięki.
-Nie...nie o to mi chodziło....
-Alkohol mi nie służy..-mruknęłam-Mogę tą wodę-wyciągnęłam rękę w kierunku szklanki,którą moja rodzicielka ściskała w dłoniach.
Było mi duszno,bardzo duszno.
-Co? ...A tak,tak-podała mi ją,a ja wypiłam całą jej zawartość za jednym łykiem.Nigdy w życiu mnie tak nie suszyło.
***
-Jesteś pewna,że dasz radę?Może uda się nam to jakoś przełożyć.-zapytał Li,kiedy jakimś cudem doczołgałam się do kuchni,gdzie wepchano we mnie dwie kanapki,które o mało co nie zwróciłam.
-No właśnie,zdrowie jest najważniejsze-wtrącił Niall i posłał mi pełne troski spojrzenie.
-Dajcie spokój,nic mi nie jest,zwykły kac-mruknęłam,choć sama za bardzo nie wierzyłam w swoje słowa.Pierwszy raz zdarzyło mi się,żeby mdleć,czy słabnąć po imprezie,a przecież tak dużo nie wypiłam........dobra schlałam się,ale nie aż tak.
-Charlotte ostatni raz dzieliłaś ze mną łóżko-do kuchni wkroczyła Felicite rozmasowując krzyże,mówiła głośno,stanowczo za głośno.-Ja nie wiem jak ten Nialler z tobą wytrzymuję,w nocy wierzgałaś się jakby cię ze skóry obdzierali,a ja mam teraz pełno siniaków-oznajmiła i dopiero po jakiś dwóch sekundach skapnęła się,że powiedziała o nieco za dużo
- O shit ! przepraszam-zakryła usta dłonią.
-O czym ty mówisz Fel?-Jay posłała jej to słynne przeszywające na wylot spojrzenie,przy którym nawet największy twardziel wymiękał.
-Mamo,no bo wiesz....-podniosłam tyłek z krzesła,a Horan uśmiechnął się do mnie zachęcająco i kiwnął głową.
-Wie pani,bo my, w sensie ja i Lottie jesteśmy razem-dodał i splótł nasze dłonie.Mama patrzyła na nas jak na idiotów.
-Jak długo?
-Jakby to powiedzieć..hm..dopiero zaczynamy-stwierdziłam,a jej twarz nadal nie wyrażała żadnych emocji,zero szczęścia,smutku,złości.
-Dlaczego mi nie powiedzieliście,głuptasy?-zachichotała i przytuliła nas mocno.-Gdybyście widzieli wasze przerażone miny....
-Nie jesteś temu przeciwna?-zapytałam ledwo co łapiąc oddech.
-No co ty,Charlotte,Nialler to taki porządny chłopak-odparła,a blondyn spłonął rumieńcem.Och jak dobrze,bałam się,że i ona będzie wkurzona.Poczułam ogromną ulgę,kiedy zaczęła się śmiać,myślałam,ba! Byłam wręcz pewna,że będzie awantura,płacz,zgrzytanie zębów,wrzaski,wyrzuty....ale wszystko było w jak najlepszym porządku.
* Z perspektywy Nialla*
-Nareszcie ! -podskoczyłem z radości i wtuliłem się w moją pysie,to określenie jakoś przypadło mi do gustu i też bardzo pasowało do Lottie.Dlaczego?Jej wiecznie różowe,tłuściutkie policzki,słodki uśmiech i jeden malutki ledwo widoczny dołeczek kojarzyły mi się z pluszowym miśkiem,którego cały czas chcę się przytulać i nie można się od niego oderwać.A ja zawsze pluszaki nazywałem albo"pyś" albo "ptyś",może posiadałem nieco dziecinny tok rozumowania,ale trudno.
-Nie musimy się już ukrywać-uśmiechnęła się szeroko i chwyciła moją twarz w dłonie,przyglądałem się jej pięknym oczom,widziałem w nich iskierki radości.Była w pełni szczęśliwa ze mną...przy mnie,czy to nie był wystarczający powód do dumy? Zbliżyłem się do niej i musnąłem delikatnie jej wargi,raz,drugi,trzeci.
