Zrobię wam psikusa i wkleję info przed rozdziałem.Chciałam Wam,kochane moje, podziękować za tak OGROMNĄ liczbę wyświetleń i prosić o komentowanie.Wiem,że to robi się nudne,każdy autor na blogu prosi o komentarz,ale same pewnie wiecie jak wiele to znaczy dla mnie i dla innych.Nie mówię,że jest źle,bo niektóre z was komentują i jestem BARDZO wdzięczna,ale jak na tak dużą liczbę wyświetleń szału nie ma.Nie karzę wam się rozpisywać na 70 linijek,tylko proszę o jedno słowo,krytyka także mile widziana.Mimo wszystko BARDZO WAM DZIĘKUJĘ i KOCHAM WAS MISIE PYSIE !
PS.Starałam się jak mogłam by ten rozdział wypalił i przypadł wam do gustu,ale po prawie dwóch tygodniach leżenia w łóżku jest tyle do nadrabiania, a w dodatku przez ten czas zrobił się ze mnie taki leniuszek,że dramat.Tak czy siak mam nadzieję,że się spodoba! (Nie potrafiłam dobrać odpowiedniej piosenki,bo pisałam ten rozdział kilka dni i słuchałam wielu piosenek,a żadna z nich jakoś idealnie nie pasowała do treści rozdziału ,przepraszam)
Wsiadłam w samochód i wsadziłam kluczyki w stacyjkę.Wzięłam kilka głębokich wdechów i zacisnęłam dłonie na kierownicy.Musiałam troszeczkę ochłonąć.Krew wrzała mi w żyłach,a ciśnienie podskoczyło.Dlaczego ona była taka głupia i naiwna?!Byłam zła,wręcz wściekła,ale to dlatego,że martwiłam się o moją,chcąc nie chcąc ukochaną siostrę.W końcu odpaliłam silnik i ruszyłam.Moje zachowanie można było określić jako dziwne,w niecałe 2 minuty podjechałam pod dom mojego byłego przyjaciela i zaparkowałam przed furtką,przekręciłam kluczyki i samochód zgasł,ja jednak nie wyszłam na zewnątrz.Pojazd był mi potrzebny do swego rodzaju skrytki. Siedziałam w nim i myślałam,czy Fizzy rzeczywiście chcę,żebym tam wtargnęła,czy też raczej nie .W jednej chwili zacięta i gotowa do "boju" Charlotte zniknęła i ustąpiła miejsce tej życzliwej Lottie,która zastanawiała się,czy aby nie przeszkadza "parze" w ich spotkaniu.
Byłam głupia,powinnam tam wejść,od razu,bez żadnych skrupułów nawrzucać temu dupkowi i wziąć ją do domu,przecież nie miała racji.A co jeśli jednak miała? A co jeśli to jednak ja postępowałam niesłusznie? Nie wiedziałam co robić,myśleć,działać? A może stchórzyć? Pomóc jej? A może pozwolić samej zadecydować.Uchronić od łez,bólu?Ale jak ? A jeśli ona nie cierpiała ? A jeśli tak ? A....kurwa.Wysiadłam z samochodu trzaskając drzwiami.Przekroczyłam furtkę i kiedy od celu dzieliły mnie zaledwie dwa kroki zawróciłam.Tak po prostu odwróciłam się napięcie i odeszłam.
-Co ja robię?-szepnęłam,drapiąc się po głowie.Wzięłam kilka głębszych wdechów i tym razem udało mi się stanąć przed dużymi,dębowymi drzwiami.Chwilę się wahałam....chwilę?Piętnaście razy przykładałam palec wskazujący do tego małego,czerwonego guziczka,aż w końcu z impetem go wcisnęłam.
Nie musiałam długo czekać,do mieszkania wpuścił mnie roznegliżowany,prawie nagi Starck.
-Gdzie ona jest ?-warknęłam,zaciskając palce w pięści.
-Kto? -wyszczerzył zęby w drwiącym uśmieszku.Westchnęłam.
-Mick......Wiem,że Feli tu jest,chce z nią pogadać-mruknęłam,lustrując jego umięśniony tors wzrokiem.Starałam się nie patrzeć,ale ciało tego dupka naprawdę robiło dobre wrażenie.
-Na górze- odparł i zniknął w kuchni.Wybiegłam po schodach na piętro i weszłam do jego pokoju.
-Co ty tu ?-szatynka zakryła się kołdrą.Była naga !Leżała w jego łóżku! To już o czymś świadczyło.
-Przyszłam..ugh....oddać ci telefon -stwierdziłam i wręczyłam jej własność.Byłam w jakimś totalnym amoku,wiedziałam...miałam pewność,że zastane ich w tej dość niezręcznej sytuacji,ale cały czas w duchu modliłam się by to jednak nie była prawda,tylko moje chore domysły.
-Dzię-dzięki- obróciłam się napięcie z zamiarem wyjścia stamtąd.Nie mogłam patrzeć na nią,czułam jakiś smutek,żal,uświadomiłam jej jaki jest Mick,a ona to zlała ciepłym moczem i się z nim przespała.Sądziłam,że zrozumiała.
-Lott,zaczekaj-złapała mnie za rękę.-Chcę porozmawiać.
-Tutaj ?Teraz?Po tym wszystkim?
-Tak,proszę cię- usiadłam na materacu obok niej,wzrok utkwiłam gdzieś na ścianie i bawiłam się zamkiem od bluzy.Poprosiłam ją by zaczęła.
-Char....ja wiem co ty o tym sądzisz,proszę cię nie oceniaj mnie zbyt pochopnie.Ja go kocham-oznajmiła Felicite i wtuliła się w moje ramię.Zaczęłam ją głaskać po włosach.-To niedorzeczne,mówiłam ci jaki on jest,wykorzysta cię,skrzywdzi,zostawi-mówiłam,starając się zachować spokój,ale głos mi drżał,a w oczach stanęły łzy.Martwiłam się o nią i to bardzo.
-Ja nie potrafię inaczej-odparła.
-W takim razie nic tu po mnie-wstałam-Nie namówię cię,z resztą to twoja decyzja i chyba już ją podjęłaś.Wracam do domu.-posłałam jej pełne smutku spojrzenie.
-Mama wie ?
-Nikt nie wie.Jeśli coś by się działo dzwoń-oznajmiłam i wyszłam,a raczej wybiegłam stamtąd.Kiedy w salonie mijałam Micka,miałam ochotę rzucić się na niego,ale nie zrobiłam tego.Fizzy musiała sama się przekonać do czego on jest zdolny,moje próby wyperswadowania jej,że Starck to kobieciarz,łamacz serc i tym podobne zeszły na marne,więc nie było sensu dalej się gimnastykować.
* Z perspektywy Nialla*
-Dziewczynki chyba już czas,żebyście poszły spać-stwierdził Lou,przyglądając się bliźniaczkom,które ledwo co widziały na oczy.
-Nie! -odparły chórkiem-Przecież będzie szedł jeszcze jeden odcinek Monster High......
Zachichotałem widząc ich błagające miny,a one popatrzyły na mnie z wyrzutem.Na domiar złego usiadłem na pilocie i wyłączyłem telewizor w momencie gdy akurat zaczynała się bajka.Blondynki zgromiły mnie wzrokiem.
-I ty przeciwko nas?-prychnęły.
-To nie tak....Ja....to..
-Prosimy,zamknij się-warknęły chórkiem i ruszyły obrażone na górę.Kiedy zniknęły z naszego pola widzenia wszyscy wybuchnęli śmiechem.
-Wygląda na to Nialler,że już nie jesteś ich ulubieńcem,ale nie przejmuj się masz jeszcze mnie-wtrąciła Eleanor,klepiąc mnie po ramieniu.
-Ja nie chciałem...nie wiem,jakoś samo tak wyszło-odparłem skruszony,drapiąc się po głowie,a ta banda przygłupów nadal się ze mnie śmiała.
-Nie martw się,przejdzie im-stwierdził Liam-siostry tak mają,obrażają się na swoich braci,a tak naprawdę nie potrafią wytrzymać godziny bez rozmowy z nimi,a ty jesteś dla nich jak drugi,a raczej piąty starszy brat.
Uśmiechnąłem się szeroko do Payne'a.Zapewne miał rację,a ta wzmianka o tym,że nasz band jest jak rodzeństwo dla dziewczynek sprawiła,że zrobiło mi się jakoś tak milej na serduchu.Zawsze chciałem mieć taką małą siostrzyczkę,którą mógłbym bronić przed kolegami z klasy,chodzić na spacery,opiekować się.
Nagle drzwi trzasnęły,a przed oczami śmignęła mi jakaś postać,która popędziła po schodach,robiąc przy tym tyle hałasu,co stado słoni.
-Charlotte! Chodź tutaj-krzyknąłem za nią.Coś złego się stało,tylko co?
-Nie ma mowy!
-Proszę cię,skarbie-słowo "skarbie" na tyle ją zmiękczyło,że po kilku sekundach pojawiła się w salonie,niczym duch zlustrowała nas posępnym wzrokiem i opadła na fotel na przeciwko mnie.
-Ej mała co jest ? -zapytał Harry.Dziewczyna nawet nie raczyła na niego spojrzeć.
-Pysiaku co się stało?-tym razem ja spróbowałem.
-Nic-mruknęła i zagrzebała się w swojej bluzie.
Zaśmiałem się cicho.
-Wiesz,że to ci nie pomoże,nadal cię widzimy -powiedział Zayn,nie kryjąc się z tym,że go to bawi.
-Nie śmiej się-warknęła.-Ja was nie widzę i to mi wystarcza.
Wstałem z kanapy,wepchnąłem się na jej miejsce i usadziłem ją sobie na kolanach.Wtuliła się we mnie,ściągając nakrycie z głowy.
-Czarodziejski dotyk głodomora sprawił,że powiesz nam czemu świrujesz?-zapytał mulat.
-Jak zawsze miły Malik-poczułem jej ciepły oddech na mojej szyi i przeszedł mnie dreszcz.Zacząłem ją głaskać po plecach,dodając jej tym małym gestem otuchy.Nie lubiłem kiedy się smuciła,zdecydowanie bardziej widok jej uśmiechniętej od ucha do ucha sprawiał,że ja też byłem zadowolony,a jej złe samopoczucie mi także psuło humor.W takich momentach pytanie co jest powodem jej smutku zaprzątało moje myśli cały czas,teraz niestety nie znałem na nie odpowiedzi,musiałem czekać aż sama mi je wyjawi.
-Lottie powiedz nam o co chodzi,jesteśmy twoimi przyjaciółmi możesz nam zaufać-oznajmił Liaś, posyłając jej krzepiące spojrzenie,które i tak nie była wstanie zauważyć,bo siedziała na mnie okrakiem,tyłem do reszty.