-Leć się ubierać,już 13:10.-szepnąłem całując ją w szyję.Westchnęła.
-Już pędzę...-ruszyła na górę,a ja zacząłem szukać pani Tomlinson,która chciała ze mną rozmawiać.
Zaglądnąłem do kuchni,ale tam tylko Louis razem z Elką i dziewczynkami sprzątali po śniadanio-obiedzie.
W salonie Harry i Zayn oglądali powtórki z jakiegoś programu o miss świata,czy jakiś tam modelkach,zacięcie komentując ich pośladki,nogi i piersi. Wyszedłem po schodach na pierwsze piętro i zaglądnąłem do pokoju bliźniaczek,ale tam było pusto,w sypialni "mojej" i Harolda także nikogo nie było.
- Masz to wszystko posprzątać kiedy wrócicie,zrozumiano?! Ja nie wiem jakim cudem ty w trzy dni z normalnego,a przede wszystkim CZYSTEGO pokoju zrobiłaś taki burdel,świnki w chlewie mają lepsze warunki,wstydziłabyś się-usłyszałem "zgubę",krzyczącą na Fizzy,która przytaknęła i zniknęła za drzwiami.
-Chciała pani ze mną pogadać-mruknąłem,a ona obróciła się w moją stronę.
-O tu jesteś skarbie,chodź tu,mam jedno pytanko-powiedziała,a ja podszedłem do niej.Zauważyłem,że dłonie mi się lekko trzęsły.Nie ma się czego bać Horan.Nie ma się czego bać.
-Wiem,że to dosyć krępujące,ale czy ty i Charlotte.....czy wy uprawialiście seks-zapytała,a mnie zatkało,dosłownie.
-Nie zrozum mnie źle,po prostu się martwię,dzisiaj było jej słabo,wymiotowała...to trochę daje do myślenia.
-Nie,my jeszcze nic,nigdy-odparłem,a moje policzki zapewne przybrały identyczny kolor jak jej bordowe pantofle,w które wpatrywałem się jak zaczarowany.
-To dobrze-poklepała mnie po ramieniu i posłała bardzo dobrze mi znany uśmiech.Tomlinsonowie byli identyczni pod wieloma względami,a ich uzębienie i sposób w jaki się śmieją był jedyny w swoim rodzaju.
-Mamo? Co ty mu robisz?-o mało co nie podskoczyłem,kiedy znienacka zaatakowała nas Charlotte.Była nadal blada,ale wyglądała już trochę lepiej,wszystko dzięki moim mistrzowskim kanapką!
-Ja? Mówisz o mnie?
-Mamo...
* Z perspektywy Charlotte*
-Boję się,Val,a jeśli on nie będzie chciał nam pomóc?-mruknęłam,opierając się przed wejściem do kawiarni.
-Lottie głowa do góry,nasza tajna broń na pewno go do tego nakłoni-wskazała na chłopców.
-No dobra-pchnęłam oszklone drzwi i weszłam do środka.Na pierwszy rzut oka to miejsce nie przypominało zwykłej kawiarni,gdzie można spotkać się ze znajomymi,wypić kawę,zjeść szarlotkę,przynajmniej nie w moim wieku.Obstawiałabym,że to miejsce jest czymś w rodzaju klubu seniora,ale jak na takie okoliczności było wręcz idealnie,zero nastolatek,zero fanów,sami starsi ludzie,bajka.W głębi lokalu przy jednym ze stolików siedział ciemny blondyn,miał założoną czapkę na głowę,bardzo podobną do mojej,z tym,że moją wzięłam,żeby ukryć nieokiełznaną fryzurę.Pił jakiś napój,a jego aparat spoczywał w pokrowcu,który wesoło dyndał zawieszony na jego szyi.
-Toby?-zapytałam,a on o mało co nie opluł się kawą,gdy zobaczył kto mi towarzyszy.