-Tu nie chodzi o mnie-westchnęła-Nie mogę wam nic powiedzieć,bo wtedy ta kobieta,która mnie w to wplątała zabiłaby mnie,a ja jestem za młoda by umierać.Nie zrealizowałam jeszcze swoich życiowych planów,marzeń.Także jeśli będę mieć 80-tkę na karku,dzieci,wnuki,prawnuki,piękny dom,psa i męża to wtedy będę mogła wam powiedzieć i sobie spokojnie poczekam na śmierć.-oznajmiła,a ja zachichotałem.Czy ona nie była słodka? Oj tak,była najsłodszą kobietą jaką znałem!
-Czy ja już wam mówiłem,że ona ześwirowała?
*****
-Nie będziesz tutaj spała!-stwierdziłem,krzyżując ramiona.
-A gdzie?Moje miejsce w sypialni mamy zajmuję Matt,a pokój Felicite jest zamknięty.Nie tragizuj-mruknęła,opadając na kanapę,która moim skromnym zdaniem nie nadawała się na kilkugodzinne leżakowanie.
-Ze mną i Harrym-posłałem Stylesowi błagalne spojrzenie.To było pewne,że się zgodzi,chociaż Hazz zmiennym jest i nigdy nie wiadomo co mu odbije i czy palnie jakąś głupotę.
-Właśnie-wyszczerzył się,a ja po jego minie już wiedziałem co mu chodziło po tej lokatej głowie.Gdy blondynka nie patrzyła pacnąłem go w łeb i pogroziłem palcem.
-Auć!Za co to?-jęknął.
-To moja dziewczyna,nie możesz myśleć o niej w ten sposób-szepnąłem,tak by nie usłyszała.
-To jak zgadzasz się?-zapytał,szczerząc równiutkie ząbki w niewinnym uśmiechu i ignorując mnie.
-A mam inne wyjście?
***
-Hazz przesuń się wbijasz mi łokieć w żebro-fuknąłem,leżeliśmy w jakieś dziwacznej pozycji i żadne z nas nie mogło sobie znaleźć wygodnego miejsca,co chwilę ktoś komuś wbijał coś gdzieś.
-Już-mruknął,przesuwając się na prawo i BUM! Charlotte leżała na podłodze,a my z Lokersem zwijaliśmy się ze śmiechu.
-Nigdy nie zaśniemy !-jęknęła,podnosząc się z ziemi.
-Daj spokój,damy radę.Chodź tutaj-odparłem,wyciągając rozłożone szeroko ramiona.
-Mam pomysł!-krzyknęła nagle.-Nialler ty połóż się na środku,ja będę leżeć po twojej lewej stronie,a Harry po prawej.Najprostsze i najlepsze rozwiązanie.
Jak powiedziała tak zrobiliśmy i rzeczywiście tak było o niebo lepiej.Moja dziewczyna leżała wtulona w moją klatkę piersiową i uśmiechała się do mnie,wpatrując się tymi pięknymi,niebieskimi oczami....raj na ziemi...ale z drugiej strony był Harold i jego kędziorki,które właziły mi do ucha,co bardzo mnie drażniło. Po jakiś piętnastu minutach chłopak zasnął i zaczął głośno chrapać,wierzgając przy tym rękami i nogami.
-Litości-jęknąłem i zacząłem go szturchać.Chciałem jedynie by nie leżał tak blisko moich narządów słuchowych,bo byłem pewny,że właśnie zaczynałem głuchnąć.Na moje szczęście mruknął kilka niezrozumiałych słów i obrócił się w drugą stronę,wypinając tyłek.
-Powiesz mi teraz o co chodzi?-zapytałem nagle.Cały czas przed oczami miałem widok jej smutnej twarzy i oczu,w których wszystkie iskierki radości wygasły.Chciałem jej pomóc,tylko jak,skoro nie znałem przyczyny?
-Um.....ale obiecujesz mi,że to pozostanie między nami?
-Daje ci moje irlandzkie słowo honoru,że będę milczał jak zaklęty-odparłem,a ona uśmiechnęła się słodko.
-A więc......Fizzy wcale nie jest u tej całej Lily,wyleguję się w łóżku Micka,tego samego,który naszprycował ją dragami tylko dlatego,że nie chciałam z nim być.Chociaż wątpię,żeby żywił do mnie coś głębszego, po prostu chciał mnie zaliczyć,jak każdą z resztą-oznajmiła,a mnie zamurowała.Ta Felicite?Z tym ćpunem?
-Ona...no wiesz....z nim ?
-Tak,Niall i to wszystko moja wina,on się mści,wie ile rodzina dla mnie znaczy i chcę mnie ukarać za to,że z nim nie byłam.Nie chcę by ją skrzywdził,nie potrafię jej przekonać by przestała się z nim zadawać-strumienie łez zaczęły płynąć po jej różowych policzkach-Jestem beznadziejna,a on...on jest nieobliczalny.Jednego dnia wyznaje mi miłość i mnie całuję,a drugiego wyzywa od szmat,mówi,że nienawidzi.On wykorzystał to,że Felicite kochała się w nim do lat, kazał jej wziąć te narkotyki,a później..on....-wybuchła niekontrolowanym płaczem.
-Cichutko,skarbie-przytuliłem ją mocno do siebie.-To nie twoja wina,to on jest jakiś psychiczny.Nie zadręczaj się proszę.-mówiłem,kołysząc nami delikatnie.
-Alee taka prawda-mruknęła.
-Popatrz na mnie-stwierdziłem,nie mogąc słuchać jak pieprzyła takie głupoty.
Niechętnie podniosła głowę do góry i wlepiła we mnie zasmucony wzrok.Wytarłem pojedynczą łzę,która spłynęła po jej wilgotnym policzku.-Nie możesz tak myśleć,on jest winny,nie ty.Narkotyki tak na niego działają.Jeśli jeszcze raz zobaczę,że płaczesz przez tego idiotę,przysięgam,zabiję go.....
-Niall?-przerwała mi.
-Tak?
-Kocham Cię i dziękuję,że jesteś przy mnie.-uśmiechnęła się i złożyła delikatny pocałunek na moich wargach.
-Ja Ciebie też,bardzo,bardzo,bardzo mocno
Opadliśmy z powrotem na poduszki,a ona wtuliła się we mnie.
-Mam prośbę-zagadnęła nagle.
-Jaką?
-Zaśpiewasz mi coś,proszę,proszę,proszę-zaczęła składać pojedyncze pocałunki na mojej szyi-nie daj się prosić,Nialler!-wyszczerzyła się,a ja widząc radość na jej twarzy zgodziłem się.
I fell in love next to you
Burning fires in this room
It just fits
Zamknęła oczy i uśmiechnęła się szeroko.
Light and smooth
Like my feet in my shoes
Little one,lie with me
Sew your heart to my sleeve
We'll stay quiet
Splotła nasze dłonie razem.
Underneath shooting stars
If it help you sleep
And hold me tight
Przyłączyła się do mnie.
Don't let me breathe
Feeling like
You won't believe
-Dobranoc Pysiu-ucałowałem ją w czółko i wkrótce zasnąłem,delektując się jej bliskością.
piątek, 29 marca 2013
wtorek, 19 marca 2013
Rozdział 21
Muzyka
* z perspektywy Felicite*
Powinnam czuć się szczęśliwa,problemy mojej siostry się rozwiązały,ale ja z niewiadomych przyczyn byłam zdołowana.Czy one do końca były takie nie znane? Trudno to stwierdzić.Byłam smutna,bo wszystko co mnie otaczało było jakieś chore i skomplikowane,a ja Felicite Louise Tomlinson musiałam dać sobie z tym radę,choć nie potrafiłam.Możecie stwierdzić,że jestem nienormalna,trudno,nie dbam o to. Jeszcze wczoraj mówiłam jak bardzo go nienawidzę,a już dziś każda komórka mojego ciała pragnie zaznać jego dotyku,moje oczy chcą znowu ujrzeć jego twarz,uszy usłyszeć ton jego głosu,chociażby jeden cichutki szept,a usta pragną jego warg tak zachłannie,że kiedy przymykam powieki widzę siebie przytulającą się do niego i nie wiem,czy to prawda,wspomnienie,czy też złudzenie.Nie mam pojęcia co się ze mną dzieję. Z tą perfekcyjną Fizzy,która ma ułożonych znajomych,dobre oceny,super kontakty z rodzeństwem.Jest pomocna,uśmiechnięta i życzliwa.Ale ja taka nie jestem,nie byłam,po prostu musiałam i nie wiem,czy nadal chcę udawać.Nie chcę zrzucać winy na moich rodziców,to otoczenie mnie do tego zmusiło,ale tylko po części.Większy wpływ na to miała moja chora psychika i chęć bycia lepszym,która za każdym razem aż błagała o kolejne wyznanie,bym później ja musiała to wszystko znieść i zwyciężyć,a potem usłyszeć słowa uznania.W takich momentach moje serce rozpierała duma,a mózg przegrzewał się od nadmiaru wiedzy do przyswojenia,emocji,a przede wszystkim myśli,które torturowały moją duszę,a raczej jej wrak.
-Feli śpisz? -usłyszałam cichy,zachrypnięty głos i w pierwszej chwili pomyślałam,że to Mick,ale gdy odkleiłam twarz od szyby w samochodzie ujrzałam uśmiechającego się delikatnie Harry'ego. Nawet nie zauważyłam jak podjechaliśmy pod dom,nie przeszkadzało mi ich głośne gadanie,byłam w innym świecie,potrafiłam się wyłączyć i zagrzebać w środku umysłu sprawiając,że byłam w czarnej dziurze sam na sam z moimi schizami i nikt i nic nie dało rady mi przeszkodzić.
-Nie-odparłam,w vanie zostałam już tylko ja i Loczek,reszta weszła już do domu,nie zwracając na nas uwagi.
-Coś się stało ?-ukucnął na przeciwko mnie i wpatrywał się we mnie z troską w oczach.
-Nie-opowiadanie ludziom kłamstw i zapewnianie,że wszystko jest w porządku miałam opanowane do perfekcji.
-Możesz mi zaufać-ciepły ton jego głosu i te zielone,ogromne oczy sprawiały,że miałam ochotę mu się wygadać,wypłakać w jego silne ramie,ale to nie było dobre rozwiązanie.Musiałam radzić sobie sama.
-Wszystko okej ,Hazz.Jestem tylko zmęczona-oznajmiłam siląc się na uśmiech.
-A właśnie,chciałem cię przeprosić,Liam mi powiedział,że niosłaś mnie do domu i położyłaś do łóżka,ja umh..dziękuję-mruknął,a ja zaśmiałam się cicho i zaczęłam mu opowiadać co się działo w klubie i w sypialni,kiedy musiałam mu opowiedzieć bajkę.
-Jaki wstyd..-uśmiechnęłam się pod nosem i poklepałam go po plecach.-Każdemu się zdarza,kiedyś ty będziesz musiał doczołgać mnie pijaną do domu -stwierdziłam,a on po raz kolejny zaczął mi dziękować i przepraszać.W końcu podnieśliśmy nasze szlachetne cztery litery,zakluczyliśmy samochód i ruszyliśmy pędem do domu ścigając się,jak można było się domyślić to Harry był szybszy i wygrał.Gdy przekroczyłam próg mieszkania nie było mi dane wyłożyć się w fotelu przed telewizorem,bo moje miejsce zajmował ktoś inny.
-Em....Dzień dobry-mruknęłam,kompletnie nie wiedząc co powiedzieć.Matthew,nowy facet mojej matki,och jak cudownie jest go znowu widzieć.....
Bardzo chciałam by Jay była szczęśliwa,ale przy boku taty! A nie przy kimś innym.Obydwoje zachowywali się jak nastolatki,on znalazł sobie młodszą,ona z resztą też samotna nie była,ale czy to było potrzebne?Byłam pewna,że nadal coś do siebie czują i zamiast zapomnieć o tym co złe i żyć dalej razem,chociażby spróbować to się na siebie boczyli i ojciec uciekł gdzie pieprz rośnie.Wiedziałam doskonale,że tata skrzywdził mamę,ale każdy powinien dostać drugą szansę.Nie pochwalałam tego co zrobił i tego,że nas zostawił,ale to mój ojciec i wciąż go kochałam.
-Cześć Fizzy-mężczyzna uśmiechnął się szeroko,wstał i uścisnął moją dłoń.
-W zasadzie to ja miałam iść sprzątać-stwierdziłam i pognałam na górę.Zwiałam jak zwykły tchórz,ale gdybym tego nie zrobiła na pewno bym mu wygarnęła co o nim sądzę.
Przebrałam się w wygodne ciuchy,założyłam czarną koszulkę z nazwą jakiegoś zespołu,którego fanem był rzecz jasna,Mick, z resztą była to jego własność,ale zostawił ją kiedyś u nas.Na moją twarz wpełzł delikatny uśmiech,a w oczach stanęły łzy.To było chore,nie mogłam nawet posprzątać,bo wszystko mi go przypominało.Byłam nikim bez niego,taka była prawda.Czułam się nikim,mimo,że miałam znakomitych przyjaciół,siostrę,brata,byłam samotna,bo wiedziałam,że już z nim nigdy więcej nie porozmawiam,nie przytulę się do niego.Nadzieja na lepsze jutro mnie opuściła.
*****
-Muszę to zrobić,nie wytrzymam-krążyłam po pokoju i kolejny raz dogłębnie przemyślałam mój plan.Musiałam,chciałam chociaż przez chwilę na niego popatrzyć,usłyszeć jego władczy ton głosu,dotknąć go.
Ubrałam się i zbiegłam na dół.Cała" rodzinka "grała w monopol,z wyjątkiem Charlotte,która powtarzała materiał przed najważniejszym sprawdzianem w całym jej życiu.
-Mamo,idę na noc do Lily -oznajmiłam-Mogę?
Posłałam jej nerwowy uśmiech,nie byłam mistrzem oszustwa,więc liczyłam,że Bóg się nade mną zlituję i kobieta się nie zorientuje.Byłam przygotowana na jakiś wybuch wrzasków,typu:"Dopiero teraz mi mówisz","Nigdy w życiu","Oszalałaś",ale ona zamiast wrzeszczeć popatrzyła na Matta,który kiwnął głową i odparła :Jasne,leć.
Zaskoczyło mnie to,po pierwsze: zgodziła się,po drugie:co do tego wszystkiego miał jej ten cały ukochany.Podziękowałam i postanowiłam się tym nie przejmować.Czekała mnie tylko kilku minutowa podróż i znowu będę przy nim.Obawiałam się jedynie,że nie będzie chciał mnie znać,nakrzyczy na mnie i wyrzuci za drzwi.Kiedy stanęłam przed domem państwa Starck'ów byłam przerażona,a dłonie mi się trzęsły,lecz nie zrezygnowałam.To było jedyne wyjście,byłam za blisko by odpuścić.
Zadzwoniłam dzwonkiem,moje serce biło jak oszalałe,drzwi uchyliły się,a Mick szeroko się uśmiechnął.Kamień spadł mi z serca.
-Wiedziałem,że przyjdziesz,wchodź-chwycił mnie za dłoń, a ja poczułam jak stado motyli obija się po moim brzuchu,machając zawzięcie skrzydełkami.Usiadłam na kanapie,a on ruszył do kuchni,po chwili wrócił z dwiema puszkami piwa w rękach.
-Trzymaj
-Mick,nie przyszłam tu się napić,chcę pogadać-stwierdziłam,a on usiadł tuż obok mnie,nasze ramiona się stykały,a jego spojrzenie przeszywało mnie na wylot.Wiedział jak na mnie działa,robił to specjalnie,co jednocześnie doprowadzało mnie do szału i podobało mi się .Miałam ochotę rzucić się na niego,ale najpierw musiałam z nim porozmawiać.
-O czym?-wyszeptał,muskając delikatnie moje ucho.Dasz radę Felicite!Dasz radę!Skup się !
-O tym,że mi się podobasz,że cię kocham,że pragnę być przy tobie,że bez ciebie czuję się jak wrak.Wiem,że jesteś skurwysynem i dupkiem,ale mimo tego chcę tu być-wybuchłam,ale niedane mi było skończyć,bo chłopak wpił się w moje usta.Całował zachłannie,rozchylił moje wargi,by po chwili nasze języki wspólnie odprawiały jakiś dziki taniec.Jego dłonie błądziły po moich plecach,nie pozostawałam mu dłużna i zaczęłam "badać" jego umięśniony tors.Chłopak wziął mnie na ręce i przy okazji pozbył się mojego swetra rzucając go gdzieś w kąt.Nie przestając mnie całować ruszył po schodach na górę do jego sypialni.Włączył muzykę,rzucił mnie na łóżko i przygwoździł swoim ciałem.Muskał ustami każdy milimetr mojej skóry,a ja wiłam się z rozkoszy.Przejęłam inicjatywę,pozbyłam się jego t-shirtu i zaczęłam całować jego klatkę piersiową i brzuch,zataczałam językiem jakieś wzorki na jego szyi,a on mruczał zadowolony.Po chwili pozbyliśmy się reszty ubrań,a także naszej bielizny.Szatyn po raz kolejny zachłannie wpił się w moje usta.
-Cause you make me feel like I've been locked out heaven- wyszeptał i wszedł we mnie,a ja krzyknęłam.Nasze oddechy przyśpieszyły,ruchy tym bardziej.Gorące pocałunki i głośna muzyka idealnie ze sobą współgrały.Jęki i krzyki odzwierciedlały rozkosz jaką zadawaliśmy sobie nawzajem.
-Kocham cię -krzyknęłam,kiedy byłam już u kresu wytrzymania,a Starck wyszczerzył się z satysfakcją.Wspólnie szczytowaliśmy.Obydwoje opadliśmy zdyszani na poduszki.
-Cause your sex takes me to paradise- wymruczał i złożył subtelny pocałunek na moich wargach.Wtem rozległ się dzwonek.
-Kto to może być ?-zapytałam,a jeśli mama się domyśliła...Nie,oby nie!
-Nie wiem,zaraz sprawdzę -odparł wstając,włożył bokserki i wyszedł z pokoju.
A miało być tak cudownie...
*Z perspektywy Nialla*
- Ja odpadam-oznajmiłem nie mogąc wyrobić ze śmiechu.Wstałem z kanapy i postanowiłem sprawdzić jak idzie Charlotte.Wyszedłem na górę jak najciszej umiałem i zaglądnąłem do pokoju.
-Pieprzyć szkołę-mruknęła blondynka i opadła na stertę książek,zeszytów i notatek.
-Aż tak źle ?-zapytałem,a ona przerażona odwróciła się w moją stronę.
-Wystraszyłeś mnie-stwierdziła łapiąc się za serce.
Zachichotałem.
-Przytul mnnieee,nie mam siły-jęknęła opadając na łóżko.
-Z przyjemnością-rzuciłem się na materac koło niej i wtuliłem się w nią z całych sił.Leżeliśmy w ciszy,błogiej ciszy,nie potrzebowaliśmy słów,rozumieliśmy się bez nich doskonale.Zastanawiałem się jakim jestem szczęściarzem,wreszcie znalazłem sobie dziewczynę i to nie byle jaką!Byłem w niej zakochany i dopiero nie dawno sobie to uświadomiłem.Zawsze naszym spotkaniem towarzyszyły rozmowy,jakieś tajemnicze spojrzenia,uśmiechy,ale nigdy nie podejrzewałem,że przerodzi się to w coś takiego.
-Nad czym myślisz??-zapytała przygładzając moją blond czuprynę.
-O tobie,o nas -powiedziałem,zamykając nasze dłonie w uścisku.
- I ?
-Doszedłem do wniosku,że mam cholerne szczęście,że poznałem ciebie,wiesz?-odparłem,a ona zarumieniła się delikatnie i pocałowała mnie w czoło.
-Kocham cię Niall
-Ja ciebie też skarbie-przybliżyłem się do niej i popatrzyłem głęboko w piękne,niebiańskie oczy-Bardzo mocno - musnąłem delikatnie jej wargi,dziewczyna uśmiechnęła się przez pocałunek i oddała się pieszczotom.
Nagle poczułem wibrację na brzuchu,to telefon Lottie się odezwał.
-Przecież to nie mój....-mruknęła wyciągając białe black berry z kieszeni-Ach,no tak, przecież to bluza Fel..-odebrała
-Lily?Halo?Przekaż Fizzy,żeby się nie martwiła,jej komórka jest w domu....
-Ale jak to?-jej twarz przybrała zaskoczony i surowy wyraz twarzy.
-Ach tak,jasne,dzięki Lil-rozłączyła się.
-Co jest grane?-zapytałem,a Pyśka westchnęła.
-Nic,muszę zawieźć jej ten telefon-przez jej twarz przebiegł cień zażenowania i niepewności,ale nie dopytywałem się o nic.Zaproponowałem tylko,że przejadę się z nią,ale grzecznie odmówiła.Wzięła kurtkę i wybiegła z pokoju.Zastanawiało mnie tylko jedno,dlaczego miałem wrażenie,że kłamała.