-Tak,to ja -wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu,który oczywiście każdy z nas odwzajemnił-Nie jestem pewny,ale chyba zaszła jakaś pomyłka,bo ja miałem się spotkać z panią Valerie..
-To ja -pomachała teczką Val.-a to moi klienci.
-A..już rozumiem....
Musieliśmy zmienić stolik na większy i zaczęliśmy rozmawiać.Na początku trudno było go przekonać by pokazał nam swoje zdjęcia,ale uwierzcie mi One Direction działa cuda.
-Black,och,o niego zawsze jest tyle hałasu...-mruknął i zaczął szperać w swoim laptopie.
-Gdzie on jest?-mówił sam do siebie przeglądając folder z tamtej dyskoteki.-Nie udostępniałem fotek z nim,a było ich wiele-zwrócił się do nas.-ostatnio kiedy to zrobiłem miałem kłopoty-wskazał na małą bliznę koło ust i brwi
-Uderzył cię?-zapytałam nieco przerażonym tonem.
-Uderzył?-prychnął-leżałem tydzień w szpitalu.Powinnaś się cieszyć,że nic ci się nie stało,naprawdę.Sam jestem zdziwiony,wiesz co takie typki robią z dziewczynami,które nie są nimi zainteresowane,on....
-Nie kończ,błagam-mruknęłam zaciskając dłoń na kolanie Nialla.Wystraszyłam się i to nie na żarty.
-Mam! -krzyknął,a każda osoba obecna w tym lokalu odwróciła się w jego stronę i posłała pełne pogardy spojrzenie.
-Przepraszam-mruknął,kompletnie się tym nie przejmując i pokazałam nam fotografie,na których Black lepi się do mnie i majstruje coś przy torebce.W tym momencie zalała mnie fala szczęścia,wygraną mieliśmy w kieszeni,byłam tego pewna!
___________________________________________________________
Witajcieeeeeeeeeeee :* Rozdział taki o,szału nie ma.Przepraszam,że musieliście tyle czekać,ale wiecie szkoła...Mam nadzieję,że się spodobał i Z CAŁEGO SERDUCHA WAM DZIĘKUJĘ ZA TYLE WYŚWIETLEŃ I KOMENTARZE. Jesteście wspaniałe! Nie będę was zanudzać,do następnego i w sumie to tyle....
A! Jest jeszcze jedno! Postanowiłam dodawać w linkach przy imionach dziewczyn stroje w jakie są ubrane,to chyba dobry pomysł,nie ?
Ten rozdział nie jest fajny.
OdpowiedzUsuńJest cudowny!!!:)♥
agata-zdzisiu.blogspot.com
youaremydefinitionofhappinesss.blogspot.com
Hey, hi, hello! Oj, nooo... Przepraszam za spam, ale jakoś trzeba zacząć. Zależy mi na szczerej opinii, choćbyś nawet powiedziała że jestem totalnie do dupy. xxx http://ihavenoreasontorun.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńjak to szału nie ma? JEST SZAŁ! Matko,mam nadzieję,że wybaczysz głupiej Inflamarze za niekomentowanie? oby,bo inaczej sobie tego nie wybaczę!! Boże,daj nam już wakacje! :D wracając do rozdziału...jest genialny! fajnie,że dałaś perspektywę Lottie,można zobaczyć co też ona czuje.ja jak najbardziej preferuję dodawanie strojów w rozdziałach i podkładanie muzyczki,bo lepiej się czyta ;) ciesze się,że Jay zaakceptowała gołąbeczki (Liall? A może...Nottie? :D) i niucham,że idzie ku dobremu! <3 MASSIVE THANK YOU za CUDOWNE komentarze u mnie! :* xxxx BIG LOVE!
OdpowiedzUsuńDziękuję ! :* Jasne,że ci wybaczam,rozumiem szkoła,nauka itp. Cudowne komentarze?Nie przesadzajmy.... :) xx
UsuńNominowałam Cię The Best Blog Award.
OdpowiedzUsuńWięcej u mnie:
youaremydefinitionofhappinesss.blogspot.com