______________________________________________
Heeeeej ;* Rozdział nie jest najlepszy i od razu na wstępie chcę was przeprosić za wszelkie błędy i usterki.Jestem chora,bolą mnie zatoki,w przeciągu nie całych 12 godzin nędznego życia zużyłam 2 rolki papieru toaletowego,kaszle mnie niemiłosiernie,całą noc prawie przez to nie spałam,w dodatku dostałam jakiejś wysypki,która piekielnie piecze.Jestem pewna,że mam gorączkę,ale nie mam siły ruszyć tyłka i poszukać termometru,więc jak same widzicie moje zdrowie nie pomaga mi napisać coś sensownego .Muszę zacząć brać leki na odporność,bo jak tak dalej pójdzie umrę z powodu głupiej grypy.Jestem chora już 3 raz w przeciągu 2 miesięcy,ale staram się dla was kochane publikować w miarę szybko i w terminie.Mam nadzieję,że jednak wam się spodobało i przepraszam jeśli was zanudziłam.Na przeproszenie mam dla was takich dwóch Bogów:
Do następnego xx
poniedziałek, 11 marca 2013
Rozdział 20
*Z perspektywy Felicite*
Poczułam jakby tysiące mrówek wlazło pod moją skórę i swobodnie dreptało po każdym zakamarku moich mięśni na karku,szyi i nogach.Zanim zaczęłam normalnie kontaktować moje dłonie powędrowały w te zaatakowane miejsca i wykonywały coś na kształt masażu.
-Co do cholery?-mruknęłam uchylając delikatnie powieki.Podniosłam się na łokciach i rozglądnęłam.Leżałam w jakiejś dziwacznej pozycji,między nogami Charlotte,która swoją drogą nieźle mnie skopała tymi kikutami.Zwlekłam się z łóżka,oczywiście nieudolnie,bo spadłam na moje szlachetne cztery litery.Jeśli chodzi o zwinność Tomlinsonów z rana to naprawdę szału nie ma.Moje palce nadal próbowały się pozbyć tych cholernych skurczy,ale jakiś mega rezultatów nie było.
-Która godzina?-zapytałam siebie szeptem i zerknęłam na zegarek. 9.00.Sobota,spałam niecałe 4 i pół godziny,bolały mnie plecy,a mój największy problem polegał na tym,że choć nie wiadomo jak bardzo bym chciała drugi raz już nie zasnę.Obrzucam wzrokiem pełnym pogardy chlew,który niegdyś był pokojem.Regał po prawej stronie,gdzie zawsze starannie i tematycznie były poukładane książki teraz praktycznie świecił pustkami,bo dziwnym trafem wszystkim lekturą i podręcznikom nagle zachciało się biwakować na brudnej podłodze,która swoją drogą dawno nie widziała się z panem odkurzaczem.Łóżko jak łóżko prześcieradło zwinięte w kłębek,poduszki porozwalane+kołdra cała w czekoladowych lodach.Malutki dywan,niegdyś milutki w dotyku,w tym momencie jakoś nie miałam ochoty postawić na nim bosej stopy.Biurko zawalone zeszytami i brudnymi skarpetami,gdzieś pomiędzy tym wszystkim jeszcze wczorajszego wieczoru czaił się laptop,ale teraz nie miałam pojęcia,czy coś z niego zostało.Ceglana ściana,która wydawać się może materiałem niezniszczalnym została sowicie nagrodzona olbrzymią porcją soku z czarnej porzeczki. Fotel przy oknie,na którym zawsze siadałam,czytając jakąś ciekawą powieść robił za przenośną garderobę,która właśnie przeszła kataklizm powodziowy ewentualnie jakiś huragan. Trudno było mi zrozumieć jakim cudem doprowadziłam do czegoś takiego,jeszcze tydzień temu to coś przypominało sypialnię,wręcz emanowało stąd czystością,no ale cóż takie są uroki zdania sobie sprawy z tego,że chłopak, w którym kochasz się od podstawówki przeleciał cię,żeby zrobić nazłość twojej siostrze.Na myśl o nim miałam ochotę wybuchnąć płaczem i schować się gdzieś pod ziemie,bylebym tylko nie musiała oglądać jego nieziemskiej facjaty,która swoją drogą nie chciała wymazać się z mojej pamięci.Chciałam o nim zapomnieć i to jak najprędzej,ale mój mózg działał na odwrót i zamiast dostać natychmiastowej amnezji coraz bardziej rozpamiętywałam każdą chwilę z nim spędzoną.
Słońce już zachodziło,było lato,ale tamtego dnia termometry wskazywały jedynie 20 stopni.Pomału plac zabaw zaczął pustoszeć,została tam jedynie trójka dzieci: niewysoka,lekko przy kości złotowłosa dziewczynka,która miała może 11lat,obok niej na trawie leżała rozłożona plackiem jej młodsza o rok kopia.Na huśtawce bujał się rówieśnik blondyny,był nieco od niej wyższy i szczuplejszy,miał ciemne,potargane przez wiatr włosy i tatuaż przedstawiający smoka na ramieniu.
- Co robimy?-zapytała szatynka przyglądając się pomarańczowej kuli,która znikała za horyzontem.
Siostra nie odpowiedziała nic tylko popędziła w stronę ulicy,gdzie akurat przechodziły jej dwie koleżanki z klasy.Chłopak położył się obok młodszej przyjaciółki,która uśmiechnęła się na samą myśl,że może przez moment być tak blisko niego.
-Kochasz ją?-zagadnęła,wskazując palcem w stronę trzech plotkujących dziewczyn.
-Tak.-odparł-Ciebie też-przysunął się do niej i poczochrał jej starannie ułożoną fryzurę.Dziewczynka spłonęła rumieńcem i popędziła na karuzelę,żeby Mick przypadkiem nie zauważył jej przypominającej buraka twarzy.
-Nie! Nie ! Nie! Nie mogę...-warknęłam poirytowana i zabierając ze sobą bieliznę ruszyła do łazienki,nic nie działało tak kojąco na jej nerwy jak zimny prysznic.
* Z perspektywy Charlotte*
-Proszę,nie-mruknęłam,kiedy ktoś zaczął mnie szturchać.Chyba coś w rodzaju pustaka albo cegły zwaliło mi się na głowę,bo miałam wrażenie,że właśnie pękła.
-Lottie musisz wstać-warknęła mama..?tak to chyba była ona.
-Nie,nie chcę-wyjęczałam ukrywając twarz pod poduszką.Miałam przeczucie jakby zaraz miało stać się coś złego.Było mi duszno,łeb mnie bolał,a natrętna Jay nie dawała za wygraną.
-Zostaw mnie w spokoju....
-Za 2 godziny macie spotkanie z prawniczką i tym całym fotografem.Wszyscy są już na nogach-stwierdziła, a ja chcąc nie chcąc musiałam się ogarnąć.
-No dobra..-usidłam na materacu,przeciągnęłam się głośno ziewając i postawiłam stopy na ziemi z zamiarem wstania.Kiedy to zrobiłam w momencie nogi się pode mną ugięły,a przed oczami zamajaczyły jakieś czarne gwiazdki,po chwili leżałam już na panelach obserwując sufit.
-Boże dziecko,co ci jest-kobieta od razu znalazła się przy mnie.
-Źle się czujesz?-zapytała i nawet nie czekała na odpowiedź-jasne,że tak.Nie ruszaj się przyniosę ci wodę.
Nie zdążyłam nawet podnieść wzroku,a jej już nie było.Dźwignęłam się na rękach i oparłam o ramę łóżka.
Po chwili do sypialni wpadła mama i jak można się było spodziewać za nią przyleciała cała reszta.
-O mój bo-boże Lott co się stało?-jęknęła Eleanor-wyglądasz strasznie.
-Dzięki.
-Nie...nie o to mi chodziło....
-Alkohol mi nie służy..-mruknęłam-Mogę tą wodę-wyciągnęłam rękę w kierunku szklanki,którą moja rodzicielka ściskała w dłoniach.
Było mi duszno,bardzo duszno.
-Co? ...A tak,tak-podała mi ją,a ja wypiłam całą jej zawartość za jednym łykiem.Nigdy w życiu mnie tak nie suszyło.
***
-Jesteś pewna,że dasz radę?Może uda się nam to jakoś przełożyć.-zapytał Li,kiedy jakimś cudem doczołgałam się do kuchni,gdzie wepchano we mnie dwie kanapki,które o mało co nie zwróciłam.
-No właśnie,zdrowie jest najważniejsze-wtrącił Niall i posłał mi pełne troski spojrzenie.
-Dajcie spokój,nic mi nie jest,zwykły kac-mruknęłam,choć sama za bardzo nie wierzyłam w swoje słowa.Pierwszy raz zdarzyło mi się,żeby mdleć,czy słabnąć po imprezie,a przecież tak dużo nie wypiłam........dobra schlałam się,ale nie aż tak.
-Charlotte ostatni raz dzieliłaś ze mną łóżko-do kuchni wkroczyła Felicite rozmasowując krzyże,mówiła głośno,stanowczo za głośno.-Ja nie wiem jak ten Nialler z tobą wytrzymuję,w nocy wierzgałaś się jakby cię ze skóry obdzierali,a ja mam teraz pełno siniaków-oznajmiła i dopiero po jakiś dwóch sekundach skapnęła się,że powiedziała o nieco za dużo
- O shit ! przepraszam-zakryła usta dłonią.
-O czym ty mówisz Fel?-Jay posłała jej to słynne przeszywające na wylot spojrzenie,przy którym nawet największy twardziel wymiękał.
-Mamo,no bo wiesz....-podniosłam tyłek z krzesła,a Horan uśmiechnął się do mnie zachęcająco i kiwnął głową.
-Wie pani,bo my, w sensie ja i Lottie jesteśmy razem-dodał i splótł nasze dłonie.Mama patrzyła na nas jak na idiotów.
-Jak długo?
-Jakby to powiedzieć..hm..dopiero zaczynamy-stwierdziłam,a jej twarz nadal nie wyrażała żadnych emocji,zero szczęścia,smutku,złości.
-Dlaczego mi nie powiedzieliście,głuptasy?-zachichotała i przytuliła nas mocno.-Gdybyście widzieli wasze przerażone miny....
-Nie jesteś temu przeciwna?-zapytałam ledwo co łapiąc oddech.
-No co ty,Charlotte,Nialler to taki porządny chłopak-odparła,a blondyn spłonął rumieńcem.Och jak dobrze,bałam się,że i ona będzie wkurzona.Poczułam ogromną ulgę,kiedy zaczęła się śmiać,myślałam,ba! Byłam wręcz pewna,że będzie awantura,płacz,zgrzytanie zębów,wrzaski,wyrzuty....ale wszystko było w jak najlepszym porządku.
* Z perspektywy Nialla*
-Nareszcie ! -podskoczyłem z radości i wtuliłem się w moją pysie,to określenie jakoś przypadło mi do gustu i też bardzo pasowało do Lottie.Dlaczego?Jej wiecznie różowe,tłuściutkie policzki,słodki uśmiech i jeden malutki ledwo widoczny dołeczek kojarzyły mi się z pluszowym miśkiem,którego cały czas chcę się przytulać i nie można się od niego oderwać.A ja zawsze pluszaki nazywałem albo"pyś" albo "ptyś",może posiadałem nieco dziecinny tok rozumowania,ale trudno.
-Nie musimy się już ukrywać-uśmiechnęła się szeroko i chwyciła moją twarz w dłonie,przyglądałem się jej pięknym oczom,widziałem w nich iskierki radości.Była w pełni szczęśliwa ze mną...przy mnie,czy to nie był wystarczający powód do dumy? Zbliżyłem się do niej i musnąłem delikatnie jej wargi,raz,drugi,trzeci.
-Leć się ubierać,już 13:10.-szepnąłem całując ją w szyję.Westchnęła.
-Już pędzę...-ruszyła na górę,a ja zacząłem szukać pani Tomlinson,która chciała ze mną rozmawiać.
Zaglądnąłem do kuchni,ale tam tylko Louis razem z Elką i dziewczynkami sprzątali po śniadanio-obiedzie.
W salonie Harry i Zayn oglądali powtórki z jakiegoś programu o miss świata,czy jakiś tam modelkach,zacięcie komentując ich pośladki,nogi i piersi. Wyszedłem po schodach na pierwsze piętro i zaglądnąłem do pokoju bliźniaczek,ale tam było pusto,w sypialni "mojej" i Harolda także nikogo nie było.
- Masz to wszystko posprzątać kiedy wrócicie,zrozumiano?! Ja nie wiem jakim cudem ty w trzy dni z normalnego,a przede wszystkim CZYSTEGO pokoju zrobiłaś taki burdel,świnki w chlewie mają lepsze warunki,wstydziłabyś się-usłyszałem "zgubę",krzyczącą na Fizzy,która przytaknęła i zniknęła za drzwiami.
-Chciała pani ze mną pogadać-mruknąłem,a ona obróciła się w moją stronę.
-O tu jesteś skarbie,chodź tu,mam jedno pytanko-powiedziała,a ja podszedłem do niej.Zauważyłem,że dłonie mi się lekko trzęsły.Nie ma się czego bać Horan.Nie ma się czego bać.
-Wiem,że to dosyć krępujące,ale czy ty i Charlotte.....czy wy uprawialiście seks-zapytała,a mnie zatkało,dosłownie.
-Nie zrozum mnie źle,po prostu się martwię,dzisiaj było jej słabo,wymiotowała...to trochę daje do myślenia.
-Nie,my jeszcze nic,nigdy-odparłem,a moje policzki zapewne przybrały identyczny kolor jak jej bordowe pantofle,w które wpatrywałem się jak zaczarowany.
-To dobrze-poklepała mnie po ramieniu i posłała bardzo dobrze mi znany uśmiech.Tomlinsonowie byli identyczni pod wieloma względami,a ich uzębienie i sposób w jaki się śmieją był jedyny w swoim rodzaju.
-Mamo? Co ty mu robisz?-o mało co nie podskoczyłem,kiedy znienacka zaatakowała nas Charlotte.Była nadal blada,ale wyglądała już trochę lepiej,wszystko dzięki moim mistrzowskim kanapką!
-Ja? Mówisz o mnie?
-Mamo...
* Z perspektywy Charlotte*
-Boję się,Val,a jeśli on nie będzie chciał nam pomóc?-mruknęłam,opierając się przed wejściem do kawiarni.
-Lottie głowa do góry,nasza tajna broń na pewno go do tego nakłoni-wskazała na chłopców.
-No dobra-pchnęłam oszklone drzwi i weszłam do środka.Na pierwszy rzut oka to miejsce nie przypominało zwykłej kawiarni,gdzie można spotkać się ze znajomymi,wypić kawę,zjeść szarlotkę,przynajmniej nie w moim wieku.Obstawiałabym,że to miejsce jest czymś w rodzaju klubu seniora,ale jak na takie okoliczności było wręcz idealnie,zero nastolatek,zero fanów,sami starsi ludzie,bajka.W głębi lokalu przy jednym ze stolików siedział ciemny blondyn,miał założoną czapkę na głowę,bardzo podobną do mojej,z tym,że moją wzięłam,żeby ukryć nieokiełznaną fryzurę.Pił jakiś napój,a jego aparat spoczywał w pokrowcu,który wesoło dyndał zawieszony na jego szyi.
-Toby?-zapytałam,a on o mało co nie opluł się kawą,gdy zobaczył kto mi towarzyszy.
-Tak,to ja -wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu,który oczywiście każdy z nas odwzajemnił-Nie jestem pewny,ale chyba zaszła jakaś pomyłka,bo ja miałem się spotkać z panią Valerie..
-To ja -pomachała teczką Val.-a to moi klienci.
-A..już rozumiem....
Musieliśmy zmienić stolik na większy i zaczęliśmy rozmawiać.Na początku trudno było go przekonać by pokazał nam swoje zdjęcia,ale uwierzcie mi One Direction działa cuda.
-Black,och,o niego zawsze jest tyle hałasu...-mruknął i zaczął szperać w swoim laptopie.
-Gdzie on jest?-mówił sam do siebie przeglądając folder z tamtej dyskoteki.-Nie udostępniałem fotek z nim,a było ich wiele-zwrócił się do nas.-ostatnio kiedy to zrobiłem miałem kłopoty-wskazał na małą bliznę koło ust i brwi
-Uderzył cię?-zapytałam nieco przerażonym tonem.
-Uderzył?-prychnął-leżałem tydzień w szpitalu.Powinnaś się cieszyć,że nic ci się nie stało,naprawdę.Sam jestem zdziwiony,wiesz co takie typki robią z dziewczynami,które nie są nimi zainteresowane,on....
-Nie kończ,błagam-mruknęłam zaciskając dłoń na kolanie Nialla.Wystraszyłam się i to nie na żarty.
-Mam! -krzyknął,a każda osoba obecna w tym lokalu odwróciła się w jego stronę i posłała pełne pogardy spojrzenie.
-Przepraszam-mruknął,kompletnie się tym nie przejmując i pokazałam nam fotografie,na których Black lepi się do mnie i majstruje coś przy torebce.W tym momencie zalała mnie fala szczęścia,wygraną mieliśmy w kieszeni,byłam tego pewna!
___________________________________________________________
Witajcieeeeeeeeeeee :* Rozdział taki o,szału nie ma.Przepraszam,że musieliście tyle czekać,ale wiecie szkoła...Mam nadzieję,że się spodobał i Z CAŁEGO SERDUCHA WAM DZIĘKUJĘ ZA TYLE WYŚWIETLEŃ I KOMENTARZE. Jesteście wspaniałe! Nie będę was zanudzać,do następnego i w sumie to tyle....
A! Jest jeszcze jedno! Postanowiłam dodawać w linkach przy imionach dziewczyn stroje w jakie są ubrane,to chyba dobry pomysł,nie ?
Poczułam jakby tysiące mrówek wlazło pod moją skórę i swobodnie dreptało po każdym zakamarku moich mięśni na karku,szyi i nogach.Zanim zaczęłam normalnie kontaktować moje dłonie powędrowały w te zaatakowane miejsca i wykonywały coś na kształt masażu.
-Co do cholery?-mruknęłam uchylając delikatnie powieki.Podniosłam się na łokciach i rozglądnęłam.Leżałam w jakiejś dziwacznej pozycji,między nogami Charlotte,która swoją drogą nieźle mnie skopała tymi kikutami.Zwlekłam się z łóżka,oczywiście nieudolnie,bo spadłam na moje szlachetne cztery litery.Jeśli chodzi o zwinność Tomlinsonów z rana to naprawdę szału nie ma.Moje palce nadal próbowały się pozbyć tych cholernych skurczy,ale jakiś mega rezultatów nie było.
-Która godzina?-zapytałam siebie szeptem i zerknęłam na zegarek. 9.00.Sobota,spałam niecałe 4 i pół godziny,bolały mnie plecy,a mój największy problem polegał na tym,że choć nie wiadomo jak bardzo bym chciała drugi raz już nie zasnę.Obrzucam wzrokiem pełnym pogardy chlew,który niegdyś był pokojem.Regał po prawej stronie,gdzie zawsze starannie i tematycznie były poukładane książki teraz praktycznie świecił pustkami,bo dziwnym trafem wszystkim lekturą i podręcznikom nagle zachciało się biwakować na brudnej podłodze,która swoją drogą dawno nie widziała się z panem odkurzaczem.Łóżko jak łóżko prześcieradło zwinięte w kłębek,poduszki porozwalane+kołdra cała w czekoladowych lodach.Malutki dywan,niegdyś milutki w dotyku,w tym momencie jakoś nie miałam ochoty postawić na nim bosej stopy.Biurko zawalone zeszytami i brudnymi skarpetami,gdzieś pomiędzy tym wszystkim jeszcze wczorajszego wieczoru czaił się laptop,ale teraz nie miałam pojęcia,czy coś z niego zostało.Ceglana ściana,która wydawać się może materiałem niezniszczalnym została sowicie nagrodzona olbrzymią porcją soku z czarnej porzeczki. Fotel przy oknie,na którym zawsze siadałam,czytając jakąś ciekawą powieść robił za przenośną garderobę,która właśnie przeszła kataklizm powodziowy ewentualnie jakiś huragan. Trudno było mi zrozumieć jakim cudem doprowadziłam do czegoś takiego,jeszcze tydzień temu to coś przypominało sypialnię,wręcz emanowało stąd czystością,no ale cóż takie są uroki zdania sobie sprawy z tego,że chłopak, w którym kochasz się od podstawówki przeleciał cię,żeby zrobić nazłość twojej siostrze.Na myśl o nim miałam ochotę wybuchnąć płaczem i schować się gdzieś pod ziemie,bylebym tylko nie musiała oglądać jego nieziemskiej facjaty,która swoją drogą nie chciała wymazać się z mojej pamięci.Chciałam o nim zapomnieć i to jak najprędzej,ale mój mózg działał na odwrót i zamiast dostać natychmiastowej amnezji coraz bardziej rozpamiętywałam każdą chwilę z nim spędzoną.
Słońce już zachodziło,było lato,ale tamtego dnia termometry wskazywały jedynie 20 stopni.Pomału plac zabaw zaczął pustoszeć,została tam jedynie trójka dzieci: niewysoka,lekko przy kości złotowłosa dziewczynka,która miała może 11lat,obok niej na trawie leżała rozłożona plackiem jej młodsza o rok kopia.Na huśtawce bujał się rówieśnik blondyny,był nieco od niej wyższy i szczuplejszy,miał ciemne,potargane przez wiatr włosy i tatuaż przedstawiający smoka na ramieniu.
- Co robimy?-zapytała szatynka przyglądając się pomarańczowej kuli,która znikała za horyzontem.
Siostra nie odpowiedziała nic tylko popędziła w stronę ulicy,gdzie akurat przechodziły jej dwie koleżanki z klasy.Chłopak położył się obok młodszej przyjaciółki,która uśmiechnęła się na samą myśl,że może przez moment być tak blisko niego.
-Kochasz ją?-zagadnęła,wskazując palcem w stronę trzech plotkujących dziewczyn.
-Tak.-odparł-Ciebie też-przysunął się do niej i poczochrał jej starannie ułożoną fryzurę.Dziewczynka spłonęła rumieńcem i popędziła na karuzelę,żeby Mick przypadkiem nie zauważył jej przypominającej buraka twarzy.
-Nie! Nie ! Nie! Nie mogę...-warknęłam poirytowana i zabierając ze sobą bieliznę ruszyła do łazienki,nic nie działało tak kojąco na jej nerwy jak zimny prysznic.
* Z perspektywy Charlotte*
-Proszę,nie-mruknęłam,kiedy ktoś zaczął mnie szturchać.Chyba coś w rodzaju pustaka albo cegły zwaliło mi się na głowę,bo miałam wrażenie,że właśnie pękła.
-Lottie musisz wstać-warknęła mama..?tak to chyba była ona.
-Nie,nie chcę-wyjęczałam ukrywając twarz pod poduszką.Miałam przeczucie jakby zaraz miało stać się coś złego.Było mi duszno,łeb mnie bolał,a natrętna Jay nie dawała za wygraną.
-Zostaw mnie w spokoju....
-Za 2 godziny macie spotkanie z prawniczką i tym całym fotografem.Wszyscy są już na nogach-stwierdziła, a ja chcąc nie chcąc musiałam się ogarnąć.
-No dobra..-usidłam na materacu,przeciągnęłam się głośno ziewając i postawiłam stopy na ziemi z zamiarem wstania.Kiedy to zrobiłam w momencie nogi się pode mną ugięły,a przed oczami zamajaczyły jakieś czarne gwiazdki,po chwili leżałam już na panelach obserwując sufit.
-Boże dziecko,co ci jest-kobieta od razu znalazła się przy mnie.
-Źle się czujesz?-zapytała i nawet nie czekała na odpowiedź-jasne,że tak.Nie ruszaj się przyniosę ci wodę.
Nie zdążyłam nawet podnieść wzroku,a jej już nie było.Dźwignęłam się na rękach i oparłam o ramę łóżka.
Po chwili do sypialni wpadła mama i jak można się było spodziewać za nią przyleciała cała reszta.
-O mój bo-boże Lott co się stało?-jęknęła Eleanor-wyglądasz strasznie.
-Dzięki.
-Nie...nie o to mi chodziło....
-Alkohol mi nie służy..-mruknęłam-Mogę tą wodę-wyciągnęłam rękę w kierunku szklanki,którą moja rodzicielka ściskała w dłoniach.
Było mi duszno,bardzo duszno.
-Co? ...A tak,tak-podała mi ją,a ja wypiłam całą jej zawartość za jednym łykiem.Nigdy w życiu mnie tak nie suszyło.
***
-Jesteś pewna,że dasz radę?Może uda się nam to jakoś przełożyć.-zapytał Li,kiedy jakimś cudem doczołgałam się do kuchni,gdzie wepchano we mnie dwie kanapki,które o mało co nie zwróciłam.
-No właśnie,zdrowie jest najważniejsze-wtrącił Niall i posłał mi pełne troski spojrzenie.
-Dajcie spokój,nic mi nie jest,zwykły kac-mruknęłam,choć sama za bardzo nie wierzyłam w swoje słowa.Pierwszy raz zdarzyło mi się,żeby mdleć,czy słabnąć po imprezie,a przecież tak dużo nie wypiłam........dobra schlałam się,ale nie aż tak.
-Charlotte ostatni raz dzieliłaś ze mną łóżko-do kuchni wkroczyła Felicite rozmasowując krzyże,mówiła głośno,stanowczo za głośno.-Ja nie wiem jak ten Nialler z tobą wytrzymuję,w nocy wierzgałaś się jakby cię ze skóry obdzierali,a ja mam teraz pełno siniaków-oznajmiła i dopiero po jakiś dwóch sekundach skapnęła się,że powiedziała o nieco za dużo
- O shit ! przepraszam-zakryła usta dłonią.
-O czym ty mówisz Fel?-Jay posłała jej to słynne przeszywające na wylot spojrzenie,przy którym nawet największy twardziel wymiękał.
-Mamo,no bo wiesz....-podniosłam tyłek z krzesła,a Horan uśmiechnął się do mnie zachęcająco i kiwnął głową.
-Wie pani,bo my, w sensie ja i Lottie jesteśmy razem-dodał i splótł nasze dłonie.Mama patrzyła na nas jak na idiotów.
-Jak długo?
-Jakby to powiedzieć..hm..dopiero zaczynamy-stwierdziłam,a jej twarz nadal nie wyrażała żadnych emocji,zero szczęścia,smutku,złości.
-Dlaczego mi nie powiedzieliście,głuptasy?-zachichotała i przytuliła nas mocno.-Gdybyście widzieli wasze przerażone miny....
-Nie jesteś temu przeciwna?-zapytałam ledwo co łapiąc oddech.
-No co ty,Charlotte,Nialler to taki porządny chłopak-odparła,a blondyn spłonął rumieńcem.Och jak dobrze,bałam się,że i ona będzie wkurzona.Poczułam ogromną ulgę,kiedy zaczęła się śmiać,myślałam,ba! Byłam wręcz pewna,że będzie awantura,płacz,zgrzytanie zębów,wrzaski,wyrzuty....ale wszystko było w jak najlepszym porządku.
* Z perspektywy Nialla*
-Nareszcie ! -podskoczyłem z radości i wtuliłem się w moją pysie,to określenie jakoś przypadło mi do gustu i też bardzo pasowało do Lottie.Dlaczego?Jej wiecznie różowe,tłuściutkie policzki,słodki uśmiech i jeden malutki ledwo widoczny dołeczek kojarzyły mi się z pluszowym miśkiem,którego cały czas chcę się przytulać i nie można się od niego oderwać.A ja zawsze pluszaki nazywałem albo"pyś" albo "ptyś",może posiadałem nieco dziecinny tok rozumowania,ale trudno.
-Nie musimy się już ukrywać-uśmiechnęła się szeroko i chwyciła moją twarz w dłonie,przyglądałem się jej pięknym oczom,widziałem w nich iskierki radości.Była w pełni szczęśliwa ze mną...przy mnie,czy to nie był wystarczający powód do dumy? Zbliżyłem się do niej i musnąłem delikatnie jej wargi,raz,drugi,trzeci.
-Leć się ubierać,już 13:10.-szepnąłem całując ją w szyję.Westchnęła.
-Już pędzę...-ruszyła na górę,a ja zacząłem szukać pani Tomlinson,która chciała ze mną rozmawiać.
Zaglądnąłem do kuchni,ale tam tylko Louis razem z Elką i dziewczynkami sprzątali po śniadanio-obiedzie.
W salonie Harry i Zayn oglądali powtórki z jakiegoś programu o miss świata,czy jakiś tam modelkach,zacięcie komentując ich pośladki,nogi i piersi. Wyszedłem po schodach na pierwsze piętro i zaglądnąłem do pokoju bliźniaczek,ale tam było pusto,w sypialni "mojej" i Harolda także nikogo nie było.
- Masz to wszystko posprzątać kiedy wrócicie,zrozumiano?! Ja nie wiem jakim cudem ty w trzy dni z normalnego,a przede wszystkim CZYSTEGO pokoju zrobiłaś taki burdel,świnki w chlewie mają lepsze warunki,wstydziłabyś się-usłyszałem "zgubę",krzyczącą na Fizzy,która przytaknęła i zniknęła za drzwiami.
-Chciała pani ze mną pogadać-mruknąłem,a ona obróciła się w moją stronę.
-O tu jesteś skarbie,chodź tu,mam jedno pytanko-powiedziała,a ja podszedłem do niej.Zauważyłem,że dłonie mi się lekko trzęsły.Nie ma się czego bać Horan.Nie ma się czego bać.
-Wiem,że to dosyć krępujące,ale czy ty i Charlotte.....czy wy uprawialiście seks-zapytała,a mnie zatkało,dosłownie.
-Nie zrozum mnie źle,po prostu się martwię,dzisiaj było jej słabo,wymiotowała...to trochę daje do myślenia.
-Nie,my jeszcze nic,nigdy-odparłem,a moje policzki zapewne przybrały identyczny kolor jak jej bordowe pantofle,w które wpatrywałem się jak zaczarowany.
-To dobrze-poklepała mnie po ramieniu i posłała bardzo dobrze mi znany uśmiech.Tomlinsonowie byli identyczni pod wieloma względami,a ich uzębienie i sposób w jaki się śmieją był jedyny w swoim rodzaju.
-Mamo? Co ty mu robisz?-o mało co nie podskoczyłem,kiedy znienacka zaatakowała nas Charlotte.Była nadal blada,ale wyglądała już trochę lepiej,wszystko dzięki moim mistrzowskim kanapką!
-Ja? Mówisz o mnie?
-Mamo...
* Z perspektywy Charlotte*
-Boję się,Val,a jeśli on nie będzie chciał nam pomóc?-mruknęłam,opierając się przed wejściem do kawiarni.
-Lottie głowa do góry,nasza tajna broń na pewno go do tego nakłoni-wskazała na chłopców.
-No dobra-pchnęłam oszklone drzwi i weszłam do środka.Na pierwszy rzut oka to miejsce nie przypominało zwykłej kawiarni,gdzie można spotkać się ze znajomymi,wypić kawę,zjeść szarlotkę,przynajmniej nie w moim wieku.Obstawiałabym,że to miejsce jest czymś w rodzaju klubu seniora,ale jak na takie okoliczności było wręcz idealnie,zero nastolatek,zero fanów,sami starsi ludzie,bajka.W głębi lokalu przy jednym ze stolików siedział ciemny blondyn,miał założoną czapkę na głowę,bardzo podobną do mojej,z tym,że moją wzięłam,żeby ukryć nieokiełznaną fryzurę.Pił jakiś napój,a jego aparat spoczywał w pokrowcu,który wesoło dyndał zawieszony na jego szyi.
-Toby?-zapytałam,a on o mało co nie opluł się kawą,gdy zobaczył kto mi towarzyszy.
-Tak,to ja -wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu,który oczywiście każdy z nas odwzajemnił-Nie jestem pewny,ale chyba zaszła jakaś pomyłka,bo ja miałem się spotkać z panią Valerie..
-To ja -pomachała teczką Val.-a to moi klienci.
-A..już rozumiem....
Musieliśmy zmienić stolik na większy i zaczęliśmy rozmawiać.Na początku trudno było go przekonać by pokazał nam swoje zdjęcia,ale uwierzcie mi One Direction działa cuda.
-Black,och,o niego zawsze jest tyle hałasu...-mruknął i zaczął szperać w swoim laptopie.
-Gdzie on jest?-mówił sam do siebie przeglądając folder z tamtej dyskoteki.-Nie udostępniałem fotek z nim,a było ich wiele-zwrócił się do nas.-ostatnio kiedy to zrobiłem miałem kłopoty-wskazał na małą bliznę koło ust i brwi
-Uderzył cię?-zapytałam nieco przerażonym tonem.
-Uderzył?-prychnął-leżałem tydzień w szpitalu.Powinnaś się cieszyć,że nic ci się nie stało,naprawdę.Sam jestem zdziwiony,wiesz co takie typki robią z dziewczynami,które nie są nimi zainteresowane,on....
-Nie kończ,błagam-mruknęłam zaciskając dłoń na kolanie Nialla.Wystraszyłam się i to nie na żarty.
-Mam! -krzyknął,a każda osoba obecna w tym lokalu odwróciła się w jego stronę i posłała pełne pogardy spojrzenie.
-Przepraszam-mruknął,kompletnie się tym nie przejmując i pokazałam nam fotografie,na których Black lepi się do mnie i majstruje coś przy torebce.W tym momencie zalała mnie fala szczęścia,wygraną mieliśmy w kieszeni,byłam tego pewna!
___________________________________________________________
Witajcieeeeeeeeeeee :* Rozdział taki o,szału nie ma.Przepraszam,że musieliście tyle czekać,ale wiecie szkoła...Mam nadzieję,że się spodobał i Z CAŁEGO SERDUCHA WAM DZIĘKUJĘ ZA TYLE WYŚWIETLEŃ I KOMENTARZE. Jesteście wspaniałe! Nie będę was zanudzać,do następnego i w sumie to tyle....
A! Jest jeszcze jedno! Postanowiłam dodawać w linkach przy imionach dziewczyn stroje w jakie są ubrane,to chyba dobry pomysł,nie ?
niedziela, 3 marca 2013
Rozdział 19
Muzyka
-Zatańcz ze mną,proszę-nudził mnie Horan.Byliśmy w klubie w trochę większym od Doncaster mieście.O dziwo mama pozwoliła mi i Fizzy zabalować i puściła nas razem z chłopcami i Eleanor.W końcu było co świętować.Siedziałam na czerwonej,skórzanej sofie i popijałam słodkiego drinka.Głośna muzyka dudniała,w około bawił się tłum ludzi.Był to jeden z bogatszych i bardziej ekskluzywnych lokali.Wielkie,ozdobne loże dla gości,ogromny parkiet,dwa,olbrzymie bary i świetny wystrój.Różnego rodzaju światła no i wspaniały podest dla ciemnoskórego Dj'a.
-Mówiłam ci,że nie umiem-odkrzyknęłam,a blondyn posmutniał i wydął dolną wargę.
-No dobrze-chwyciłam jego dłoń,w końcu leciała piosenka Biebera,którego mój chłopak wprost uwielbiał. Zaczęliśmy tańczyć, na początku nie szło nam najlepiej,ale później rozkręciliśmy się i nie liczyło się już nic oprócz muzyki i naszej dójki.Wiłam się koło niego jak dzika kotka, on uśmiechnięty od ucha do ucha śpiewał tekst piosenki.Utwór zmienił się na bardziej skoczny,więc musieliśmy przyśpieszyć tempo.Po kilkunastu długich i męczących minutach zeszłam z parkietu i skierowałam się do baru.
-4 razy Malibu poproszę-powiedziałam głośno uśmiechając się do barmana.Szczerze mu współczułam, miał masę roboty.Nie wiem jakim cudem, ale udało mi się donieść w całości alkohol do stolika,gdzie Fizzy gawędziła z moim chłopakiem.Wręczyłam im drinki i obserwowałam bawiących się w tłumie przyjaciół.
-Wiesz, że ja nie mogę-mruknęła szatynka,a ja pokiwałam głową.
-Jeszcze nikomu nigdy jeden nie zaszkodził-odparłam,a ona wyszczerzyła się i pociągnęła zdrowy łyk. Jej też się coś od życia należy.Nie tylko ja przez ten ostatni rok cierpiałam,ale ona także.Poza tym teraz do listy jej problemów doszedł Mick,za co miałam szczerze ochotę go zabić.Zrobił się z niego straszny dupek i egoista. Bardzo mi było przykro z tego powodu, kiedyś on dużo dla mnie znaczył,był jak brat,a teraz zmienił się i nie miałam zamiaru się z nim zadawać,już nigdy więcej.
-Nie zadręczaj się tylko chodź zaszaleć-szepnął mi do ucha Nialler.Wypiłam całą różową ciecz za jednym zamachem i ruszyłam na parkiet z blondynem.
***
Kolejne dawki alkoholu trochę przyćmiły mój umysł,Horan odprawiał jakiś dziwny taniec kompletnie zalany w trupa,Fizzy na szczęście była trzeźwa,czego nie można było powiedzieć o Eleanor,Louisie,Zaynie,a już na pewno nie o Harrym,który miział się z jakąś seksi blondyną niedaleko ubikacji.
-Dzieciaki zbieramy się,już 3 nad ranem-zarządził Liam.
Wszyscy wydali z siebie jęk i poprosili go byśmy mogli zostać trochę dłużej.
-Za 10 minut wszyscy przed klubem,jasne?-oznajmił i wyszedł.10 minut? Czy on zwariował,jakaś godzinka jeszcze by się przydała.Ruszyliśmy na parkiet i zaczęliśmy tańczyć zamieniając się partnerami,najpierw dziko pląsałam(tańcem nie można było tego nazwać) z blondynem,później wpadłam w łapska Zayna,a na końcu mojego brata.
-Nie wiedziałem,że się tak dobrze ruszasz,siostra-musiał krzyczeć bym go usłyszała.Wybuchłam śmiechem.
-Ale ja nie umiem.....
-Umiesz i się nie kłóć,Tommo ma zawsze rację
Powoli zbliżał się nasz koniec zabawy.Przepychając się przez tłum wyszliśmy z klubu.Na zewnątrz czekał na nas Daddy,był nieco niewyraźni....albo to mi dwoiło się w oczach.
-Gdzie Harry?-zapytał,a my wybuchliśmy śmiechem.Został w środku.
*Z perspektywy Felicite*
-Nie martw się Li,ja po niego pójdę,a ty się nimi zajmij-oznajmiłam,wskazując na pijanych przyjaciół.
-Och..Dzięki ci Fizzy.Poradzisz sobie z nim,z tego co widziałem na razie zajęty jest kimś innym-wywrócił oczami.
-Jasne,jeśli nie dam sobie rady wrócę po ciebie-stwierdziłam i weszłam z powrotem do lokalu.Najpierw sprawdziłam naszą loże,ale świeciła pustkami.Następnie poszłam pod bar,ale tam też go nie znalazłam.Na parkiet nie zamierzałam się pchać,bo było tam chyba z 300 ludzi i na pewno bym go nie zauważyła.Postanowiłam sprawdzić jeszcze tylko ubikacje i zwijać się z powrotem.Weszłam do męskiej i zaczęłam sprawdzać.Niestety Harolda tam nie było.Miałam już wychodzić,ale coś mnie podkusiło by sprawdzić jeszcze damską toaletę.
-Harry?Jesteś tu ?-zapytałam.Ktoś mruknął,a za chwilę z jednej z kabin wyszedł roznegliżowany Loczek,jego kędziorki sterczały jakby go ktoś poraził prądem,miał założony podkoszulek tył do przodu i nie zapięte spodnie.Zaraz za nim stanęła jakaś blondynka w krótkiej sukience,którą musiała obciągnąć bym nie podziwiała jej koronkowej,czarnej bielizny. -Czego chcesz?-warknęła i chwyciła Stylesa za przedramię.
-Przyszłam po niego-wskazałam na chłopaka i posłałam jej promienny uśmiech.Już suki nie lubię.
-Wątpię by zadawał się z kimś takim jak ty-prychnęła.
-Naooomi przesztań-popatrzył na nią gniewnie,a ona założyła ręce na piersi.Poczułam się tak..miło?Wstawił się za mną,a nie czekał aż blondyna zmiesza mnie z błotem,mimo tego,że był zalany.
-Czo się stało,Feeel?-zapytał.
-Wszyscy na ciebie czekamy,bo jedziemy już do domu-oznajmiłam.
-Okeeeej,chooooooodź iziemy- złapał mnie za rękę -Cześ Naoomi
Nagle poczułam jak coś,a raczej ktoś szarpnął mnie za włosy. Odwróciłam się do tyłu i puściłam dłoń chłopaka.
-O co ci chodzi ? -warknęłam.
-On jest mój.
-Nie zamierzam ci go zabierać,idiotko-odparłam,a ona zamachnęła się,zrobiłam unik by nie oberwać po twarzy,a ona okręciła się wokół własnej osi i upadła na pupę.Powinna pamiętać o tym,że kiedy alkohol pulsuje w żyłach nie wskazane są gwałtowne ruchy.
-Harry zostań ze mną,nie idź z nią-dziewczyna jęknęła.
-Ja wrazzzam do domuu.Naooomi iź spaź- mruknął, ponownie splótł swoje palce z moimi i wyszliśmy.Chłopak miał problemy z grawitacją i przewrócił się kilkakrotnie zanim doszliśmy do samochodu.Razem z Paynem wpakowaliśmy naszych poskramiaczy drinków do ogromnej taksówki i po niecałej okropnie nudnej godzinie jazdy wysiedliśmy pod domem.Niestety jedyną osobą oprócz nas,która nie odpłynęła do krainy Morfeusza był kierowca.
-Może wam pomóc dzieciaki?- zapytał.
-Nie chcemy sprawiać kłopotu...
-Jaki to kłopot?Mało razy to się do mieszkania upitych klientów?Trzeba było ich kłaść do wyra i pozamykać drzwi i wychodzić przez okno.-oznajmił mężczyzna po 60-tce.Chwycił Nialla pod pachy i zaczął go targać do domu.Nie powiem,komicznie to wyglądało.
-Boże,dzięki Ci,że jest ciemno i wszyscy śpią,bo tak to Simon by nas pozabijał..-stwierdził Daddy przerzucając sobie Louisa przez ramię,a ja zachichotałam.Zaglądnęłam do środka pojazdu i wyciągnęłam pierwszą osobę z brzegu.Na moje nieszczęście był to Harry,który do najmizerniejszych nie należał.Nie był gruby,to oczywiste,tylko umięśniony,a jak wiadomo mięśnie ważą więcej niż tłuszczyk.Oparłam go o pojazd,zarzuciłam jego rękę na moje ramie i objęłam go w pasie.Zaczęłam powoli zmierzać w stronę furtki.Loczek szurał czubkami butów po chodniku.Upss..ktoś tu będzie musiał odwiedzić obuwniczy i zakupić nową parę.Było trudno,ale doszłam z nim do domu,po drodze minęłam tęgiego pana,który niemal od razu mnie dogonił dźwigając Zayna.Można powiedzieć,że cienias ze mnie,ale trudno,kobieta nie musi być strongmenem.
-No dawaj Harold,podnieś te kopyta-powiedziałam do niego,kiedy przyszło nam zmierzyć się ze schodami.Styles w ogóle nie kontaktował i jak sie można domyślić nie spełnił mojej prośby.
Usiadłam na pierwszym stopniu i to samo zrobiłam z ciałem Harry'ego.Podnosiłam się co schodek do góry ciągnąc go za sobą,no i udało się nam..mi.Podniosłam się z ziemi i zaniosłam go do sypialni,rzuciłam na łożko obok Nialla,nie zrobiłam tego zbytnio delikatnie,przecież i tak nic nie czuł.Ściągnęłam mu kurtkę i te nieszczęsne buty,z którymi długo się męczyłam,bo Loczek zamiast zawiązać je jak każdy cywilizowany człowiek porobił supły.Kiedy uporałam się z problemem do pokoju wszedł Liam.
-Zaniosłem Lottie do ciebie,może tam spać?-zapytał.
-Jasne,wszyscy już u siebie?
-Tak.Dobranoc Felicite
-Dobranoc Liaś- chłopak posłał mi lekki uśmiech i zniknął za drzwiami.Zgasiłam światło i poszłam w jego ślady.
-Feeeeeeliisss zaszeekaj- usłyszałam zachrypnięty głos Harry'ego i momentalnie zawróciłam.Mimo iż było ciemno widziałam,że usiadł i zaczął wstawać.Nieudolnie,bo spadł z impetem na dywan.
-Hazz,spokojnie-mruknęłam dźwigając go z powrotem na materac.
-Gooorązzzoo mi-westchnął próbując ściągnąć koszulkę.
-Nie szarp tak,pomogę ci-chwyciłam go za ręce i uniosłam je do góry.
-Trzymaj je tak-mruknęłam i ściągnęłam jego t-shirt.Pozbyłam się także jego obcisłych spodni,z którymi nie było tak łatwo,bo przyległy do jego ud jakby ktoś przykleił je na kropelce.
-Teraz możesz już iść spać?-zapytałam układając ubrania obok na krześle.
-Nieee jeesstem pewny-mruknął,a ja zaśmiałam się.
-Co mogę dla ciebie zrobić?
-Hmm...przeszytaj mi bajkee
-Dobrze.-odparłam i po pierwszych trzech zdaniach o przygodach Kubusia Puchatku Lokers tak po prostu zasnął.Wstałam i ziewając ruszyłam do swojego pokoju.
-Dobrej nocy chłopaki- szepnęłam i po cichutku się wymknęłam.Niestety po ciężkim dniu nie mogłam zaznać odrobiny przyjemności i położyć się normalnie w łóżku,bo Lott leżała rozłożona jak królewna,a raczej jak rozjechany placek.Przebrałam się w piżamę i znalazłam sobie odrobinę wolnego miejsca.
Drogi Morfeuszu przybywam do twej uroczej krainy.
__________________________________________________
Heeeej :* Rozdział szczerze mówiąc średnio mi się podoba,ale nie ja jestem tutaj od oceniania,tylko wy i mam nadzieje,że wam jednak przypadł do gustu.Teraz czeka mnie troszku ciężki tydzień,trzeba nadrabiać materiał (dla niewtajemniczonych byłam chora),napisać zaległe sprawdziany,odrobić prace domowe,przepisać zeszyty+wszystko co mi zadadzą w następnym tygodniu i te cholerne testy..!-.-
Ale nie martwcie się postaram się znaleźć czas na bloga i napiszę coś na pewno.
Przepraszam za błędy i dziękuję za to,że czytacie,zaglądacie i komentujecie.Jestem bardzo wdzięczna :D
Do następnego xx
-Przyszłam po niego-wskazałam na chłopaka i posłałam jej promienny uśmiech.Już suki nie lubię.
-Wątpię by zadawał się z kimś takim jak ty-prychnęła.
-Naooomi przesztań-popatrzył na nią gniewnie,a ona założyła ręce na piersi.Poczułam się tak..miło?Wstawił się za mną,a nie czekał aż blondyna zmiesza mnie z błotem,mimo tego,że był zalany.
-Czo się stało,Feeel?-zapytał.
-Wszyscy na ciebie czekamy,bo jedziemy już do domu-oznajmiłam.
-Okeeeej,chooooooodź iziemy- złapał mnie za rękę -Cześ Naoomi
Nagle poczułam jak coś,a raczej ktoś szarpnął mnie za włosy. Odwróciłam się do tyłu i puściłam dłoń chłopaka.
-O co ci chodzi ? -warknęłam.
-On jest mój.
-Nie zamierzam ci go zabierać,idiotko-odparłam,a ona zamachnęła się,zrobiłam unik by nie oberwać po twarzy,a ona okręciła się wokół własnej osi i upadła na pupę.Powinna pamiętać o tym,że kiedy alkohol pulsuje w żyłach nie wskazane są gwałtowne ruchy.
-Harry zostań ze mną,nie idź z nią-dziewczyna jęknęła.
-Ja wrazzzam do domuu.Naooomi iź spaź- mruknął, ponownie splótł swoje palce z moimi i wyszliśmy.Chłopak miał problemy z grawitacją i przewrócił się kilkakrotnie zanim doszliśmy do samochodu.Razem z Paynem wpakowaliśmy naszych poskramiaczy drinków do ogromnej taksówki i po niecałej okropnie nudnej godzinie jazdy wysiedliśmy pod domem.Niestety jedyną osobą oprócz nas,która nie odpłynęła do krainy Morfeusza był kierowca.
-Może wam pomóc dzieciaki?- zapytał.
-Nie chcemy sprawiać kłopotu...
-Jaki to kłopot?Mało razy to się do mieszkania upitych klientów?Trzeba było ich kłaść do wyra i pozamykać drzwi i wychodzić przez okno.-oznajmił mężczyzna po 60-tce.Chwycił Nialla pod pachy i zaczął go targać do domu.Nie powiem,komicznie to wyglądało.
-Boże,dzięki Ci,że jest ciemno i wszyscy śpią,bo tak to Simon by nas pozabijał..-stwierdził Daddy przerzucając sobie Louisa przez ramię,a ja zachichotałam.Zaglądnęłam do środka pojazdu i wyciągnęłam pierwszą osobę z brzegu.Na moje nieszczęście był to Harry,który do najmizerniejszych nie należał.Nie był gruby,to oczywiste,tylko umięśniony,a jak wiadomo mięśnie ważą więcej niż tłuszczyk.Oparłam go o pojazd,zarzuciłam jego rękę na moje ramie i objęłam go w pasie.Zaczęłam powoli zmierzać w stronę furtki.Loczek szurał czubkami butów po chodniku.Upss..ktoś tu będzie musiał odwiedzić obuwniczy i zakupić nową parę.Było trudno,ale doszłam z nim do domu,po drodze minęłam tęgiego pana,który niemal od razu mnie dogonił dźwigając Zayna.Można powiedzieć,że cienias ze mnie,ale trudno,kobieta nie musi być strongmenem.
-No dawaj Harold,podnieś te kopyta-powiedziałam do niego,kiedy przyszło nam zmierzyć się ze schodami.Styles w ogóle nie kontaktował i jak sie można domyślić nie spełnił mojej prośby.
Usiadłam na pierwszym stopniu i to samo zrobiłam z ciałem Harry'ego.Podnosiłam się co schodek do góry ciągnąc go za sobą,no i udało się nam..mi.Podniosłam się z ziemi i zaniosłam go do sypialni,rzuciłam na łożko obok Nialla,nie zrobiłam tego zbytnio delikatnie,przecież i tak nic nie czuł.Ściągnęłam mu kurtkę i te nieszczęsne buty,z którymi długo się męczyłam,bo Loczek zamiast zawiązać je jak każdy cywilizowany człowiek porobił supły.Kiedy uporałam się z problemem do pokoju wszedł Liam.
-Zaniosłem Lottie do ciebie,może tam spać?-zapytał.
-Jasne,wszyscy już u siebie?
-Tak.Dobranoc Felicite
-Dobranoc Liaś- chłopak posłał mi lekki uśmiech i zniknął za drzwiami.Zgasiłam światło i poszłam w jego ślady.
-Feeeeeeliisss zaszeekaj- usłyszałam zachrypnięty głos Harry'ego i momentalnie zawróciłam.Mimo iż było ciemno widziałam,że usiadł i zaczął wstawać.Nieudolnie,bo spadł z impetem na dywan.
-Hazz,spokojnie-mruknęłam dźwigając go z powrotem na materac.
-Gooorązzzoo mi-westchnął próbując ściągnąć koszulkę.
-Nie szarp tak,pomogę ci-chwyciłam go za ręce i uniosłam je do góry.
-Trzymaj je tak-mruknęłam i ściągnęłam jego t-shirt.Pozbyłam się także jego obcisłych spodni,z którymi nie było tak łatwo,bo przyległy do jego ud jakby ktoś przykleił je na kropelce.
-Teraz możesz już iść spać?-zapytałam układając ubrania obok na krześle.
-Nieee jeesstem pewny-mruknął,a ja zaśmiałam się.
-Co mogę dla ciebie zrobić?
-Hmm...przeszytaj mi bajkee
-Dobrze.-odparłam i po pierwszych trzech zdaniach o przygodach Kubusia Puchatku Lokers tak po prostu zasnął.Wstałam i ziewając ruszyłam do swojego pokoju.
-Dobrej nocy chłopaki- szepnęłam i po cichutku się wymknęłam.Niestety po ciężkim dniu nie mogłam zaznać odrobiny przyjemności i położyć się normalnie w łóżku,bo Lott leżała rozłożona jak królewna,a raczej jak rozjechany placek.Przebrałam się w piżamę i znalazłam sobie odrobinę wolnego miejsca.
Drogi Morfeuszu przybywam do twej uroczej krainy.
__________________________________________________
Heeeej :* Rozdział szczerze mówiąc średnio mi się podoba,ale nie ja jestem tutaj od oceniania,tylko wy i mam nadzieje,że wam jednak przypadł do gustu.Teraz czeka mnie troszku ciężki tydzień,trzeba nadrabiać materiał (dla niewtajemniczonych byłam chora),napisać zaległe sprawdziany,odrobić prace domowe,przepisać zeszyty+wszystko co mi zadadzą w następnym tygodniu i te cholerne testy..!-.-
Ale nie martwcie się postaram się znaleźć czas na bloga i napiszę coś na pewno.
Przepraszam za błędy i dziękuję za to,że czytacie,zaglądacie i komentujecie.Jestem bardzo wdzięczna :D
Do następnego xx
Subskrybuj:
Posty (Atom)